NIEJEDEN
– Skąd znasz łacinę? – spytał Michał.
Stali z Klaudią przed szkołą. Od andrzejek minęły już dwa tygodnie, a Michał dopiero teraz wrócił do tamtych wydarzeń. Spotkali się niby przypadkiem. Niby. Tak miała myśleć Klaudia, bo Michał wiedział, że to nie przypadek. I nie przyznałby się nigdy, że celowo czekał długo przy kiosku i oglądał gazety, by w szybie zobaczyć wychodzącą ze szkoły dziewczynę w czerwonej bandanie na głowie.
Ostatnio nie mieli okazji pogadać. Klaudia była ciągle zajęta. Michał miał nawet wrażenie, że go unika. Na przerwach kręcili się koło niej inni, a on dopiero teraz zauważył tych innych. Wcześniej miał wrażenie, że jest przy niej sam. Miał wrażenie, że i ona stara się być blisko.
– Skąd znasz łacinę? – powtórzył.
– A „cześć” gdzie?
– No cześć, cześć… – Michał się zmieszał.
– Łaciny to ja się przecież uczę w szkole, ale… – Klaudia się zawahała. – Tak naprawdę jeszcze jej nie znam. Znam tylko niektóre sentencje, te które mi się podobają…
– Jak tamta?
– Chodzi ci o Owidiusza?
– Yhm.
Czy ta sentencja była Owidiusza, tego Michał nie wiedział. Niby Klaudia coś mu tłumaczyła, kiedy wychodzili od Ewy, ale był zbyt oszołomiony wszystkim, co działo się wokół, by zapamiętać takie szczegóły. Pamiętał tylko, że Klaudia dość poważnie zagrała Kindze na nosie. Ale o tym mówić nie chciał. Nie chciał opowiadać o Kindze. Bo Kinga… dziwnie się zachowała.
Dopiero teraz uświadomił sobie, że były dwie Kingi. Jedna, którą znał ze spotkań sam na sam, i druga, która dawała o sobie znać, kiedy w pobliżu zjawiał się ktokolwiek inny. Wtedy w Kindze odzywała się zazdrośnica. I to coraz bardziej agresywna. Ale dlaczego ta zazdrośnica pokazała swoją twarz również teraz? Kiedy sama odepchnęła go, a właściwie… nie, nie odepchnęła. Wyrzuciła jak niepotrzebny odpad?
Michał tak właśnie się czuł. Dlatego nie chciało mu się głowić nad autorstwem łacińskiej sentencji. Było mu wszystko jedno. Pytał o łacinę, bo chciał się o Klaudii czegokolwiek dowiedzieć. Bo nagle uświadomił sobie, że rozmawia z nią o filmach, o postaciach oglądanych na szklanym ekranie, ale nie o prawdziwym życiu. A już w ogóle nie rozmawia o niej. I właściwie nadal niewiele o niej wie.
– Tak. To powiedzenie lubię. Cokolwiek czynisz, mądrze czyń i oczekuj końca. Ten Owidiusz był zajebiście mądry. A ta sentencja… wiesz… ojciec dał mi kiedyś taką książkę Łacina na co dzień. I zaczęłam ją czytać, by mu dogryźć. By znaleźć sentencje, którymi będę go mogła pognębić.
– A kim jest twój ojciec?
– Pytasz o zawód czy cechy charakteru? – spytała zaczepnie. – Jeśli o zawód, to prawnikiem. A jeśli o cechy charakteru, to dzieciorobem. Choć czasem zastanawiam się, czy to nie jest jego drugi zawód. Ale taki mało opłacalny. Same straty. W końcu facet płaci na nas wszystkich alimenty.
Michał czuł, że musi mieć dziwną minę, bo Klaudia, spojrzawszy na niego, wybuchnęła śmiechem.
– No co się tak patrzysz? Nie wiesz, kto to dzieciorób? Taki facet, co nic nie robi, tylko w chwilach wolnych od pracy robi dzieci coraz to innej kobiecie. Mój stary to klasyczny przykład. Ja jestem trzecia. Ale po mnie ma jeszcze piątkę. Cała ósemka z sześcioma żonami. Nie. Nie wszystkie ślubne. Ja nie. Moja mama była tak głupia, że myślała naiwnie, że go złapie na brzuch i on z nią zostanie. A tymczasem on sobie poszedł, a zostałam ja. Taka pamiątka na całe życie i na dodatek nie ma ze mnie pożytku. Teraz zjarałam sobie włosy, potem zjaram sobie coś innego. Ale nie wiem jeszcze co. Jak mnie stary wnerwia, to mu cytuję właśnie tę sentencję. Bo on niczego nie robi do końca. Wszystko rzuca w połowie. No, może poza pracą, ale dokładnie tego nie wiem. Ostatnio zabrał mnie na pizzę.
– I?
– Nic. Znów ciężko wzdychał. A ja wiem, że jak tak ciężko wzdycha, to znaczy, że znów chce się rozstać ze swoją żoną. Pewnie ma już jakąś na oku. To babiarz jak wszyscy faceci.
– Dlaczego wszyscy? – spytał Michał.
– A tego to ja już nie wiem – odparła ze śmiechem Klaudia. – Ale może ty mi powiesz. Dlaczego jesteś babiarzem?
– Ja?!
– Grasz mną innej na nerwach…
– No coś ty… – zaczął Michał, ale urwał spłoszony, widząc kpinę na twarzy Klaudii.
– Nie ściemniaj.
– Nie no… dlaczego… – Michał próbował coś powiedzieć, ale Klaudia wybuchnęła nieszczerym, teatralnym śmiechem.
– Wszyscy jesteście tacy sami – mruknęła po chwili. – Kiedy ojca spytałam, czy znowu ma na oku nową „tę jedyną”, to też powiedział: „Nie no… dlaczego”. I niby nadal oficjalnie nie ma, ale widziałam go na mieście z jakimś nowym nabytkiem. On o każdej mówi „ta jedyna”. Potrafi też mówić „moja pani”. Tak dostojnie. Wkurza mnie to. Wy macie to w genach. Bawicie się nami… Przyznaję, myślałam, że jesteś inny. A może jedynie miałam nadzieję? − Klaudia się zamyśliła. – Ale na tych andrzejkach zrozumiałam, że nie. Nie ma innych. Ty też nie jesteś inny. I w sumie dobrze, że ta głupia zazdrośnica cię zostawiła. Zobaczysz, jak to boli.
To powiedziawszy, Klaudia ruszyła w stronę domu. Michał zrobił krok w jej stronę, ale go zatrzymała.
– Nie odprowadzaj mnie. Jak będę miała ochotę się z tobą spotkać, zadzwonię.
* * *
Minęły kolejne dwa tygodnie. Klaudia nie zadzwoniła ani razu, a Michał nie chciał się narzucać. Słowo „babiarz” bolało. Wiedział, że wielu innych – na przykład Łukasz, który podrywał już chyba wszystkie laski z klasy – cieszyłoby się z takiej etykietki. Ale nie Michał. Ciążyła mu świadomość, że ktoś może tak o nim pomyśleć. Owszem… pierwotnie chciał utrzeć Kindze nosa, a i w Klaudii było też coś takiego, co go bardzo pociągało. Choć nie wiedział co.
Nie miała długich włosów, które tak mu się zawsze podobały. Wręcz przeciwnie. Zwłaszcza teraz. A jednak wspomnienie o dziewczynie w czerwonej bandanie i kolczykach nie dawało mu spokoju. Michał zastanawiał się nawet, gdzie Klaudia ma jeszcze kolczyki, choć tę uporczywą myśl odsuwał od siebie. Nie chce być babiarzem. Jego ojciec nim jest. Wprawdzie ponoć nie ma więcej dzieci, ale kobiety zmienia jak rękawiczki. Michał tak nie chciał. Zbyt wiele razy widział płaczącą matkę. Do dziś pamięta wyraz jej twarzy, gdy pokazała mu mężczyznę, po którym odziedziczył oczy, włosy i imię.
A Klaudia?
Widywał ją na przerwach. Otoczona wianuszkiem chłopaków śmiała się i żartowała. Nie podchodził. Myślał o tym, co mu powiedziała. O tym, że nazwała Kingę głupią. Dla Michała Kinga nie była głupia, tylko „podwójna”. Właśnie tak o niej myślał. Zresztą sama kiedyś przyznała, że jest spod Bliźniąt, a ludzi spod tego znaku cechuje dwoistość charakteru i brak konsekwencji w działaniu. O, tak! Kinga nie była konsekwentna. A Klaudia?
Stał i obserwował ją, jak podwija chustkę i ciemnowłosemu dryblasowi pokazuje odrastające włosy. W garści Michał ściskał podwójne zaproszenie na premierę jakiegoś filmu. Nie sprawdził tytułu. Wiedział tylko, że to sensacja. Dostał je w wydawnictwie, kiedy pojechał odebrać dla mamy nowe książki do tłumaczenia. Czy Klaudia z nim pójdzie? Głupio tak na oczach wszystkich podejść i spytać. Ale ile można czekać, aż zostanie sama? W końcu kolejną przerwę przychodzi pod drzwi jej klasy…
– Cześć. Poszłabyś dziś do kina…
Michał nie dokończył pytania, bo Klaudia spojrzała na niego rozbawiona.
– Dziś nie. Zdaje się, że w przyszłym tygodniu znajdę dla ciebie czas – rzuciła kpiąco.
Stojący wokół niej chłopcy zaśmiali się. Michał poczerwieniał na twarzy.
– Zaproszenie mam na dzisiaj… – powiedział.
– To idź pod kino i poszukaj frajerki… – rzucił dryblas.
Czyżby Klaudia opowiedziała mu o tym, jak się poznali? Michał odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów.
– Ty daj sobie z nią spokój – usłyszał tuż przy uchu czyjś głos. Spojrzał w tę stronę. Obok stał drobny, szczupły chłopak. Znał go z widzenia, chodził do klasy wyżej. Najwyraźniej słyszał całą rozmowę. – Jak tylko dasz jej poznać, że ci na niej zależy, zostaniesz sprowadzony do roli śmiecia. Odpuść ją sobie. Jako koleżanka jest super. Ale gdy spróbujesz czegoś więcej, wychodzi z niej żmija. Niejeden przez nią miał przerąbane.
– Ty też? – spytał Michał.
Ale chłopak wzruszył ramionami i odszedł. I tylko Michałowi brzmiały w uszach jego słowa: „Niejeden przez nią miał przerąbane”. Niejeden? On nie będzie. Właściwie co go te baby obchodzą?
I nagle uświadomił sobie, że znowu znalazł się w punkcie wyjścia. Bez kolegów – jak zwykle. Bez dziewczyny – może już na zawsze. A i w domu nie ma z kim pogadać. Po wycięciu krtani mama jeszcze nie kupiła elektronicznego aparatu mowy. A ile można szeptać?
Spojrzał na trzymane w ręku zaproszenie. Iść z mamą? Może to jest myśl.