×

Мы используем cookie-файлы, чтобы сделать работу LingQ лучше. Находясь на нашем сайте, вы соглашаетесь на наши правила обработки файлов «cookie».

image

Wyspa skarbów - Robert Louis Stevenson, XXVII. „Talary!”

XXVII. „Talary!”

XXVII. „Talary!”

Wskutek przechylenia okrętu maszty sterczały daleko nad wodą, tak iż ze swego stanowiska na poprzecznicy nie widziałem pod sobą nic oprócz powierzchni zatoki. Hands, który nie wdrapał się tak wysoko, był oczywiście bliżej okrętu i spadł pomiędzy mną a burtą. Wydostał się jeszcze raz na powierzchnię, ociekając pianą i krwią, a potem pogrążył się już na zawsze. Gdy woda się wygładziła, zobaczyłem, jak leżał skurczony na czystym, jasnym piasku w cieniu burty statku. Kilka ryb uwijało się przy jego zwłokach. Niekiedy podczas wstrząśnień wody zdawało się, że trup się nieco porusza, jak gdyby usiłując powstać. Jednakże podsternik nie żył już na pewno, przestrzelony i zatopiony jednocześnie, i stał się pastwą ryb w tym samym miejscu, w którym zamierzał mnie zabić.

Zanim jednak doszedłem do tej świadomości, dał mi się we znaki ból, wycieńczenie i przerażenie. Gorąca krew spływała mi po plecach i po piersi. W miejscu gdzie puginał przygwoździł mnie do masztu, ramię piekło mnie jak rozpalonym żelazem. Lecz te istotne cierpienia nie były moją największą udręką, gdyż mniemałem, że potrafię je znosić bez skargi. O wiele więcej lękałem się, że spadnę z wierzchołka masztu w tę cichą, zieloną wodę i spocznę obok ciała podsternika.

Wpiłem się oburącz w drewno, aż uczułem ból pod paznokciami, i zamknąłem oczy, jak gdybym chciał zasłonić przed sobą niebezpieczeństwo. Z wolna odzyskałem zmysły, tętna moje poczęły bić równomiernie i zapanowałem nad sobą.

Pierwszą mą myślą było wyrwać puginał z ciała. Lecz albo ostrze utkwiło zbyt silnie, albo też siły mnie zawiodły, gdyż poniechałem tego, przejęty gwałtownym dreszczem. Rzecz szczególna, że ten dreszcz uczynił swoje. Sztylet bowiem ugodził był mnie w ten sposób, że niewiele brakowało, by chybił; trzymał się tylko na skrawku skóry, dreszcz wyrwał go zupełnie. Oczywiście krew popłynęła tym obficiej, lecz stałem się już pewnym siebie i jedynie za surdut i koszulę przyczepiony byłem do masztu.

Nagłym szarpnięciem zerwałem tę ostatnią przeszkodę i po szlaku zszedłem znów na pokład. Pomimo całego wstrząsu nie wróciłbym za nic w świecie po zwieszającej się wancie, z której tak niedawno runął w morze Izrael.

Zszedłem w dół i opatrzyłem ranę, jak umiałem. Bolała mnie ona dotkliwie i wciąż jeszcze krwawiła obficie, lecz nie była ani głęboka, ani niebezpieczna i nie ocierała się bardzo, gdy poruszałem ramieniem. Następnie rozejrzałem się dokoła, a że okręt stał się obecnie niejako moją własnością, począłem przemyśliwać nad sposobami pozbycia się ostatniego pasażera — nieżywego O'Briena. Jak wspomniałem, zatoczył się on do burty, pod którą leżał niby szpetna i niezgrabna kukła — wielkości żyjącego człowieka, lecz jakże daleki od barwy i powabu życia! W tej pozycji łatwo przyszło mi się z nim uporać, ponieważ zaś nawyk tragicznych przeżyć zatarł we mnie wszelką odrazę do śmierci, ująłem go wpół, jakby to był wór z otrębami, i za jednym zamachem strąciłem go z okrętu. Z głośnym pluskiem poszedł na dno, jedynie czerwona czapka zsunęła mu się z głowy i bujała na powierzchni wody. Gdy wzburzona toń zabliźniła się, ujrzałem jego i Izraela leżących jeden obok drugiego, obu poruszanych chwiejnym kołysaniem się wody. O'Brien, choć był jeszcze wcale młody, miał sporą łysinę; spoczywał ułożywszy łysą głowę na kolanach człowieka, który go zabił, a zwinne ryby przewijały się tam i sam nad oboma. Byłem teraz sam na okręcie: właśnie rozpoczął się odpływ. Słońce skłoniło się już tak nisko, że cienie sosen na zachodnim brzegu stały się pomostem przez całą szerokość przystani i rysowały wzorki na pokładzie. Zerwał się wieczorny wiatr, a choć zaporę dlań tworzył dwuwierzchołkowy wzgórek na wschodzie, to jednak liny poczęły z cicha poświstywać, a nieczynne żagle zaszeleściły tu i ówdzie.

Zmiarkowałem, że okrętowi grozi niebezpieczeństwo. Pośpiesznie zwinąłem kliwry i byle jak ściągnąłem je na pokład, gorsza sprawa jednak była z grotżaglem. Gdy bowiem okręt się przechylił, bom żaglowy wysunął się poza jego obręb, a nasada oraz kilka łokci żagla zanurzyły się pod wodę. Myślałem, że to samo powiększa jeszcze niebezpieczeństwo; co więcej, lina była tak ciężka, iż omal lękałem się pod nią podchodzić. W końcu dobyłem noża i przeciąłem liny podtrzymujące żagiel. Wierzchołek opadł nagle, a wielka wzdęta płachta luźnego żagla rozpostarła się szeroko na wodzie: na nic się już nie zdały wszystkie zabiegi, by ściągnąć go z powrotem. Tyle tylko mogłem zdziałać. Odtąd już „Hispaniola”, podobnie jak ja, musiała zawierzyć własnemu szczęściu.

Tymczasem cała przystań osnuła się cieniem. Ostatnie promienie słoneczne — pamiętam — przenikały przez leśną polanę i połyskiwały jasno jak drogie kamienie na kwiecistej oponie rozbitego statku. Zaczęło się robić chłodno; odpływ zdążał gwałtownie w stronę morza, a szoner coraz to więcej i więcej przechylał się na bok.

Wspiąłem się na przód i rozejrzałem się wokoło. Zdawało mi się, że jest dość płytko, więc na wszelki wypadek oburącz trzymając uciętą cumę, zsunąłem się ostrożnie z burty. Woda sięgała mi zaledwie pasa, piasek był twardy i pomarszczony od fal, brnąłem do brzegu bardzo odważnie, pozostawiając „Hispaniolę” obaloną na bok, z płachtą żagla szeroko zalegającą powierzchnię zatoki. Mniej więcej w tym samym czasie słońce zaszło zupełnie, a wiatr szeleścił nieznacznie w pomroce pośród rozchybotanych sosen.

A więc nareszcie rozstawałem się z morzem, a nie wracałem też z pustymi rękoma. Tam leżał szoner oczyszczony nareszcie z piratów oraz przysposobiony dla naszych ludzi do wsiadania i powtórnej żeglugi. Nie miałem w tej chwili gorętszego pragnienia nad to, by powrócić do warowni i pochlubić się swymi czynami. Może oczekiwała mnie nagana za włóczęgostwo, lecz zdobycie „Hispanioli” było odpowiedzią dostatecznie usprawiedliwiającą na każdy zarzut i spodziewałem się, iż sam kapitan Smollet przyzna, że nie zmarnowałem czasu.

Tak rozmyślając i ożywiony wielką otuchą, zacząłem kierować się ku warowni i moim druhom. Pamiętałem, że najbardziej na wschód płynąca rzeczka spośród tych, które wpadają do przystani Kapitana Kidda, wypływa ze wzgórza o dwóch wierzchołkach po mej lewej ręce, zwróciłem więc kroki w tę stronę, w której mogłem przejść rzeczułkę, jako że była tam jeszcze niegłęboka. Las był nader przejrzysty, teraz idąc wzdłuż skraju podnóża okrążyłem niebawem załom wzgórka i niedługo potem przebrnąłem niesięgającą mi do kolan strugę.

W ten sposób znalazłem się w pobliżu tego miejsca, w którym spotkałem był „marona” Bena Gunna. Odtąd szedłem uważniej, rozglądając się na wszystkie strony. Ciemność była wprost jakby dotykalna, a gdy spojrzałem na rozpadlinę między dwoma wierzchołkami, dostrzegłem ogień migocący na tle nieba. Nasunęło mi się przypuszczenie, że to nasz wyspiarz gotował sobie wieczerzę na buzującym ognisku, i zdumiałem się w głębi serca, że ten człowiek jest na tyle nieostrożny. Przecież jeżeli ja dostrzegałem ów blask, to czyż mógł on ujść wzroku samego Silvera, który obozował na wybrzeżu pośród trzęsawisk?

Stopniowo noc stawała się coraz czarniejsza, więc czyniłem, co było w mej mocy, by choć z największymi trudnościami przedostać się do miejsca przeznaczenia. Rozdwojony wzgórek oraz szczyt Lunety po mej prawicy stawały się coraz mniej wyraźne, gwiazdy były blade i nieliczne, a w wądołach, przez które przechodziłem, pomykałem się ustawicznie o krzaki i staczałem się po usypiskach piaskowych.

Naraz oblała mnie jakaś światłość. Spojrzałem w górę: blady blask promieni księżycowych zajaśniał na szczycie Lunety, a wkrótce potem ujrzałem coś szerokiego i srebrzystego, co podnosiło się z wolna spoza drzew — poznałem, że wschodzi księżyc.

Przy jego świetle przebyłem pośpiesznie tę część drogi, jaka pozostawała jeszcze przede mną. To idąc, to znów biegnąc zbliżałem się z niecierpliwością do warowni. Wszakże gdy zacząłem przedzierać się przez gąszcze, które opasują ją, miałem tyle równowagi, że zwolniłem kroku i szedłem z niejaką ostrożnością. Byłby to zaiste fatalny koniec mych przygód, gdyby miał mnie przez omyłkę zastrzelić ktoś z mej własnej kompanii.

Księżyc wznosił się wciąż wyżej i wyżej, a jego blask począł słać się tu i ówdzie płatami śród bardziej odsłoniętych połaci lasu. Wprost przede mną pojawił się między drzewami odbłysk odmiennej barwy. Był on czerwony i jaskrawy, a od czasu do czasu nieco przygasał, jak gdyby to był żar gasnącego ogniska.

Jak mi życie miłe, nie mogłem odgadnąć, co to było takiego.

Wreszcie doszedłem do samej krawędzi wyrębu. Zachodni kraniec był już zalany światłem miesiąca, reszta, między innymi i sama warownia, pogrążona była w mrocznym cieniu przekreślonym tu i ówdzie podłużnymi smugami srebrzystej poświaty. Z jednej strony domu dopalało się ognisko przyświecając jasno i rzucając nieustannie czerwone odbłyski, które silnie kontrastowały z łagodną bladością księżyca. Nie było żywej duszy, nie było słychać najmniejszego szmeru oprócz szumu wiatru.

Zatrzymałem się, przejęty zdziwieniem, a może trochę i obawą. Nie było naszym zwyczajem zakładać duże ogniska, gdyż według rozporządzenia kapitana oszczędzaliśmy paliwa, zacząłem się więc obawiać, że zaszło coś niedobrego podczas mej nieobecności.

Przekradłem się koło wschodniego narożnika, trzymając się cały czas w cieniu, a w dogodnym miejscu, gdzie mrok był najgęstszy, przelazłem przez palisadę.

Dla wszelkiej pewności stanąłem na czworakach i poczołgałem się bez szelestu do węgła domu. Gdy podszedłem bliżej, nagle uczułem w sercu wielką ulgę. Chrapanie samo przez się nie jest przyjemnym odgłosem i często kiedy indziej uskarżałem się na nie, lecz w owej chwili wydało mi się, że słyszę muzykę, gdy doszło do mych uszu głośne i spokojne chrapanie śpiących mych przyjaciół. Okrzyk straży nocnej na okręcie, owe przemiłe słowa: „Wszystko w porządku!” nie podziałały na mnie nigdy bardziej uspokajająco.

Na razie jedna rzecz nie ulegała wątpliwości: pełniono tu wartę haniebnie opieszale. Gdyby tak Silver ze swymi drapichrustami podkradł się pod ich stanowisko, żywa dusza nie doczekałaby brzasku dnia. — Otóż, co się dzieje — myślałem sobie — gdy kapitan jest raniony!

I począłem znów robić sobie surowe wyrzuty za opuszczenie ich w takim niebezpieczeństwie, gdy było za mało ludzi do zaciągania straży.

Tymczasem dotarłem do drzwi i podniosłem się na równe nogi. Wewnątrz było ciemno, tak że nic nie mogłem rozeznać. Słuchem wyróżniałem za to nieprzerwany pomruk chrapiących i jakiś cichszy, z rzadka powtarzający się odgłos jakby trzepotania się czy dziobania, którego nie umiałem sobie wytłumaczyć.

Wyciągnąwszy ręce przed siebie szedłem po omacku wciąż naprzód.

— Położę się na swoim miejscu — myślałem sobie, śmiejąc się w duchu — i zabawię się widokiem ich twarzy, gdy odnajdą mnie rano.

Posuwając się zawadziłem o coś stopą — była to noga jednego ze śpiących; ów przewrócił się i stęknął, lecz się nie obudził.

Wtem zupełnie nieoczekiwanie z głębi ciemności wybuchnął przeraźliwy głos:

— *Talary*! *talary*! *talary*! *talary*! *talary*! — i tak dalej, bez przerwy i odmiany, niby klekotanie młynka.

Kapitan Flint, zielona papuga Silvera! Ją to poprzednio słyszałem dziobiącą kawałek kory. Ona to teraz strażując lepiej niż jakakolwiek istota ludzka, oznajmiła swym jednostajnym refrenem moje przybycie.

Nie zdążyłem już ochłonąć. Na ostry, przeraźliwy krzyk papugi śpiący zbudzili się i porwali z miejsca. Rozległo się siarczyste przekleństwo i głos Silvera:

— Kto idzie?

Zwróciłem się do ucieczki, ale zderzyłem się gwałtownie z jakąś osobą, odbiłem się i wpadłem prosto w objęcia drugiej, która ze swej strony zwarła ramiona i uchwyciła mnie jak w kleszcze.

— Przynieś żagiew, Dicku — rzekł Silver.

Byłem pojmany.

Jeden z ludzi opuścił warownię i za chwilę wrócił z płonącym łuczywem.

Learn languages from TV shows, movies, news, articles and more! Try LingQ for FREE

XXVII. „Talary!” XXVII. "Thalers!" XXVII. "Талеры!" XXVII. "Талери!"

XXVII. XXVII(1) „Talary!” "Tartars" "Талери!"

Wskutek przechylenia okrętu maszty sterczały daleko nad wodą, tak iż ze swego stanowiska na poprzecznicy nie widziałem pod sobą nic oprócz powierzchni zatoki. |нахилу|||||||||||||поперечини|||||||| Due to the tilt of the ship, the masts protruded far above the water, so that from my position on the crossbar I could see nothing below me except the surface of the bay. Внаслідок нахилу корабля щогли стирчали далеко над водою, так що зі свого місця на транці я не бачив нічого під собою, окрім поверхні затоки. Hands, który nie wdrapał się tak wysoko, był oczywiście bliżej okrętu i spadł pomiędzy mną a burtą. Hands, who didn't climb so high, were obviously closer to the ship and fell between me and the side. Руки, які не забралися так високо, очевидно, були ближче до корабля і впали між мною і бортом. Wydostał się jeszcze raz na powierzchnię, ociekając pianą i krwią, a potem pogrążył się już na zawsze. ||||||||||||погрузився|||| He got to the surface again, dripping with foam and blood, and then he sank forever. Він знову піднявся на поверхню, стікаючи піною і кров'ю, а потім занурився назавжди. Gdy woda się wygładziła, zobaczyłem, jak leżał skurczony na czystym, jasnym piasku w cieniu burty statku. Коли вода вирівнялася, я побачив, що він лежить, зіщулившись, на чистому світлому піску в тіні від борту корабля. Kilka ryb uwijało się przy jego zwłokach. ||||||трупі Біля його тіла крутилося кілька рибин. Niekiedy podczas wstrząśnień wody zdawało się, że trup się nieco porusza, jak gdyby usiłując powstać. ||тряски|||||||||||| Часом, під час збовтування води, труп, здавалося, злегка ворушився, ніби намагаючись піднятися. Jednakże podsternik nie żył już na pewno, przestrzelony i zatopiony jednocześnie, i stał się pastwą ryb w tym samym miejscu, w którym zamierzał mnie zabić. ||||||||||||||достоянням|||||||||| Однак підстер був точно мертвий, прострелений наскрізь і затоплений одночасно, і став рибним пасовищем на тому самому місці, де він мав намір мене вбити.

Zanim jednak doszedłem do tej świadomości, dał mi się we znaki ból, wycieńczenie i przerażenie. ||||||||||||виснаження|| Однак на той час, коли я прийшов до цього усвідомлення, біль, виснаження і жах вже настали. Gorąca krew spływała mi po plecach i po piersi. Гаряча|||||||| Гаряча кров потекла по спині та грудях. W miejscu gdzie puginał przygwoździł mnie do masztu, ramię piekło mnie jak rozpalonym żelazem. |||пугінал|||||||||| У тому місці, де пугінава прибила мене до щогли, моє плече пекло, як розпечене залізо. Lecz te istotne cierpienia nie były moją największą udręką, gdyż mniemałem, że potrafię je znosić bez skargi. ||||||||стражданням||||вмію|||| Але ці значні страждання не були моїми найбільшими муками, оскільки я думав, що зможу витримати їх без нарікань. O wiele więcej lękałem się, że spadnę z wierzchołka masztu w tę cichą, zieloną wodę i spocznę obok ciała podsternika. ||||||||||||тиху||||||| Набагато більше я боявся впасти з верхівки щогли в цю тиху зелену воду і зупинитися поруч з тілом підводного човна.

Wpiłem się oburącz w drewno, aż uczułem ból pod paznokciami, i zamknąłem oczy, jak gdybym chciał zasłonić przed sobą niebezpieczeństwo. Впився||обома руками||древо|||||нігтями|||||||||| Я штовхнула в дерево обома руками, поки не відчула біль під нігтями, і заплющила очі, ніби хотіла відгородитися від небезпеки. Z wolna odzyskałem zmysły, tętna moje poczęły bić równomiernie i zapanowałem nad sobą. ||||пульс|||||||| Поволі я прийшов до тями, пульс почав битися рівномірно, і я взяв себе в руки.

Pierwszą mą myślą było wyrwać puginał z ciała. |моєю|||||| Моєю першою думкою було відірвати пугінау від тіла. Lecz albo ostrze utkwiło zbyt silnie, albo też siły mnie zawiodły, gdyż poniechałem tego, przejęty gwałtownym dreszczem. |||встромило|||||||завели||||перейнятий|гострим| Але чи то лезо застрягло надто міцно, чи то сили підвели мене, і я навалився на нього, охоплений сильним тремтінням. Rzecz szczególna, że ten dreszcz uczynił swoje. Особливість у тому, що гострі відчуття зробили свою справу. Sztylet bowiem ugodził był mnie w ten sposób, że niewiele brakowało, by chybił; trzymał się tylko na skrawku skóry, dreszcz wyrwał go zupełnie. Ніж|бо|||||||||||влучив|||||краю||||| Кинджал встромився в мене так, що ледь-ледь не зачепив; він тримався лише на клаптику шкіри, який здригнувся і вирвав його повністю. Oczywiście krew popłynęła tym obficiej, lecz stałem się już pewnym siebie i jedynie za surdut i koszulę przyczepiony byłem do masztu. ||||більшою мірою||||||||||піджак|||||| Звичайно, кров текла ще сильніше, але я вже відчув себе впевнено і тільки за халат і сорочку був прикріплений до щогли.

Nagłym szarpnięciem zerwałem tę ostatnią przeszkodę i po szlaku zszedłem znów na pokład. Різким ривком я знесла цю останню перешкоду і, йдучи по сліду, знову спустилася на палубу. Pomimo całego wstrząsu nie wróciłbym za nic w świecie po zwieszającej się wancie, z której tak niedawno runął w morze Izrael. ||струсу||||||||звисаючій||ванті|||||потонув||| Незважаючи на весь шок, я нізащо в світі не повернулася б після нависаючого фургона, з якого Ізраїль так недавно впав у море.

Zszedłem w dół i opatrzyłem ranę, jak umiałem. Я спустився і обробив рану, як міг. Bolała mnie ona dotkliwie i wciąż jeszcze krwawiła obficie, lecz nie była ani głęboka, ani niebezpieczna i nie ocierała się bardzo, gdy poruszałem ramieniem. ||||||||||||||||||терла||||| Рана сильно боліла і все ще рясно кровоточила, але вона була не глибока і не небезпечна, і не сильно терла, коли я рухав рукою. Następnie rozejrzałem się dokoła, a że okręt stał się obecnie niejako moją własnością, począłem przemyśliwać nad sposobami pozbycia się ostatniego pasażera — nieżywego O'Briena. |оглянувся|||||||||ніби|||||||||||| Потім я озирнувся, і оскільки корабель тепер став моєю власністю, так би мовити, почав думати, як позбутися останнього пасажира - мертвого О'Брайена. Jak wspomniałem, zatoczył się on do burty, pod którą leżał niby szpetna i niezgrabna kukła — wielkości żyjącego człowieka, lecz jakże daleki od barwy i powabu życia! |||||||||||потворна|||||||||||||привабливості| Як я вже згадував, він сповз на бік, під яким лежав, як потворна і незграбна маріонетка - завбільшки з живу людину, але як далекий від кольору і привабливості життя! W tej pozycji łatwo przyszło mi się z nim uporać, ponieważ zaś nawyk tragicznych przeżyć zatarł we mnie wszelką odrazę do śmierci, ująłem go wpół, jakby to był wór z otrębami, i za jednym zamachem strąciłem go z okrętu. |||||||||||||||забрав|||||||взяв||||||||вівсяними|||||||| У такому положенні мені було легко впоратися з ним, а оскільки звичка до трагічних переживань стерла в мені всяку огиду до смерті, я наполовину обхопив його, наче мішок висівок, і одним махом скинув з корабля. Z głośnym pluskiem poszedł na dno, jedynie czerwona czapka zsunęła mu się z głowy i bujała na powierzchni wody. ||||||||шапка|зсунулася||||||||| З гучним сплеском він пішов на дно, тільки червона шапочка сповзла з його голови і погойдувалася на поверхні води. Gdy wzburzona toń zabliźniła się, ujrzałem jego i Izraela leżących jeden obok drugiego, obu poruszanych chwiejnym kołysaniem się wody. ||глибина|||||||||||||хитким||| Коли розбурхані глибини зійшлися докупи, я побачив його та Ізраїля, що лежали пліч-о-пліч, і обох здригалися від хитких коливань води. O'Brien, choć był jeszcze wcale młody, miał sporą łysinę; spoczywał ułożywszy łysą głowę na kolanach człowieka, który go zabił, a zwinne ryby przewijały się tam i sam nad oboma. ||||||||||||||||||||спритні|||||||| О'Брайен, хоч і немолодий, але вже неабияк облисів; він відпочивав, поклавши лису голову на коліна чоловіка, який його вбив, і спритні рибки прокручувалися туди-сюди над ними обома. Byłem teraz sam na okręcie: właśnie rozpoczął się odpływ. Тепер я був один на кораблі: приплив тільки-но почав відпливати. Słońce skłoniło się już tak nisko, że cienie sosen na zachodnim brzegu stały się pomostem przez całą szerokość przystani i rysowały wzorki na pokładzie. Сонце вже схилилося так низько, що тіні сосен на західному березі стали платформою по всій ширині пристані і малювали візерунки на палубі. Zerwał się wieczorny wiatr, a choć zaporę dlań tworzył dwuwierzchołkowy wzgórek na wschodzie, to jednak liny poczęły z cicha poświstywać, a nieczynne żagle zaszeleściły tu i ówdzie. ||||||перепону|||двовершинний||||||||||||недійсні||||| Піднявся вечірній вітер, і хоча його перекривав двоярусний пагорб на сході, канати почали тихо булькати, а неіснуючі вітрила то тут, то там шелестіли.

Zmiarkowałem, że okrętowi grozi niebezpieczeństwo. ||кораблю|| Я повідомив, що кораблю загрожує небезпека. Pośpiesznie zwinąłem kliwry i byle jak ściągnąłem je na pokład, gorsza sprawa jednak była z grotżaglem. |згорнув|клівери||jak|||||||||||грот-яглем Я поспішно згорнув стакселі і квапливо втягнув їх на борт, але гірше було з гротом. Gdy bowiem okręt się przechylił, bom żaglowy wysunął się poza jego obręb, a nasada oraz kilka łokci żagla zanurzyły się pod wodę. |||||бім||||||межі||дно|||||||| Адже коли корабель накренився, стріла вітрила вийшла за його периметр, а верхівка і кілька ліктів вітрила занурилися під воду. Myślałem, że to samo powiększa jeszcze niebezpieczeństwo; co więcej, lina była tak ciężka, iż omal lękałem się pod nią podchodzić. |||||||||лінія|||||||||| Я подумав, що це ще більше збільшує небезпеку; до того ж мотузка була такою важкою, що я майже боявся пролізти під нею. W końcu dobyłem noża i przeciąłem liny podtrzymujące żagiel. |||||перерізав|||парус Нарешті я потягнувся за ножем і перерізав мотузки, що тримали вітрило. Wierzchołek opadł nagle, a wielka wzdęta płachta luźnego żagla rozpostarła się szeroko na wodzie: na nic się już nie zdały wszystkie zabiegi, by ściągnąć go z powrotem. |||||піднята|платно|вільного||||широко||||||||||||||| Верхня частина раптово опустилася, і величезне роздуте полотнище вітрила широко розкинулося на воді: всі зусилля потягнути його назад були марними. Tyle tylko mogłem zdziałać. |||зробити Я не міг зробити більше. Odtąd już „Hispaniola”, podobnie jak ja, musiała zawierzyć własnemu szczęściu. Відтоді "Іспаніола", як і я, мусила покладатися на власну удачу.

Tymczasem cała przystań osnuła się cieniem. Тим часом вся гавань огорнулася тінню. Ostatnie promienie słoneczne — pamiętam — przenikały przez leśną polanę i połyskiwały jasno jak drogie kamienie na kwiecistej oponie rozbitego statku. ||||||||||||||||опоні|розбитого| Останні промені сонця - пам'ятаю - пробивалися крізь лісову галявину і сяяли яскраво, як дорогі камені на квітчастій шині розбитого корабля. Zaczęło się robić chłodno; odpływ zdążał gwałtownie w stronę morza, a szoner coraz to więcej i więcej przechylał się na bok. |||||долав||||||||||||||| Ставало прохолодно, приплив швидко виходив у море, і шхуна все більше і більше нахилялася набік.

Wspiąłem się na przód i rozejrzałem się wokoło. взявся|||||оглянувся|| Я вилізла на передню частину і озирнулася. Zdawało mi się, że jest dość płytko, więc na wszelki wypadek oburącz trzymając uciętą cumę, zsunąłem się ostrożnie z burty. ||||||плитко|||||обома руками||обрізаною|канат||||| Мені здалося, що тут досить мілко, тож про всяк випадок, тримаючись обома руками за обрізаний швартов, я обережно зісковзнув з борту. Woda sięgała mi zaledwie pasa, piasek był twardy i pomarszczony od fal, brnąłem do brzegu bardzo odważnie, pozostawiając „Hispaniolę” obaloną na bok, z płachtą żagla szeroko zalegającą powierzchnię zatoki. ||||пояса|||||пом'ятий|||пробирався|||||||потоплену||||платном||||| Вода ледь сягала мені до пояса, пісок був твердий і зморщений хвилями, я дуже сміливо пробиралася до берега, залишивши "Іспаньолу" перекинутою на бік, з широким полотнищем вітрила над поверхнею бухти. Mniej więcej w tym samym czasie słońce zaszło zupełnie, a wiatr szeleścił nieznacznie w pomroce pośród rozchybotanych sosen. ||||||||||||||||розхитаних| Приблизно в той самий час сонце повністю зайшло, і вітер злегка зашелестів у темряві серед сосен, що колихалися.

A więc nareszcie rozstawałem się z morzem, a nie wracałem też z pustymi rękoma. |||||||||повертався|||| Тож нарешті я розлучався з морем, але повертався не з порожніми руками. Tam leżał szoner oczyszczony nareszcie z piratów oraz przysposobiony dla naszych ludzi do wsiadania i powtórnej żeglugi. ||||||||||||||||подорожі Шхуна нарешті була очищена від піратів і підготовлена до того, щоб наші люди могли піднятися на борт і знову відплисти. Nie miałem w tej chwili gorętszego pragnienia nad to, by powrócić do warowni i pochlubić się swymi czynami. ||||||||||||||похвалитися||| У той момент у мене не було більш палкого бажання, ніж повернутися до фортеці і похвалитися своїми подвигами. Może oczekiwała mnie nagana za włóczęgostwo, lecz zdobycie „Hispanioli” było odpowiedzią dostatecznie usprawiedliwiającą na każdy zarzut i spodziewałem się, iż sam kapitan Smollet przyzna, że nie zmarnowałem czasu. |||догана||блукання||||||||||зазначення|||||||||||| Можливо, я очікував догани за бродяжництво, але захоплення "Іспаньоли" було достатньою відповіддю, щоб виправдати будь-яке звинувачення, і я очікував, що капітан Смоллет сам визнає, що я не змарнував свого часу.

Tak rozmyślając i ożywiony wielką otuchą, zacząłem kierować się ku warowni i moim druhom. |||||відвагою||||||||друзям Так роздумуючи і натхненний великим підбадьоренням, я почав пробиратися до фортеці і моїх товаришів по службі. Pamiętałem, że najbardziej na wschód płynąca rzeczka spośród tych, które wpadają do przystani Kapitana Kidda, wypływa ze wzgórza o dwóch wierzchołkach po mej lewej ręce, zwróciłem więc kroki w tę stronę, w której mogłem przejść rzeczułkę, jako że była tam jeszcze niegłęboka. ||||||||||||||||||||вершинах|||||||||||||||річечка|||||| Я згадав, що найбільш східна річка з тих, що впадають у гавань Капітана Кідда, витікає з пагорба з двома вершинами по ліву руку від мене, тож я повернув свої кроки в тому напрямку, де я міг би перейти річку, оскільки вона була ще неглибокою. Las był nader przejrzysty, teraz idąc wzdłuż skraju podnóża okrążyłem niebawem załom wzgórka i niedługo potem przebrnąłem niesięgającą mi do kolan strugę. |||прозорий||||||||за́лом|||||перебрався|||||струмок Ліс був дуже чистим, тепер я йшов уздовж краю передгір'я і незабаром обігнув гребінь пагорба і перебіг через струмок, який не досягав моїх колін.

W ten sposób znalazłem się w pobliżu tego miejsca, w którym spotkałem był „marona” Bena Gunna. |||||||||||||Марона|| Так я опинилася неподалік від місця, де зустріла колишнього "марона" Бена Ганна. Odtąd szedłem uważniej, rozglądając się na wszystkie strony. Відтоді я ходив обережніше, озираючись на всі боки. Ciemność była wprost jakby dotykalna, a gdy spojrzałem na rozpadlinę między dwoma wierzchołkami, dostrzegłem ogień migocący na tle nieba. ||||дотикальна|||||щілину||||||||| Темрява була такою, що її можна було відчути на дотик, і коли я подивився в ущелину між двома вершинами, то побачив вогонь, що мерехтів на тлі неба. Nasunęło mi się przypuszczenie, że to nasz wyspiarz gotował sobie wieczerzę na buzującym ognisku, i zdumiałem się w głębi serca, że ten człowiek jest na tyle nieostrożny. ||||||||||||киплячому|||||||||||||| Мені спало на думку, що це наш острів'янин готує собі вечерю на ревучому вогнищі, і я здивувався в душі, що ця людина була такою необережною. Przecież jeżeli ja dostrzegałem ów blask, to czyż mógł on ujść wzroku samego Silvera, który obozował na wybrzeżu pośród trzęsawisk? |||||||хіба||||||||таборував||||болоть Зрештою, якби я відчув світіння, чи могло б воно вислизнути з поля зору самого Сільвера, який отаборився на узбережжі посеред трясовини?

Stopniowo noc stawała się coraz czarniejsza, więc czyniłem, co było w mej mocy, by choć z największymi trudnościami przedostać się do miejsca przeznaczenia. ||||||||||||||||||||||призначення Поступово ніч ставала все темнішою і темнішою, тому я робив все можливе, щоб дістатися до місця призначення, хоча і з великими труднощами. Rozdwojony wzgórek oraz szczyt Lunety po mej prawicy stawały się coraz mniej wyraźne, gwiazdy były blade i nieliczne, a w wądołach, przez które przechodziłem, pomykałem się ustawicznie o krzaki i staczałem się po usypiskach piaskowych. ||||||||||||||||||||ярах||||помикав||постійно||кущі||стукав|||усипищах| Роздвоєний пагорб і вершина Лунети праворуч від мене ставали все менш чіткими, зорі бліді і рідкісні, а в ярах, через які я проходив, я постійно натикався на кущі і скочувався в піщані ями.

Naraz oblała mnie jakaś światłość. раптом||||світло Раптом мене осяяло якесь світло. Spojrzałem w górę: blady blask promieni księżycowych zajaśniał na szczycie Lunety, a wkrótce potem ujrzałem coś szerokiego i srebrzystego, co podnosiło się z wolna spoza drzew — poznałem, że wschodzi księżyc. Я подивився вгору: бліде сяйво місячних променів осяяло вершину Лунети, а незабаром я побачив, як щось широке і сріблясте повільно піднімається з-за дерев - я зрозумів, що це сходить місяць.

Przy jego świetle przebyłem pośpiesznie tę część drogi, jaka pozostawała jeszcze przede mną. При його світлі я поспішно пробиралася тією частиною дороги, яка ще залишалася переді мною. To idąc, to znów biegnąc zbliżałem się z niecierpliwością do warowni. Я нетерпляче наближався до фортеці то пішки, то бігом, то знову біг. Wszakże gdy zacząłem przedzierać się przez gąszcze, które opasują ją, miałem tyle równowagi, że zwolniłem kroku i szedłem z niejaką ostrożnością. адже||||||підлісся||оточують||||||я зменшив|||||| Зрештою, коли я почав пробиратися крізь зарості, що оточували його, я настільки втратив рівновагу, що сповільнив крок і йшов з деякою обережністю. Byłby to zaiste fatalny koniec mych przygód, gdyby miał mnie przez omyłkę zastrzelić ktoś z mej własnej kompanii. ||запевне||||||||||||||| Якби мене помилково застрелив хтось із моєї ж роти, це був би фатальний кінець моїх пригод.

Księżyc wznosił się wciąż wyżej i wyżej, a jego blask począł słać się tu i ówdzie płatami śród bardziej odsłoniętych połaci lasu. |||||||||||сіяти|||||||||площі| Місяць продовжував підніматися все вище і вище, і його світло почало пробиватися то тут, то там плямами посеред більш відкритих ділянок лісу. Wprost przede mną pojawił się między drzewami odbłysk odmiennej barwy. Прямо переді мною між деревами з'явилося відображення іншого кольору. Był on czerwony i jaskrawy, a od czasu do czasu nieco przygasał, jak gdyby to był żar gasnącego ogniska. Воно було червоним і яскравим, і час від часу злегка тьмяніло, наче вугілля у згасаючому багатті.

Jak mi życie miłe, nie mogłem odgadnąć, co to było takiego. Так склалося життя, що я не міг здогадатися, що це було.

Wreszcie doszedłem do samej krawędzi wyrębu. ||||краю|вирубки Нарешті я підійшов до самого краю лісосіки. Zachodni kraniec był już zalany światłem miesiąca, reszta, między innymi i sama warownia, pogrążona była w mrocznym cieniu przekreślonym tu i ówdzie podłużnymi smugami srebrzystej poświaty. |край|||||||||||||||||||||||| Західна частина вже була залита світлом місяця, решта, включно з самою фортецею, занурювалася в темну тінь, пересічену де-не-де поздовжніми смугами сріблястого сяйва. Z jednej strony domu dopalało się ognisko przyświecając jasno i rzucając nieustannie czerwone odbłyski, które silnie kontrastowały z łagodną bladością księżyca. ||||||||||кидаючи|||||||||| З одного боку будинку яскраво горіло багаття, що кидало постійні червоні відблиски, які сильно контрастували з м'якою блідістю місяця. Nie było żywej duszy, nie było słychać najmniejszego szmeru oprócz szumu wiatru. ||||||||шуму||| Не було жодної живої душі, не було чути ані найменшого шелесту, окрім шуму вітру.

Zatrzymałem się, przejęty zdziwieniem, a może trochę i obawą. ||захоплений|||||| Я зупинився, приголомшений і, можливо, трохи наляканий. Nie było naszym zwyczajem zakładać duże ogniska, gdyż według rozporządzenia kapitana oszczędzaliśmy paliwa, zacząłem się więc obawiać, że zaszło coś niedobrego podczas mej nieobecności. |||||||||||економили|||||||||||| У нас не було звичаю розпалювати великі багаття, оскільки ми економили паливо згідно з наказом капітана, тому я почав побоюватися, що за час моєї відсутності сталося щось погане.

Przekradłem się koło wschodniego narożnika, trzymając się cały czas w cieniu, a w dogodnym miejscu, gdzie mrok był najgęstszy, przelazłem przez palisadę. ||||кутка||||||||||||темряви||||| Я прокрався повз східний кут, весь час тримаючись у тіні, і в зручній точці, де темрява була найгустішою, перелетів через частокіл.

Dla wszelkiej pewności stanąłem na czworakach i poczołgałem się bez szelestu do węgła domu. |||||||поповзти|||||кутка| Для більшої впевненості я став на четвереньки і без жодного шереху поповз до кута будинку. Gdy podszedłem bliżej, nagle uczułem w sercu wielką ulgę. ||||||||полегшення Підійшовши ближче, я раптом відчув величезне полегшення в серці. Chrapanie samo przez się nie jest przyjemnym odgłosem i często kiedy indziej uskarżałem się na nie, lecz w owej chwili wydało mi się, że słyszę muzykę, gdy doszło do mych uszu głośne i spokojne chrapanie śpiących mych przyjaciół. Храпіння||||||||||||скаржився||||||||||||||||||||||||| Хропіння саме по собі не є приємним звуком, і я часто скаржився на нього в інший час, але в той момент мені здалося, що я почув музику, коли гучне і тихе хропіння моїх сплячих друзів долетіло до моїх вух. Okrzyk straży nocnej na okręcie, owe przemiłe słowa: „Wszystko w porządku!” nie podziałały na mnie nigdy bardziej uspokajająco. Крик нічного вахтового на кораблі, ці самовдоволені слова: "Все добре!" ніколи не мали на мене такого заспокійливого впливу.

Na razie jedna rzecz nie ulegała wątpliwości: pełniono tu wartę haniebnie opieszale. ||||||||||ганебно|повільно Поки що одне було безсумнівним: охорона тут ганебно запізнювалася. Gdyby tak Silver ze swymi drapichrustami podkradł się pod ich stanowisko, żywa dusza nie doczekałaby brzasku dnia. |||||дракончиками||||||||||світанку| Якби Сільвер зі своїми драпіхрустами підкрався до їхньої позиції, жодна жива душа не дожила б до світанку. — Otóż, co się dzieje — myślałem sobie — gdy kapitan jest raniony! - Ну, що ж буде, - подумав я, - коли капітан буде поранений!

I począłem znów robić sobie surowe wyrzuty za opuszczenie ich w takim niebezpieczeństwie, gdy było za mało ludzi do zaciągania straży. ||||||вини (1)|||||||||||||забезпечення| І я знову почав суворо докоряти собі за те, що залишив їх у такій небезпеці, коли у нас було надто мало людей, щоб виставити їм охорону.

Tymczasem dotarłem do drzwi i podniosłem się na równe nogi. Тим часом я дійшов до дверей і піднявся на ноги. Wewnątrz było ciemno, tak że nic nie mogłem rozeznać. Всередині було темно, так що я нічого не міг розгледіти. Słuchem wyróżniałem za to nieprzerwany pomruk chrapiących i jakiś cichszy, z rzadka powtarzający się odgłos jakby trzepotania się czy dziobania, którego nie umiałem sobie wytłumaczyć. ||||неперервний|порив|||||||||||трепотіння|||докучання||||| Натомість на слух я розрізняв безперервне хропіння хропунів і якийсь тихіший, нечасто повторюваний звук, схожий на тріпотіння або дзьобання, який я не міг собі пояснити.

Wyciągnąwszy ręce przed siebie szedłem po omacku wciąż naprzód. ||||||наосліп|| Витягнувши руки перед собою, я йшла вперед у темряві.

— Położę się na swoim miejscu — myślałem sobie, śmiejąc się w duchu — i zabawię się widokiem ich twarzy, gdy odnajdą mnie rano. |||||||сміючись||||||||||||| - "Я ляжу на своє місце, - подумав я, сміючись у душі, - і розважатимусь, дивлячись на їхні обличчя, коли вони знайдуть мене вранці".

Posuwając się zawadziłem o coś stopą — była to noga jednego ze śpiących; ów przewrócił się i stęknął, lecz się nie obudził. ||завдав|||ніжкою||||||||прокинувся|||стогнув|||| Просуваючись вперед, я наступив на щось ногою - це була нога одного зі сплячих; він впав і застогнав, але не прокинувся.

Wtem zupełnie nieoczekiwanie z głębi ciemności wybuchnął przeraźliwy głos: Потім, абсолютно несподівано, з глибини темряви пролунав пронизливий голос:

— *Talary*! Талари - Зарплата! *talary*! *talary*! *talary*! *talary*! — i tak dalej, bez przerwy i odmiany, niby klekotanie młynka. ||||||відмінності||клекотання| - і так далі, без пауз і варіацій, як стукіт м'ясорубки.

Kapitan Flint, zielona papuga Silvera! Капітане Флінт, зелений папуга Сільвер! Ją to poprzednio słyszałem dziobiącą kawałek kory. Раніше було чути, як вона клювала шматок кори. Ona to teraz strażując lepiej niż jakakolwiek istota ludzka, oznajmiła swym jednostajnym refrenem moje przybycie. |||||||||оголосила||||| Вона, яка тепер охороняє його краще за будь-кого з людей, сповістила своїм рівним хором про мій прихід.

Nie zdążyłem już ochłonąć. |встиг|| Я не встиг охолонути. Na ostry, przeraźliwy krzyk papugi śpiący zbudzili się i porwali z miejsca. ||жахливий||||||||| Від різкого, пронизливого крику папуги сплячі прокинулися і схопилися зі своїх місць. Rozległo się siarczyste przekleństwo i głos Silvera: Пролунала сірчана лайка, і пролунав голос Сільвера:

— Kto idzie? - Хто піде?

Zwróciłem się do ucieczki, ale zderzyłem się gwałtownie z jakąś osobą, odbiłem się i wpadłem prosto w objęcia drugiej, która ze swej strony zwarła ramiona i uchwyciła mnie jak w kleszcze. |||||зіштовхнувся||||||||||||||||||зажала||||||| Я розвернулася, щоб втекти, але сильно зіткнулася з людиною, відскочила і впала прямо в обійми іншої, яка, зі свого боку, перекотила плечі і затиснула мене, немов кліщами.

— Przynieś żagiew, Dicku — rzekł Silver. |свічка||| - Принеси вітрило, Діку, - сказав Сільвер.

Byłem pojmany. Мене схопили.

Jeden z ludzi opuścił warownię i za chwilę wrócił z płonącym łuczywem. ||||||||||палаючим|дровами Один з чоловіків вийшов з укріплення і за мить повернувся з палаючим луком.