IMIENINY
Tegoroczne imieniny Kamila postanowiła wyprawić w pobliskiej kręgielni, przy Saskiej.
– Zrobię zawody między chłopakami a dziewczynami. Aleks twierdzi, że baby zupełnie nie znają się na kręglach – powiedziała do taty, zajętego szperaniem w rozłożonych na biurku papierach.
– I obawiam się, że będzie miał rację, bo przegracie – wtrąciła ze śmiechem mama, która przysłuchiwała się rozmowie.
– Dlaczego? – spytała Kamila.
– Bo w grupie chłopców będzie Olek… – dodała mama takim głosem, jakby to było oczywiste. – A Irena mówiła, że jest świetny.
Słowa mamy zabolały Kamilę. Czyżby nie zauważyła, że od dłuższego czasu Olek ani do niej nie przychodził, ani nie dzwonił? Obecność Olka na jej imieninach wcale nie jest więc tak oczywista, jak mama sobie myśli. No i w ogóle… Kogo na te imieniny zaprosić? Od czasu gdy w klasie powstała nowa para, wiele się zmieniło.
W umyśle Kamili wydarzenia ostatnich dni mieszały się ze sobą. O dziwo, gdy nabrała pewności, że „Hindus” to „Kingus”, nawet zazdrość o Michała jej minęła. Kilka razy przyłapała się na myśleniu, że ktoś, kto zainteresował się takim kujonem jak Kinga, to… „co” – tak naprawdę nie wiedziała. Nie potrafiła sprecyzować tej myśli. Czuła jednak, że scenka, której świadkiem była kilka dni temu w bibliotece, przyniosła jej w sumie ulgę. Coś się wyjaśniło. Coś, co najpierw zabolało, ale potem kazało pomyśleć realnie. A może po prostu zaczęła postrzegać Michała inaczej? Może nie był to dla niej już ten sam Czarny Michał co wcześniej?
* * *
– Zaproś Kingę z osobą towarzyszącą – powiedziała Małgosia, gdy pół godziny później siedziały w pokoju Kamili.
Płatek biegał za plastikowym jeżykiem i piskliwym szczekaniem domagał się rzucania mu ukochanej zabawki. Dziewczynki robiły to na przemian.
– Jak to Kingę z osobą towarzyszącą? – spytała Kamila.
– Przecież to głupio, bo wiem, że ona teraz jest razem z Michałem… I co mam napisać? Osoba towarzysząca?
– Ojej, tak teraz często bywa na zaproszeniach. Pisze się na nich, że jest ważne dla dwóch osób. Jakiś czas temu byliśmy z Maćkiem na Małych agentach II. Jego mama dała nam zaproszenie i tam było napisane, że jest ważne dla dwóch osób. Daj po prostu ludziom zaproszenia nieimienne i napisz na każdym, że jest ważne dla dwóch osób.
– Ale to będzie wyglądało idiotycznie!
– Dlaczego? To tylko da do myślenia niektórym porąbanym osobom z naszej klasy.
– Masz na myśli Aleksa? – spytała Kamila i zachichotała na samo wspomnienie.
Bo to, jak Aleks skomentował nową klasową parę, ubawiło wszystkich. Ale… Małgosia tego nie słyszała. Akurat tego dnia była na badaniach u okulisty.
„Trzeba jej opowiedzieć” – pomyślała Kamila i szybko dodała:
– Wiesz, jaki kawał opowiedział Aleks?
– O czym?
– No o Michale i Kindze?
– Maciek miał mi powiedzieć, ale zaczęliśmy gadać o czymś innym i zapomniał.
– Dlaczego Michał zainteresował się Kingą?
– No? – spytała Małgosia.
– Bo pani Czajka jest już dla niego za stara.
Obie dziewczynki ryknęły śmiechem. Coś w tym kawale było z prawdy. W końcu Kinga już dawno wyznała całej klasie, że chce zostać nauczycielką.
– Wiesz co? – odezwała się Małgosia po chwili. – Ja się umówiłam, że o piątej przyjdzie po mnie tutaj Maciek. Mamy iść razem do biblioteki, a potem do jakiejś cukierni. Maciek odkrył pyszne ciastka, i to tu, niedaleko nas. Może zadzwoniłabyś po Olka i poszlibyśmy wszyscy razem?
Kamila nie patrzyła w stronę Małgosi. Nie odpowiedziała też na zadane pytanie. Udała, że ono nie padło, i schyliła się pod łóżko, by wydobyć spod niego gumowego jeżyka, którego bezskutecznie poszukiwał Płatek.
– Rany! Masz Wilki! – zawołała Małgosia, odkrywając koło magnetofonu kompakt, który na walentynki przyniósł Kamili Olek. – Czemu nic nie powiedziałaś?
Kamila wzruszyła ramionami.
– O! Jesteś okay! – zawołała ze śmiechem Małgosia, a zauważając zdezorientowane spojrzenie przyjaciółki, pokazała jej okładkę płyty, na której wyraźnie było napisane: Dla Kamili, która jest OK. Jednak Kamila nie uśmiechnęła się, więc Małgosia zapytała:
– O co chodzi?
Kamila po chwili milczenia opowiedziała o Olku, kiedy była chora, o swoich myślach, o Michale. O babci i zacytowanej przez nią piosence.
– Pogubiłam się – powiedziała po chwili i rozpłakała się. – Już sama nie wiem, o co mi chodzi, na czym i na kim mi zależy.
Małgosia pogłaskała tylko Kamilę po włosach.
– Nie chcę dzwonić do Olka. Jeśli potrafił wtedy wyjść i do tej pory nie zadzwonił nawet spytać, czy już wyzdrowiałam, to chyba mu na mnie nie zależy.
– A tobie zależy?
Zapadło milczenie. Słychać było tylko pociąganie nosem.
Dopiero po chwili padła odpowiedź:
– Nie wiem.
I Małgosia czuła, że co jak co, ale te słowa są najprawdziwszą prawdą.
– Ty rzeczywiście się pogubiłaś – zawyrokowała Małgosia i w pokoju zapadła cisza.
Tylko z magnetofonu sączyła się muzyka z płyty włączonej przez Małgosię. Tej płyty ofiarowanej przez Olka na walentynki, której mieli słuchać razem.
* * *
Cukiernia świeciła pustkami. Zaledwie trzy pary siedziały przy stolikach. Maciek podszedł do lady, a po chwili wrócił uśmiechnięty i kazał Małgosi zamknąć oczy.
– Co ty robisz? – spytała, czując, że zawiązuje jej na oczach jakąś chustkę.
– Nie chcę, żebyś podglądała – powiedział.
Małgosia usłyszała, jak kelnerka podchodzi do stolika i stawia coś przed nią. Ale co?
– Otwórz usta – powiedział Maciek, a gdy to zrobiła, poczuła coś słodkiego, prawie jak krem! Nie! To lepsze od kremu.
– No i co? – spytał Maciek.
– Pycha! – odparła. – A co to jest?
– Tiramisu – wyjaśnił. – Mama zabrała mnie tu tydzień temu. W życiu czegoś podobnego nie jadłem, musiałem więc tu ciebie zabrać. Możesz już zdjąć chustkę.
Małgosia za nic w świecie nie chciała się przyznać, że nawet jakby nie miała chustki, i tak nie zorientowałaby się, że deser w szklanym pucharku nazywa się tiramisu. Ech, ten Maciek. On wszystko wie.
– Gadałeś ostatnio z Olkiem? – spytała Małgosia, starając się, by pytanie zabrzmiało zupełnie niewinnie i by Maciek odebrał je jako rzucone od niechcenia. Nie udało się. Od razu spojrzał czujniej.
– A co? Kamili głupio?
Oboje zrozumieli się bez słów. Maciek znał wersję Olka, Małgosia Kamili. I jak teraz pogodzić tę dwójkę?
– Gadaj, co ci powiedziała ta wariatka.
– Nie mów tak na nią!
– Przecież nie mówię tego złośliwie. Ona jest wariatką!
– A Olek? To nie jest wariat? Obraził się i więcej do niej nie zadzwonił.
– Olek jest wariat. Ale nie dlatego. On kiedyś sobie obiecał, że nie będzie więcej wciskał się tam, gdzie go nie chcą. A Kamila jest w błędzie, twierdząc, że nie zainteresował się, czy wyzdrowiała. Musiałem mu ciągle zdawać sprawozdania – jak z linii frontu.
* * *
Zaproszenia do kręgielni były już rozdane. A Kamila po raz pierwszy w życiu nie cieszyła się z imienin.
„Czy to z powodu Olka?” – pytała samą siebie. Gdy tuż przed wyjściem mama kazała naszykować jej płyty, które będzie chciała tam puścić, wzrok Kamili padł na Wilki. Płakać jej się chciało – przecież mieli tego słuchać razem.
Pierwsza przyszła Kaśka ze szkatułką na biżuterię. Potem Ewa z broszką w kształcie gruszki. Aleks przyniósł gigantyczne pudło czekoladek, Biały Michał płytę Tatu, a Małgosia z Maćkiem książeczkę o yorkshire terrierach. No i jak zawsze Kamila dostała mnóstwo maskotek, kaset, ramek do zdjęć i innych bibelotów.
Kiedy z uśmiechem rozwijała prezenty, za jej plecami ktoś stanął.
– Nie wiedziałem, czy mogę przyjść nieproszony – usłyszała głos Olka. – Nie wiem też, czy zechcesz to przyjąć – dodał cicho i wręczył jej malutkie pudełeczko.
W środku leżał złoty łańcuszek ze złotą połówką serduszka.
– To wcale nie było takie łatwe, namówić go – powiedział Maciek do Małgosi.
Chciał odwrócić jej uwagę od prezentu. Przecież na gwiazdkę też dał Małgosi pół serduszka – ale ze srebra. Lecz Małgosia nie zwróciła nawet uwagi na tę różnicę. Z uśmiechem obserwowała parę.
– Ty wiesz, co ja od niego usłyszałem? – spytał Maciek, ruchem głowy wskazując Olka. – Że jeśli przyjdzie i poczuje się jak piąte koło u wozu, to mnie dyszlem od tego wozu zdzieli w łeb.
– No to ci się upiekło – odparła Małgosia ze śmiechem.
Kamila z Olkiem stali naprzeciw siebie ze spuszczonymi głowami. Stykali się czołami, a Olek powoli zapinał jej na szyi wisiorek.
A Kinga z Michałem wcale nie przyszli. Ewa poinformowała, że siedzą w domu nad historią. „Może to i dobrze?” – pomyślała Kamila i dotknęła palcami zawieszonej na szyi połówki serduszka.
– To co? Zaczynamy zawody! – powiedział instruktor i włączył oba tory.