WAGARY
– Wiosna już trwa, a myśmy jeszcze nie byli na wagarach – powiedział pewnego dnia Aleks.
Minę miał przy tym taką, jakby całe życie nic innego nie robił, tylko wagarował. I rzeczywiście – w tym roku nikt jeszcze nie opuścił nawet jednego dnia. W pierwszy dzień wiosny w ich szkole od kilku już lat organizowano różne atrakcje. Tym razem był to pokaz zwariowanej mody wiosennej i konkurs piosenki.
Z kolei pierwszego kwietnia przygotowali mnóstwo kawałów dla nauczycieli – więc żal było nie widzieć ich min. A było na co popatrzeć. Pani Czajka, stękając z wysiłku, połowę tematu lekcji napisała na tablicy białym serem, który na kształt kredy uformował Maciek. Milady wmówili, że miała być klasówka, i nauczycielka po raz pierwszy powiedziała, że to ona jest do niej nieprzygotowana. A geografa poinformowali, że „Gazeta Wyborcza” podała wiadomość o nowo odkrytym lądzie niedaleko Grenlandii. Aleks przyniósł specjalnie na tę okazję spreparowany artykuł. Ileż się nad nim nabiedził! Na domowej drukarce wydrukował szpaltę, starannie dobierając taką czcionkę jak w gazecie, potem wydruk nakleił na kartce papieru wraz z gazetową winietą. Całość odbił na ksero. Chwyciło. Dopiero następnego dnia poinformowali Labradora, że to dowcip. Tak czy siak nikt nie był na wagarach.
Dlatego kiedy parę dni po primaaprilisowych żartach Aleks przypomniał o wagarach, kilka osób zdecydowało się pójść. Kaśka, Aleks, Biały Michał, Maciek i Małgosia umówili się, że w czwartek wielkim łukiem ominą mury szkolne i powędrują do parku Skaryszewskiego. Zbiórka przy pomniku, który stoi niedaleko szkoły. Kinga spojrzała na nich z wielką zgrozą, a Czarny Michał odwrócił wzrok. Ostatnio i on przykładał się do nauki – najwyraźniej nie chciał być gorszy od Kingi…
* * *
Kamila nigdy jeszcze nie poszła na wagary. Całe popołudnie myślała, jak to będzie, wreszcie… zdecydowała się porozmawiać z babcią. Trafiła się ku temu okazja. Rodzice wybrali się na bankiet, a babcia, znowu poproszona przez nich o opiekę nad chorym Kubą, piekła w kuchni ciasto. Kamila poszła jej pomóc. A nuż trafi się wylizywanie makutry? Bardzo lubiła wylizywać makutrę z rozrobionego ciasta. Zwłaszcza piernika.
– Babciu… czy byłaś kiedyś na wagarach? – spytała, sadowiąc się na stołku przy kuchennym stole.
– Raz… Jeszcze przed wojną.
– Opowiedz! Proszę!
Kamila uwielbiała babcine historie, a babcia komu jak komu, ale Kamili szczególnie lubiła je opowiadać.
– Wagary wymyśliła Krystyna. Nie uczyła się najlepiej. Często odrabiałam za nią lekcje…
– Ty, babciu?! Ty? – Kamila nie chciała wierzyć.
– Ano ja. No i kiedy Krysia zaproponowała, że pójdziemy na wagary, nie od razu zaaprobowałyśmy jej pomysł. Ale wiesz… pogoda była ładna. Zupełnie jak dziś. Czegóż chcieć więcej? Hanka i Teresa powiedziały, że raz możemy nie iść do szkoły. Zgodziłam się, ale straszliwie gryzło mnie sumienie, więc postanowiłam spytać mamę, czy mogę.
Kamila zachichotała.
– A tak! Nie śmiej się! Poszłam do twojej prababci i spytałam, czy mogę iść na wagary.
– Zgodziła się?
– Ja się bardzo dobrze uczyłam i najwyraźniej stwierdziła, że lepiej będzie, jak pójdę z jej przyzwoleniem niż bez. I wiesz co? Następnego dnia na rogu przed szkołą spotkałyśmy się wszystkie cztery. One trzy miały teczki, jak prawdziwe wagarowiczki, a ja jedna torbę pełną jedzenia. Jak na wycieczkę.
– No i co?
– Pamiętam jak dziś, że Hanka spytała mnie: „Coś ty w domu powiedziała?”. „Że idę na wagary”, odparłam jej. I wiesz… miała oczy jak spodki. Tak wielkie ze zdziwienia.
– I jak było?
– Fajnie. Dzięki tej torbie nie byłyśmy głodne. A czemu pytasz? Chcesz się urwać ze szkoły? – Babcia filuternie zmrużyła oko.
– Yhm – mruknęła Kamila.
– A ile was będzie?
Kamila, zajęta oblizywaniem palców prawej ręki ze słodkiej masy piernikowej, rozczapierzyła palce u lewej dłoni.
– Pięcioro?
– Yhm.
– To upiekę więcej piernika i jedną rynkę zabierzesz, ale wiesz… weź teczkę. Ja przez to, że poszłam bez teczki, mam takie poczucie, że nigdy nie byłam na wagarach. No i wiesz… teraz to już jest nie do odrobienia. – Babcia roześmiała się.
* * *
Następnego dnia Kamila z plecakiem wypchanym ciastem stanęła pod pomnikiem. Poza nią w umówionym miejscu nie było nikogo. Chciała spojrzeć na zegarek i wtedy zorientowała się, że nie wzięła go z domu. Zerknęła na komórkę. Była wyłączona. Włączyła ją – dochodziła ósma. Tego dnia dziewczyny zaczynały lekcje właśnie o tej porze – wuefem. Chłopcy kończyli godzinę później – też wuefem. Dlatego wczoraj o tę godzinę wagarów była taka kłótnia. Aleks chciał, by zaczynały się one o tej porze, co ich lekcje. Ale wtedy Małgosia spytała, czy tylko dlatego, że im nie chce się rano wstać, one we trzy mają szwendać się po ulicach same i czekać, aż hrabiostwo się wyśpi.
– O pani! W żadnym wypadku tak być nie może! – odparł Maciek, natychmiast wpadając w swój słynny błazeński ton, który tym razem wkurzył Aleksa, jednego z większych śpiochów.
Ale klamka zapadła. Umówili się przed pomnikiem o ósmej. Tego Kamila była pewna. Dlatego ze zdumieniem rozglądała się. Po kilku minutach zniecierpliwiona zadzwoniła do Małgosi. Natychmiast włączyła się poczta. Zadzwoniła do Maćka – to samo. Telefonów reszty nie znała. Zrezygnowana, rozejrzała się bezradnie. Nagle ku własnemu zdumieniu zauważyła biegnącego w kierunku szkoły Czarnego Michała. Ale na jej widok to on bardziej wytrzeszczył oczy.
– Co tu robisz? – zdziwił się. – Miałaś być na wagarach.
– Jestem – odparła, dumnie wzruszając przy tym ramionami.
– Tak? – W jego głosie czuć było kpinę. – A to ciekawe… Sama? I fajnie tak?
– Nie twój interes.
– Co się wściekasz? – powiedział polubownie. – Po prostu pytam, bo pora dość dziwna. Dziewiąta dochodzi. Ja za późno wyszedłem z domu i wiem już, że spóźnię się na historię. Myślałem, że umówiliście się o ósmej.
– Co? – Tym razem to Kamila wytrzeszczyła oczy.
I nagle uświadomiła sobie, że kiedy kilka tygodni temu była zmiana czasu, ona nie przestawiła zegara w komórce. Ale jak to się stało, że zaspała? Westchnęła ciężko. Nie wiedziała, co robić, dokąd iść. Szukać ich w parku? A na dodatek Michał nadal nad nią stał. Płakać jej się chciało.
„Małgosia pewnie dzwoniła, a ja nie odbierałam i poszli beze mnie” – pomyślała z żalem.
– Co tak stoisz? – spytał Michał. – Chodź do szkoły.
Westchnęła smętnie i poprawiła plecak na plecach. „Nie znajdę ich już” – pomyślała zmartwiona.
– Co tam masz? – Michał ruchem głowy wskazał wypchany plecak, który wyraźnie ciążył Kamili.
– Piernik, sok, kanapki… – zaczęła wyliczać, ale nie skończyła, bo zaczął się śmiać. – No i czego? – Spojrzała na niego gniewnie.
Znów był arogancki i niemiły jak dawniej. Cham. Że też mogła mieć jakieś wątpliwości…
– Nic. Toś się wyszykowała – zarechotał.
* * *
Gdy dotarli do szkoły, historia już trwała. Wspólnie zdecydowali, że nie wejdą do klasy w połowie lekcji. Usiedli na ławce w szatni. Przez chwilę milczeli, wreszcie Michał spytał:
– Dobry ten piernik?
– Yhm.
Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, Kamila w pośpiechu zawijała ciasto, którego prawie ćwiartka zniknęła w żołądku Czarnego Michała.
– Nie jadłem śniadania – wyznał z pełnymi ustami, chcąc jakoś wytłumaczyć się z łakomstwa.
Wzruszyła ramionami – co ją to obchodziło. Bardziej interesowało ją to, że miała pierwszy raz w życiu pójść na wagary, a trafiła do szkoły.
„Małgosia z Maćkiem i całą resztą pewnie biegają po parku” – pomyślała i zrezygnowana weszła do klasy.
Jednak z najszczerszym zdumieniem Kamila zobaczyła w klasie… Małgosię.
– Miałam do ciebie dzwonić – usłyszała od przyjaciółki. – Czekałam tylko na przerwę. Tak się zmartwiliśmy, kiedy ciebie nie było, że postanowiliśmy iść do szkoły. Wprawdzie Aleks protestował, ale my z Maćkiem pozostaliśmy nieugięci.
Gdy po chwilach wyjaśnień Czarny Michał zaczął opowiadać, jak to, idąc do szkoły, spotkał pod pomnikiem Kamilę z plecakiem dwa razy takim jak ona, śmiali się wszyscy. Nawet Aleks, który przez całą historię, wściekły za nieudane wagary, rysował na kartce pistolety i trupie czaszki, podpisując: Zabić Gośkę i Maćka. A Michał z politowaniem w oczach pogłaskał Kamilę po głowie, mówiąc:
– Ale z ciebie sierota!
I właśnie tak zobaczyła ich Kinga, która już po dzwonku wróciła do klasy z biblioteki.