×

Мы используем cookie-файлы, чтобы сделать работу LingQ лучше. Находясь на нашем сайте, вы соглашаетесь на наши правила обработки файлов «cookie».


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, ANGIELSKI

ANGIELSKI

– Zapomnij o innym języku. Zapomnij o moim wyjeździe na stypendium zagraniczne. Ja z trudem zdałem maturę z angielskiego. Jestem językowym antytalentem! Nadal nie rozumiem, jak odróżnić owcę i statek, bo wymawia się tak samo, a pisze inaczej i nie mogę zapamiętać, które to owca, a które to statek. Albo które to mąka, a które to kwiatek. I mam kłopoty z wymową. Nie wiem, czy mówi się „tomato” czy „tomejto”, czy „potato” czy „potejto”. A ty byś chciała, bym rozmawiał z pacjentami po angielsku? – Bardziej bym chciała, byś nabrał wiary w siebie i sięgał wyżej. Poza tym… Nie mówisz po angielsku, bo tak naprawdę nie musiałeś nigdy mówić w tym języku!

* * *

– Ty to masz superzabawki – powiedział Mateusz do Kuby. Siedzieli u niego w pokoju i bawili się klockami Lego. Na podłodze siedziała Magda i bawiła się lalkami, które jeszcze kilka lat temu należały do Kamili, a z których korzystała, ilekroć przychodziła w gości.

Była wielkanocna niedziela i cała trójka rodzeństwa Niewiadomskich miała nocować w Kiełpinie. Młodsze rodzeństwo w pokoju u Kuby – wielkim pomieszczeniu, w którym oprócz łóżka, na którym spał Kuba, stała dwuosobowa rozkładana sofa. To na niej mieli spać Magda z Mateuszem. Mama Kuby i Kamili przyniosła im pościel. To ona zaproponowała całej trójce nocleg, widząc, że najmłodsi świetnie się bawią.

A bawili się świetnie między innymi dlatego, że Kuba miał nowy zestaw Lego. Nazywał się Londyn. Nawet Marcin, gdy tylko zobaczył te klocki, pomyślał, że chętnie by je ułożył. Z prawie pięciuset elementów można było zbudować Galerię Narodową, kolumnę Nelsona, Big Ben, most Tower Bridge i London Eye. To właśnie ten gigantyczny diabelski młyn zachwycił Mateusza, a Kuba najnaturalniej w świecie wyjaśnił pochodzenie zabawek, mówiąc:

– To z Anglii. Od wujka Hugh. – Jakby podanie imienia ofiarodawcy miało dla Mateusza jakiekolwiek znaczenie.

– Nigdy nie byłem w Anglii – stwierdził Mateusz. – Tam naprawdę jest taka karuzela?

– Naprawdę – odparł Kuba i spytał: – A gdzie byłeś za granicą?

– Nigdzie.

– Ja też nie byłam za granicą – powiedziała ni stąd, ni zowąd Magdusia i po chwili milczenia dodała: – Hugh brzmi jak dżdż.

– Co to jest dżdż? – spytał Kuba.

– Deszcz, który lubią dżdżownice.

– Co takiego? – Marcin tak twierdzi.

– To bredzi – uznał Kuba, a to określenie rozzłościło Magdę.

– Mój brat nigdy nie bredzi! – krzyknęła.

– Co tu się dzieje? Czemu krzyczysz? – spytał Marcin, który wraz z Kamilą akurat w tym momencie wszedł do pokoju Kuby, niosąc galaretkę z owocami dla całej trójki.

– Bo Kuba mówi, że bredzisz…

Ale Marcin nie zdążył nic powiedzieć, bo nagle Mateusz spytał:

– Marcin, czemu my nigdy nie byliśmy za granicą?

– No… jakoś się nie złożyło…

– A pojedziemy?

– Zobaczymy…

– Czyli nie pojedziemy. – Mateusz i westchnął tak, jakby stała się jakaś tragedia.

Marcin nie odpowiedział. Kamila też nie zareagowała nawet słowem, ale ta wymiana zdań nie dawała jej spokoju. Nigdy nie byli za granicą? A Marcin? Też nigdy nie był?

Ale tego dnia nie było okazji, by go spytać. Ojciec zaproponował debla w ping-ponga. Dziewczyny kontra chłopaki. W głębi garażu stał stół pingpongowy. Grali do późna. Babcia przyszła po dwudziestej drugiej przypomnieć, że trzeba najmłodszych namówić do spania.

– Do mycia ich zagoniłam, ale spać to nie śpią.

* * *

– Marcin! Opowiesz nam przed snem bajkę?! – zawołała Magdusia, gdy wraz z Kamilą weszli do pokoju Kuby sprawdzić, czy leżą już w łóżkach.

– Bajkę? – Kuba prychnął niezadowolony, ale Mateusz szturchnął go w ramię i powiedział: – Ty nie wiesz, jakie Marcin opowiada bajki. Najfajniejsze na świecie, bo o kosmosie! Takich rzeczy nie ma w książkach. Ani na filmach.

Rzeczywiście. Po pięciu minutach Marcinowej opowieści o trójce dzieciaków, która poleciała w kosmos, Kuba zmienił zdanie. Sam zaczął dopytywać, co dalej. Po kwadransie historia została opowiedziana do końca. Jej bohaterowie odkryli na innej planecie magiczną roślinę. Kto jej dotykał, od razu wszystko mu się udawało. Dlatego postanowili utkać z niej materiał i szyć z niego koszule szczęścia. Kuba był zachwycony. Zwłaszcza że nieletni dowódca statku kosmicznego miał na imię tak samo jak on. Mateusz i Magda, którzy słyszeli już sporo bajek w wykonaniu Marcina, zgodnie uznali, że to najfajniejsza historia, jaką im do tej pory opowiedział.

– Tylko zapamiętaj ją! – poprosiła Magda. – Bo wiesz, Kuba… – zwróciła się do brata Kamili, który teraz patrzył w Marcina niczym w obrazek – Marcin nam wymyśla te bajki, a jak go czasem prosimy, by jakąś znowu nam opowiedział, to mówi, że już jej nie pamięta.

– Dobra! A teraz śpijcie. Jest prawie północ. Jutro lany poniedziałek i jak nie zaśniecie teraz, to was polewanko obudzi! A tak… może wam się uda go uniknąć – uprzedził ich Marcin i wraz z Kamilą wyszli z pokoju Kuby, zamykając za sobą drzwi.

– Ty to masz podejście do dzieci… – skomplementowała go Kamila i pieszczotliwie pociągnęła za brodę.

Zza drzwi dobiegł ich głos Kuby:

– Wy to macie fajnie z Marcinem. Kamila nie jest taka fajna.

– Jest! – gwałtownie zaprotestowała Magda i dodała: – Może nie taka fajna jak Marcin, ale ja ją lubię.

* * *

– Co ty byś chciała robić w życiu?

Pytanie Marcina zaskoczyło Kamilę. Siedzieli u niego w pokoju i na małym telewizorku oglądali relację z Eurowizji, pogryzając przy tym orzeszki. Konkurs wydawał im się nudny, a piosenki coraz bardziej beznadziejne, więc przyciszyli telewizor i rozmawiali, z rzadka zerkając na ekran.

Kamila chciała jakoś delikatnie zagadać na temat wakacji, ale… Marcin zadał to krępujące i wymagające, zdaniem Kamili, mądrej odpowiedzi pytanie. Nie chciała wyjść na głupią, ale prawda była taka, że jeszcze o tym nie myślała. Na razie chciała się uczyć języków. Kończyła trzeci rok lingwistyki stosowanej. Mówiła biegle po angielsku, francusku i niemiecku, ale ambicje poznania kolejnych języków miała o wiele większe. Najpierw hiszpański i włoski, ale potem może i rosyjski? Byłoby to spore wyzwanie, bo inny alfabet to jednak pewien kłopot. Po co jej to? Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie tak, by brzmiało ambitnie. A powiedzieć prawdę? Że po prostu lubiła uczyć się języków, bo lubiła poznawać nowych ludzi?

Od dzieciństwa często jeździła za granicę. Już jako kilkulatka stwierdziła, że fajnie jest móc porozumieć się z każdym inaczej niż na migi. Było to na plaży na południu Francji. Wraz z nią bawiła się dziewczynka ze Szkocji. Każda mówiła po swojemu, więc przy robieniu babek starały się dogadywać na migi i do pewnego momentu było dobrze, aż nagle… Kamila znalazła kraba. Jako kochająca zwierzęta i nieświadoma, że zwierzę może ją skaleczyć, wzięła go w dwa palce i pokazała koleżance. I wtedy zaliczyła od niej cios łopatką w głowę. Wszyscy się potem dziwili, że nie zrozumiała, co znaczy Take it away!.

Na szczęście ciotka Iwona, mieszkająca w Anglii siostra mamy, i jej mąż wuj Hugh, który jest przecież rodowitym Anglikiem, byli niezwykle pomocni w nauce angielskiego. Tego samego roku zabrali ją na wakacje do Hiszpanii. Dzięki temu, gdy wróciła na początku września do Warszawy, potrafiła już powiedzieć po angielsku naprawdę sporo. Cóż… wujek po polsku prawie nie mówił, a gdy zostawała pod jego opieką, musiała się jakoś dogadać…

Dzięki częstym kontaktom z brytyjską gałęzią rodziny pod koniec podstawówki mówiła po angielsku biegle, a w gimnazjum miała lepszy akcent niż ucząca ją angielskiego nauczycielka zwana powszechnie Milady. Kończąc liceum, zdała rozszerzoną maturę z angielskiego z wynikiem najlepszym w szkole. Z francuskim też nie miała problemów. Z niemieckim szło jej wprawdzie trochę gorzej, ale… już dawno przyłapała się na tym, że wszystkiemu winna była… babcia! Urodzona przed wojną staruszka miała silną awersję do tego języka, która wynikała rzecz jasna z przeżyć. Kilka razy, gdy Kamila w domu uczyła się niemieckiego na głos lub słuchała dialogów po niemiecku, miała okazję przekonać się, że lepiej nie robić tego przy babci. Raz, gdy włączyła sobie na komputerze w oryginale jeden film z cyklu Najpiękniejsze baśnie braci Grimm, dobiegł ją z kuchni szloch babci. Myślała, że coś jej się stało, więc pobiegła tam szybko, ale babcia twierdziła, że nic. Ręce jednak jej się trzęsły. Kamila zaczęła dopytywać i babcia pękła. Opowiedziała, jak po upadku powstania warszawskiego Niemcy gnali ich do Pruszkowa. Krzyczeli tak jak na tym filmie: Raus! i Schneller!. I do niej teraz wszystko wróciło, choć miała wtedy zaledwie siedem lat.

– Ty nawet nie wiesz, jak ja się bałam – opowiadała, szlochając. – Dookoła same trupy. Przechodziliśmy tuż koło takiej sterty trupów, nad którymi krążyły muchy. Na wierzchu leżało ciało dziewczynki w czerwonej sukience. Dziewczynka była mniej więcej w moim wieku, a ja miałam podobną sukienkę, która została w domu. Gdy po wojnie wróciliśmy, nadal wisiała w szafie. Bo choć nasze mieszkanie na Żoliborzu splądrowano, to moje ubrania ocalały. Wprawdzie przez te kilka miesięcy urosłam, ale ta czerwona sukienka była na mnie dobra. Wiesz… wcześniej była za duża. Bardzo mi się podobała, ale nie mogłam jej nosić. Bałam się. Niby wiedziałam, że nie jest to sukienka tej martwej dziewczynki, ale co na nią patrzyłam, to ciągle widziałam tę dziurę w czole i szeroko otwarte oczy tej małej. No i mama sprzedała sukienkę… Mieliśmy wtedy na chleb.

Babcia rozszlochała się tak, że Kamila przytuliła ją i po raz pierwszy poczuła, że bardziej ona powinna opiekować się babcią niż babcia nią – Kamilą. Pierwszy raz zobaczyła w staruszce bezradną małą dziewczynkę.

No i od tamtej pory trochę straciła serce do niemieckiego. Wprawdzie germanistka w liceum mówiła, że jest to przede wszystkim język Goethego, a nie Hitlera, ale… jakiś uraz powstał. Francuski pociągał ją bardziej. A od kiedy Maciek, jeszcze w liceum, powiedział jej, że do końca dziewiętnastego wieku francuski odgrywał taką rolę, jak teraz angielski, że po francusku swoje pamiętniki napisali i Katarzyna Wielka, i Stanisław August Poniatowski, pomyślała, że warto poznać i ten język. Zresztą… na wakacjach spotykała Francuzów i przekonywała się, że rzadko który z nich zna angielski.

Hiszpania z gorącymi plażami też kusiła, a rozmawiać z miejscowymi było dość trudno. Włochy też wydawały jej się fascynujące. A ich kultura? Obok greckiej jedna z najstarszych w Europie. Tak! Języki to było coś. Ale jak to wykorzystać praktycznie? Pytanie zadane nagle przez Marcina zbiło ją z pantałyku.

– Nie wiem jeszcze… jest tyle możliwości, że…

– Może chciałabyś mieć biuro tłumaczeń? – drążył Marcin.

– To chyba strasznie nudne. Z tego, co wiem z praktyk, to cały czas tłumaczysz akty stanu cywilnego i świadectwa szkolne.

– To może chciałabyś być tłumaczem sądowym?

– A co robi taki tłumacz?

– No… tłumaczy rozprawy, kiedy jedną ze stron jest obcokrajowiec.

– Nie wiem… z bandytami? W sądzie?

– Czemu od razu z bandytami? Przecież bywają sprawy spadkowe, gospodarcze, rozwodowe…

– Rozwodowe i ktoś nie zna polskiego?

– No… jak w domu gadali tylko po angielsku?

– W Polsce?

– No w Polsce, w Polsce… znam takie przypadki. Znajoma ojca ze szkoły wyszła za mąż za Francuza, który jest lektorem francuskiego na jakiejś uczelni. I zdaje się, że uczy francuskiego w jakimś liceum dwujęzycznym. Podobno do dziś nie nauczył się polskiego.

– Skąd wiesz?

– Ojciec był ostatnio na iluś-tam-leciu matury… Po powrocie opowiadał.

– Że koleżanka ma męża, który nie zna polskiego?

– Nie… temat wyszedł przypadkiem. Gadali o tym, jak dzieci robią ich w konia… Ta koleżanka opowiadała, że jej syn przyniósł kiedyś ze szkoły uwagę, że się skandalicznie zachowuje, i dał ojcu do podpisania.

– No i co?

– I ojciec poprosił o przetłumaczenie tego, co napisała nauczycielka, bo nie zna polskiego. No to mały przetłumaczył. Brzmiało to jakoś tak, że mają państwo bardzo zdolnego syna, chciałabym pogratulować i prosić o to, by również w domu został nagrodzony za czynny udział w lekcjach. I on to podpisał. I po polsku dopisał „dziękuję”, bo to akurat potrafił. Sprawa się wydała, bo oburzona nauczycielka na zebraniu pokazała matce to jako dziwną reakcję na przewinienia synka.

– Nieźle. – Kamila zachichotała.

– Wiesz… mnie się śmieszniejsze wydaje to, że mój ojciec powiedział potem, że to nic w porównaniu z moimi numerami. A na koniec mi się pożalił, że teraz na tym spotkaniu to nie miał nic ciekawego ani śmiesznego do opowiedzenia, bo Mateusz to taki aniołek.

Kamila zaśmiała się jeszcze bardziej.

– A może… chciałabyś uczyć angielskiego?

– Oszalałeś? – Kamila aż podskoczyła na kanapie. – Gdybym chciała zostać nauczycielką, tobym dawno poszła na anglistykę na kierunek nauczycielski. Poza tym… ja chcę robić coś, co przynosi kasę. Bycie nauczycielką raczej mi jej nie przyniesie. A ty? Co chcesz robić? – odbiła piłeczkę.

Tym razem ona zapędziła Marcina w kozi róg, bo nie wiedział, co odpowiedzieć. Przeżycia ostatnich miesięcy sprawiały, że coraz bardziej widział siebie w roli pedagoga. Sprawa, w której on i Mateusz byli świadkami przemocy domowej wobec Koperskiego, pokazała mu, że pedagog to potrzebny zawód. Jako opiekun Mateusza uczestniczył w przesłuchaniach brata. Widział, że jego obecność, a także życzliwa pani psycholog sądowa dodają chłopcu otuchy. Mateusz coraz śmielej opowiadał o tym, czego był świadkiem w domu dawnego kolegi. A gdy po rozprawie rozmawiali o Koperskim, który najprawdopodobniej zostanie umieszczony w rodzinie zastępczej, co doprowadziło Mateusza do płaczu, Marcin zaczął poważnie myśleć o drugim fakultecie – psychologii.

Ale tekst Kamili, że uczenie nie przyniesie pieniędzy, sprawił, że wstydził się do tego przyznać. Miał świadomość, że praca z dziećmi nie przyniesie mu kokosów. A patrząc na to, jakie rachunki za swoje usługi przedstawiał adwokat oskarżającego go o pobicie Alberta Klotza, wiedział jedno. Gdyby nie pomoc ojca Kamili, który dał mu zaprzyjaźnionego mecenasa, a tym samym szansę na wygraną w procesie, nigdy by sobie nie poradził. Już dawno uświadomił sobie, że prawda nie zawsze sama się obroni. Już sam fakt, że został fałszywie oskarżony, uświadamiał mu, że bywają historie, kiedy człowieka za dobry uczynek spotyka niesprawiedliwość.

Marcin był obecny na wszystkich rozprawach w procesie o skrzywdzenie Wioletki, który to proces zdawał się nie mieć końca. Po złożeniu zeznań na pierwszej rozprawie ze świadkami spytał, czy może zostać na sali, a sąd wyraził zgodę, bo wyrazili ją rodzice Wioletki. W końcu adwokat, który bronił Marcina przed oskarżeniami syna Alberta Klotza, bronił przed nimi także mamy Wioletki. Nikt nie spytał, czemu Marcin chce zostać i słuchać. Może rodzice Wioletki domyślali się, że ma to związek z jego studiami?

A on z rozprawy na rozprawę uświadamiał sobie, że jego znajomość dziecięcej psychiki, która na co dzień pomagała w opiekowaniu się rodzeństwem, może być niezwykle pomocna także w rozmowie z innymi dziećmi. Zwłaszcza gdy zobaczył odtworzone, a nagrane na wideo przesłuchanie samej Wioletki. To już zupełnie inne dziecko niż to, które zapamiętał z czasów słynnej afery o pudełko na drugie śniadanie.

I tylko teraz… ten tekst Kamili, że bycie nauczycielką pieniędzy jej nie przyniesie, sprawił, że wahał się, co odpowiedzieć na temat swoich planów. Kamila potrzebowała kogoś, kto ma pieniądze. A on? Raczej nigdy nie zostanie milionerem. Znów poczuł, że różnica materialna, która jest między nimi, powiększa istniejący mur.

– Nie wiem – odparł szeptem.

– Myślałam, że wiesz… Byłbyś świetnym psychologiem dziecięcym… Albo bajkopisarzem…

– Bajkopisarzem? – spytał z udawanym zdziwieniem.

Wiedział, z reakcji Magdy, Mateusza, a ostatnio nawet Kuby, że historie, które wymyślał, podobały się dzieciom i to bez względu na wiek. Ostatnio nawet na prośbę Magdy zaczął je zapisywać. Ale pokazać Kamili nie miał jakoś odwagi.

– Kuba zachwycał się tą, którą opowiedziałeś wtedy w Wielkanoc. Ale mógłbyś zostać też jednym i drugim. A gdybyś jeszcze mówił biegle w jakimś języku… Na przykład po angielsku, to…

– To co? – Marcin spojrzał uważnie na Kamilę. Czuł, że dziewczyna coś knuje.

– Mógłbyś ubiegać się o stypendium zagraniczne…

– Stypendium zagraniczne? – Marcin był zdumiony.

– No wiesz… Kinga jedzie do Hamburga. Ja też chętnie bym wyjechała, żeby się rozwijać…

Marcin odsunął się od Kamili i spojrzał na nią z politowaniem.

– Dziewczyno! Ja kiedyś chciałem studiować w innym mieście. Ze względu na pędraki zostałem w Warszawie, by pomóc ojcu, a ty mi tu…

– A Marek nie może?

– Marek trenuje, ciągle jeździ na jakieś zgrupowania, zawody…

– Co on właściwie trenuje?

– Ostatnio pięciobój. Ale wiesz… Co ty mówisz? Przecież wiesz, że ja nie mogę wyjechać. Poza tym… ja lubię się nimi zajmować. Lubię organizować im czas.

– Z tego też może być kasa – powiedziała Kamila tak, jakby to było oczywiste.

– Ale z czego?

– No… prywatny gabinet psychologiczny psychologa-pedagoga, który pisze bajki… i to jeszcze psychologa, który może rozmawiać z dziećmi w innym języku…

– Zapomnij o innym języku. Zapomnij o moim wyjeździe na stypendium zagraniczne. Ja z trudem zdałem maturę z angielskiego. Jestem językowym antytalentem! Nadal nie rozumiem, jak odróżnić owcę i statek, bo wymawia się tak samo, a pisze inaczej, i nie mogę zapamiętać, które to owca, a które to statek. Albo które to mąka, a które to kwiatek. I mam kłopoty z wymową. Nie wiem, czy mówi się „tomato” czy „tomejto”, czy „potato” czy „potejto”. A ty byś chciała, bym rozmawiał z pacjentami po angielsku? – Bardziej bym chciała, byś nabrał wiary w siebie i sięgał wyżej. Poza tym… Nie mówisz po angielsku, bo tak naprawdę nie musiałeś nigdy mówić w tym języku!

– No…

– Ja mam propozycję. Pojedźmy w wakacje do Anglii!

– Kamila! Ty zapominasz, że między nami jest pewna różnica. Duża różnica i ona coraz bardziej mi przeszkadza. To jest różnica finansowa. Ty mieszkasz w wielkim domu, ja w peerelowskim bloku. Ty masz samochód, ja nawet nie mam prawa jazdy, bo nie tylko nie stać mnie na zrobienie, lecz także nie jest mi ono potrzebne, bo nie stać mnie na koło do samochodu. Ty masz wielkie kieszonkowe, a ja… rentę po matce, której połowę i tak daję na dom, a ostatnio stypendium naukowe od rektora za dobre wyniki w nauce, ale kokosy to nie są. Nie stać mnie, by zabrać cię do dobrej knajpy, bo od razu wydalibyśmy to, co ma starczyć mi na cały miesiąc. Udaję, że nie widzę twoich drogich torebek, skórzanych kurtek i najnowszego smartfona, ale tak naprawdę widzę to. Wdzięczny jestem, że nie kłujesz mnie tym w oczy. Ale prawda jest taka, że już zawdzięczam twojemu ojcu pomoc prawną i… nie chcę mieć więcej zobowiązań.

– Czemu?

– Bo nie będę mógł z tobą zerwać, jak mi się znudzisz.

Zapadła cisza.

– Ale ty żartujesz? – spytała Kamila, wytrzeszczając oczy.

– Jasne, że żartuję. – Marcin przyciągnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. – Ale i pokazuję ci, że to, co robisz, odbiera mi poczucie wolności. Ja nie chcę być od ciebie we wszystkim zależny. A przez to, że ty jesteś przyzwyczajona do życia na lepszym poziomie, a nie możesz liczyć na to ode mnie, próbujesz mi moje życie ułożyć po swojemu, żebym mógł dać ci to, w czym wyrastałaś i do czego jesteś przyzwyczajona.

– Przecież ty pierwszy spytałeś mnie o plany.

– No tak, bo chcę wiedzieć, na czym stoję.

– To nie chcesz pojechać ze mną do Anglii?

– Kamila. Nie mówmy o tym. Mnie na taki wyjazd nie stać, a na twój koszt, wybacz, ale nie pojadę.

– Ale ja mam naprawdę świetną propozycję… tylko błagam, wysłuchaj.

– Ale ja nie chcę słuchać.

– A ja cię błagam. Pozwól powiedzieć.

– Nie. I nie wracajmy już do tego. O! Patrz! – Wskazał na ekran telewizora. – Napisy końcowe. Przez to wszystko nie wiemy, kto wygrał Eurowizję.

* * *

– Marcin! Dlaczego ty nie powiedziałeś, że mamy zaproszenie do Anglii? – Karcący głos Mateusza przywitał go zaraz po wejściu do mieszkania.

Tego dnia ojciec był w domu. Gdy Marcin wszedł do dużego pokoju, zastał ojca siedzącego przy stole z Kamilą. Marcin posłał jej wściekłe spojrzenie, które i ślepy by odczytał: „Jak mogłaś!”

– Marcin, ja wiem, że jesteś zły, ale to naprawdę… – powiedziała przestraszona Kamila, podnosząc się na jego widok z krzesła jak pensjonarka w szkole.

– Synu, ja wam dam na bilet… – zaczął ojciec.

– Nam?

– Tak! Magda i Mateusz będą z Kubą u ich wuja…

– Tak! Tato! Tak! – zawołał entuzjastycznie Mateusz, ale w tym momencie i Marcin i jego ojciec ofuknęli chłopaka i kazali mu iść do siebie do pokoju.

– Dorośli rozmawiają! Nie przeszkadzaj! – uciął ojciec, a Marcin wyjątkowo nie zaprotestował, choć wiedział, że to najgłupsze zdanie, jakie rodzic może powiedzieć do własnego dziecka. Jednak po tym, co usłyszał, nie był w stanie zaoponować.

– Ja też będę pracować – stwierdziła Kamila, gdy Mateusz zniknął w drugim pokoju. – Nie chcę, byś patrzył na mnie jak na rozpieszczoną panienkę z bogatego domu.

– No chyba Marcin tak na ciebie nie patrzy… – powiedział pan Niewiadomski, ale po minie pierworodnego zorientował się, że to Kamila ma rację.

– Patrzy, patrzy… Nie zauważył pan tego morderczego spojrzenia? Ale ja mu udowodnię, że potrafię być tak samo dzielna jak on. Bo pan wie, że ma pan dzielnego syna?

– Hmm – mruknął Marcin pod nosem i posyłając ojcu spojrzenie z ukosa, dodał: – Wyobrażam sobie, jak ten twój wujek Hugh się wścieknie…

– Wujek Hugh się nie wścieknie – zaprotestowała Kamila. – Oboje z ciocią Iwoną uwielbiają dzieci, choć nie mają własnych. Poza tym… Marcin… ja o tobie myślę poważnie i wiem, że angielski ci się przyda. Skorzystaj z okazji. Nic nikomu nie będziesz winien. Przysięgam. Nigdy w życiu ci nie wypomnę, ale jedź ze mną.

– Nie mamy paszportów…

– W poniedziałek złożymy papiery – poinformował ojciec i dodał: – Mateusz marzy, by zobaczyć ten wielki diabelski młyn… Mówił o tym jeszcze w Wielkanoc, jak zobaczył to Lego u Kuby. Chciałbym, by zobaczył. Jedźcie! Ja ciebie proszę!

– Hurra! – Krzyk radości Mateusza dobiegający z drugiego pokoju zagłuszył niechętną odpowiedź Marcina:

– No dobra…

Ale za nic w świecie przed nikim nie przyznałby się, że też cieszył się jak głupi.


ANGIELSKI ENGLISH

– Zapomnij o innym języku. - Forget about another language. Zapomnij o moim wyjeździe na stypendium zagraniczne. Forget about my going abroad on a scholarship. Ja z trudem zdałem maturę z angielskiego. I barely passed my English secondary school-leaving examination. Jestem językowym antytalentem! I'm a linguistic anti-talent! Nadal nie rozumiem, jak odróżnić owcę i statek, bo wymawia się tak samo, a pisze inaczej i nie mogę zapamiętać, które to owca, a które to statek. Albo które to mąka, a które to kwiatek. Or which is flour and which is flower. I mam kłopoty z wymową. Nie wiem, czy mówi się „tomato” czy „tomejto”, czy „potato” czy „potejto”. I don't know if you say "tomato" or "tomejto" or "potato" or "potejto". A ty byś chciała, bym rozmawiał z pacjentami po angielsku? – Bardziej bym chciała, byś nabrał wiary w siebie i sięgał wyżej. Poza tym… Nie mówisz po angielsku, bo tak naprawdę nie musiałeś nigdy mówić w tym języku! Besides… You don't speak English because you never really had to speak that language!

* * *

– Ty to masz superzabawki – powiedział Mateusz do Kuby. Siedzieli u niego w pokoju i bawili się klockami Lego. They sat in his room and played with Lego bricks. Na podłodze siedziała Magda i bawiła się lalkami, które jeszcze kilka lat temu należały do Kamili, a z których korzystała, ilekroć przychodziła w gości.

Była wielkanocna niedziela i cała trójka rodzeństwa Niewiadomskich miała nocować w Kiełpinie. Młodsze rodzeństwo w pokoju u Kuby – wielkim pomieszczeniu, w którym oprócz łóżka, na którym spał Kuba, stała dwuosobowa rozkładana sofa. Younger siblings in Kuba's room - a large room in which, apart from the bed on which Kuba slept, there was a double fold-out sofa. To na niej mieli spać Magda z Mateuszem. Mama Kuby i Kamili przyniosła im pościel. To ona zaproponowała całej trójce nocleg, widząc, że najmłodsi świetnie się bawią.

A bawili się świetnie między innymi dlatego, że Kuba miał nowy zestaw Lego. Nazywał się Londyn. It was called London. Nawet Marcin, gdy tylko zobaczył te klocki, pomyślał, że chętnie by je ułożył. Even Marcin, as soon as he saw these blocks, thought that he would like to put them together. Z prawie pięciuset elementów można było zbudować Galerię Narodową, kolumnę Nelsona, Big Ben, most Tower Bridge i London Eye. To właśnie ten gigantyczny diabelski młyn zachwycił Mateusza, a Kuba najnaturalniej w świecie wyjaśnił pochodzenie zabawek, mówiąc:

– To z Anglii. Od wujka Hugh. – Jakby podanie imienia ofiarodawcy miało dla Mateusza jakiekolwiek znaczenie.

– Nigdy nie byłem w Anglii – stwierdził Mateusz. - I've never been to England - said Mateusz. – Tam naprawdę jest taka karuzela? - Is there really such a merry-go-round there?

– Naprawdę – odparł Kuba i spytał: – A gdzie byłeś za granicą? - Really - replied Cuba and asked: - And where have you been abroad?

– Nigdzie. - Nowhere.

– Ja też nie byłam za granicą – powiedziała ni stąd, ni zowąd Magdusia i po chwili milczenia dodała: – Hugh brzmi jak dżdż. "I haven't been abroad either," Magdusia said out of nowhere, and after a pause, she added, "Hugh sounds like a junk."

– Co to jest dżdż? - What is earthworm? – spytał Kuba.

– Deszcz, który lubią dżdżownice. - Rain like earthworms.

– Co takiego? – Marcin tak twierdzi.

– To bredzi – uznał Kuba, a to określenie rozzłościło Magdę.

– Mój brat nigdy nie bredzi! – krzyknęła.

– Co tu się dzieje? Czemu krzyczysz? – spytał Marcin, który wraz z Kamilą akurat w tym momencie wszedł do pokoju Kuby, niosąc galaretkę z owocami dla całej trójki.

– Bo Kuba mówi, że bredzisz…

Ale Marcin nie zdążył nic powiedzieć, bo nagle Mateusz spytał: But Marcin did not have time to say anything, because suddenly Mateusz asked:

– Marcin, czemu my nigdy nie byliśmy za granicą? - Marcin, why have we never been abroad?

– No… jakoś się nie złożyło… - Well ... somehow it did not happen ...

– A pojedziemy? - And we will go?

– Zobaczymy…

– Czyli nie pojedziemy. – Mateusz i westchnął tak, jakby stała się jakaś tragedia.

Marcin nie odpowiedział. Marcin didn't answer. Kamila też nie zareagowała nawet słowem, ale ta wymiana zdań nie dawała jej spokoju. Kamila did not even react with a word, but this exchange of views did not give her peace. Nigdy nie byli za granicą? Have they never been abroad? A Marcin? Też nigdy nie był? Was it never?

Ale tego dnia nie było okazji, by go spytać. But that day there was no occasion to ask him. Ojciec zaproponował debla w ping-ponga. Dziewczyny kontra chłopaki. W głębi garażu stał stół pingpongowy. There was a ping-pong table at the back of the garage. Grali do późna. Babcia przyszła po dwudziestej drugiej przypomnieć, że trzeba najmłodszych namówić do spania.

– Do mycia ich zagoniłam, ale spać to nie śpią.

* * *

– Marcin! Opowiesz nam przed snem bajkę?! Will you tell us a fairy tale before going to bed ?! – zawołała Magdusia, gdy wraz z Kamilą weszli do pokoju Kuby sprawdzić, czy leżą już w łóżkach.

– Bajkę? – Kuba prychnął niezadowolony, ale Mateusz szturchnął go w ramię i powiedział: – Ty nie wiesz, jakie Marcin opowiada bajki. Najfajniejsze na świecie, bo o kosmosie! Takich rzeczy nie ma w książkach. Such things are not in books. Ani na filmach.

Rzeczywiście. Actually. Po pięciu minutach Marcinowej opowieści o trójce dzieciaków, która poleciała w kosmos, Kuba zmienił zdanie. Sam zaczął dopytywać, co dalej. Po kwadransie historia została opowiedziana do końca. Jej bohaterowie odkryli na innej planecie magiczną roślinę. Kto jej dotykał, od razu wszystko mu się udawało. Anyone who touched her would succeed at once. Dlatego postanowili utkać z niej materiał i szyć z niego koszule szczęścia. Kuba był zachwycony. Kuba was delighted. Zwłaszcza że nieletni dowódca statku kosmicznego miał na imię tak samo jak on. Mateusz i Magda, którzy słyszeli już sporo bajek w wykonaniu Marcina, zgodnie uznali, że to najfajniejsza historia, jaką im do tej pory opowiedział. Mateusz and Magda, who have already heard a lot of fairy tales performed by Marcin, agreed that this was the coolest story he had told them so far.

– Tylko zapamiętaj ją! – poprosiła Magda. – Bo wiesz, Kuba… – zwróciła się do brata Kamili, który teraz patrzył w Marcina niczym w obrazek – Marcin nam wymyśla te bajki, a jak go czasem prosimy, by jakąś znowu nam opowiedział, to mówi, że już jej nie pamięta.

– Dobra! A teraz śpijcie. Jest prawie północ. Jutro lany poniedziałek i jak nie zaśniecie teraz, to was polewanko obudzi! Tomorrow is a rainy Monday and if you don't fall asleep now, the water will wake you up! A tak… może wam się uda go uniknąć – uprzedził ich Marcin i wraz z Kamilą wyszli z pokoju Kuby, zamykając za sobą drzwi. And yes ... maybe you can avoid it - Marcin warned them and he and Kamila left Kuba's room, closing the door behind them.

– Ty to masz podejście do dzieci… – skomplementowała go Kamila i pieszczotliwie pociągnęła za brodę.

Zza drzwi dobiegł ich głos Kuby:

– Wy to macie fajnie z Marcinem. Kamila nie jest taka fajna.

– Jest! – gwałtownie zaprotestowała Magda i dodała: – Może nie taka fajna jak Marcin, ale ja ją lubię.

* * *

– Co ty byś chciała robić w życiu?

Pytanie Marcina zaskoczyło Kamilę. Siedzieli u niego w pokoju i na małym telewizorku oglądali relację z Eurowizji, pogryzając przy tym orzeszki. Konkurs wydawał im się nudny, a piosenki coraz bardziej beznadziejne, więc przyciszyli telewizor i rozmawiali, z rzadka zerkając na ekran.

Kamila chciała jakoś delikatnie zagadać na temat wakacji, ale… Marcin zadał to krępujące i wymagające, zdaniem Kamili, mądrej odpowiedzi pytanie. Nie chciała wyjść na głupią, ale prawda była taka, że jeszcze o tym nie myślała. She didn't want to sound stupid, but the truth was, she hadn't thought about it yet. Na razie chciała się uczyć języków. Kończyła trzeci rok lingwistyki stosowanej. Mówiła biegle po angielsku, francusku i niemiecku, ale ambicje poznania kolejnych języków miała o wiele większe. She was fluent in English, French and German, but her ambitions to learn more languages were much greater. Najpierw hiszpański i włoski, ale potem może i rosyjski? Byłoby to spore wyzwanie, bo inny alfabet to jednak pewien kłopot. It would be quite a challenge, because a different alphabet is a bit of a problem. Po co jej to? Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie tak, by brzmiało ambitnie. A powiedzieć prawdę? Że po prostu lubiła uczyć się języków, bo lubiła poznawać nowych ludzi?

Od dzieciństwa często jeździła za granicę. Już jako kilkulatka stwierdziła, że fajnie jest móc porozumieć się z każdym inaczej niż na migi. Already a few years old, she stated that it is nice to be able to communicate with everyone other than by sign language. Było to na plaży na południu Francji. Wraz z nią bawiła się dziewczynka ze Szkocji. Każda mówiła po swojemu, więc przy robieniu babek starały się dogadywać na migi i do pewnego momentu było dobrze, aż nagle… Kamila znalazła kraba. Jako kochająca zwierzęta i nieświadoma, że zwierzę może ją skaleczyć, wzięła go w dwa palce i pokazała koleżance. I wtedy zaliczyła od niej cios łopatką w głowę. Wszyscy się potem dziwili, że nie zrozumiała, co znaczy Take it away!.

Na szczęście ciotka Iwona, mieszkająca w Anglii siostra mamy, i jej mąż wuj Hugh, który jest przecież rodowitym Anglikiem, byli niezwykle pomocni w nauce angielskiego. Fortunately, Aunt Iwona, my mother's sister who lives in England, and her husband, Uncle Hugh, who is after all a native English, were extremely helpful in learning English. Tego samego roku zabrali ją na wakacje do Hiszpanii. Dzięki temu, gdy wróciła na początku września do Warszawy, potrafiła już powiedzieć po angielsku naprawdę sporo. Cóż… wujek po polsku prawie nie mówił, a gdy zostawała pod jego opieką, musiała się jakoś dogadać…

Dzięki częstym kontaktom z brytyjską gałęzią rodziny pod koniec podstawówki mówiła po angielsku biegle, a w gimnazjum miała lepszy akcent niż ucząca ją angielskiego nauczycielka zwana powszechnie Milady. Kończąc liceum, zdała rozszerzoną maturę z angielskiego z wynikiem najlepszym w szkole. After graduating from high school, she passed an advanced high school diploma in English with the best result at school. Z francuskim też nie miała problemów. Z niemieckim szło jej wprawdzie trochę gorzej, ale… już dawno przyłapała się na tym, że wszystkiemu winna była… babcia! Urodzona przed wojną staruszka miała silną awersję do tego języka, która wynikała rzecz jasna z przeżyć. The old woman born before the war had a strong aversion to this language, which of course resulted from her experiences. Kilka razy, gdy Kamila w domu uczyła się niemieckiego na głos lub słuchała dialogów po niemiecku, miała okazję przekonać się, że lepiej nie robić tego przy babci. Raz, gdy włączyła sobie na komputerze w oryginale jeden film z cyklu Najpiękniejsze baśnie braci Grimm, dobiegł ją z kuchni szloch babci. Myślała, że coś jej się stało, więc pobiegła tam szybko, ale babcia twierdziła, że nic. Ręce jednak jej się trzęsły. Kamila zaczęła dopytywać i babcia pękła. Opowiedziała, jak po upadku powstania warszawskiego Niemcy gnali ich do Pruszkowa. Krzyczeli tak jak na tym filmie: Raus! i Schneller!. I do niej teraz wszystko wróciło, choć miała wtedy zaledwie siedem lat.

– Ty nawet nie wiesz, jak ja się bałam – opowiadała, szlochając. – Dookoła same trupy. - There are only dead bodies around. Przechodziliśmy tuż koło takiej sterty trupów, nad którymi krążyły muchy. Na wierzchu leżało ciało dziewczynki w czerwonej sukience. Dziewczynka była mniej więcej w moim wieku, a ja miałam podobną sukienkę, która została w domu. Gdy po wojnie wróciliśmy, nadal wisiała w szafie. Bo choć nasze mieszkanie na Żoliborzu splądrowano, to moje ubrania ocalały. Wprawdzie przez te kilka miesięcy urosłam, ale ta czerwona sukienka była na mnie dobra. Wiesz… wcześniej była za duża. Bardzo mi się podobała, ale nie mogłam jej nosić. Bałam się. Niby wiedziałam, że nie jest to sukienka tej martwej dziewczynki, ale co na nią patrzyłam, to ciągle widziałam tę dziurę w czole i szeroko otwarte oczy tej małej. No i mama sprzedała sukienkę… Mieliśmy wtedy na chleb.

Babcia rozszlochała się tak, że Kamila przytuliła ją i po raz pierwszy poczuła, że bardziej ona powinna opiekować się babcią niż babcia nią – Kamilą. Pierwszy raz zobaczyła w staruszce bezradną małą dziewczynkę.

No i od tamtej pory trochę straciła serce do niemieckiego. Wprawdzie germanistka w liceum mówiła, że jest to przede wszystkim język Goethego, a nie Hitlera, ale… jakiś uraz powstał. Francuski pociągał ją bardziej. A od kiedy Maciek, jeszcze w liceum, powiedział jej, że do końca dziewiętnastego wieku francuski odgrywał taką rolę, jak teraz angielski, że po francusku swoje pamiętniki napisali i Katarzyna Wielka, i Stanisław August Poniatowski, pomyślała, że warto poznać i ten język. Zresztą… na wakacjach spotykała Francuzów i przekonywała się, że rzadko który z nich zna angielski.

Hiszpania z gorącymi plażami też kusiła, a rozmawiać z miejscowymi było dość trudno. Włochy też wydawały jej się fascynujące. A ich kultura? Obok greckiej jedna z najstarszych w Europie. Tak! Języki to było coś. Ale jak to wykorzystać praktycznie? Pytanie zadane nagle przez Marcina zbiło ją z pantałyku.

– Nie wiem jeszcze… jest tyle możliwości, że…

– Może chciałabyś mieć biuro tłumaczeń? – drążył Marcin.

– To chyba strasznie nudne. Z tego, co wiem z praktyk, to cały czas tłumaczysz akty stanu cywilnego i świadectwa szkolne.

– To może chciałabyś być tłumaczem sądowym?

– A co robi taki tłumacz?

– No… tłumaczy rozprawy, kiedy jedną ze stron jest obcokrajowiec.

– Nie wiem… z bandytami? W sądzie?

– Czemu od razu z bandytami? Przecież bywają sprawy spadkowe, gospodarcze, rozwodowe…

– Rozwodowe i ktoś nie zna polskiego?

– No… jak w domu gadali tylko po angielsku?

– W Polsce?

– No w Polsce, w Polsce… znam takie przypadki. Znajoma ojca ze szkoły wyszła za mąż za Francuza, który jest lektorem francuskiego na jakiejś uczelni. I zdaje się, że uczy francuskiego w jakimś liceum dwujęzycznym. Podobno do dziś nie nauczył się polskiego.

– Skąd wiesz?

– Ojciec był ostatnio na iluś-tam-leciu matury… Po powrocie opowiadał.

– Że koleżanka ma męża, który nie zna polskiego?

– Nie… temat wyszedł przypadkiem. Gadali o tym, jak dzieci robią ich w konia… Ta koleżanka opowiadała, że jej syn przyniósł kiedyś ze szkoły uwagę, że się skandalicznie zachowuje, i dał ojcu do podpisania.

– No i co?

– I ojciec poprosił o przetłumaczenie tego, co napisała nauczycielka, bo nie zna polskiego. No to mały przetłumaczył. Brzmiało to jakoś tak, że mają państwo bardzo zdolnego syna, chciałabym pogratulować i prosić o to, by również w domu został nagrodzony za czynny udział w lekcjach. I on to podpisał. I po polsku dopisał „dziękuję”, bo to akurat potrafił. Sprawa się wydała, bo oburzona nauczycielka na zebraniu pokazała matce to jako dziwną reakcję na przewinienia synka.

– Nieźle. - Not bad. – Kamila zachichotała.

– Wiesz… mnie się śmieszniejsze wydaje to, że mój ojciec powiedział potem, że to nic w porównaniu z moimi numerami. A na koniec mi się pożalił, że teraz na tym spotkaniu to nie miał nic ciekawego ani śmiesznego do opowiedzenia, bo Mateusz to taki aniołek.

Kamila zaśmiała się jeszcze bardziej.

– A może… chciałabyś uczyć angielskiego?

– Oszalałeś? – Kamila aż podskoczyła na kanapie. – Gdybym chciała zostać nauczycielką, tobym dawno poszła na anglistykę na kierunek nauczycielski. Poza tym… ja chcę robić coś, co przynosi kasę. Bycie nauczycielką raczej mi jej nie przyniesie. Being a teacher is unlikely to get it for me. A ty? Co chcesz robić? – odbiła piłeczkę.

Tym razem ona zapędziła Marcina w kozi róg, bo nie wiedział, co odpowiedzieć. Przeżycia ostatnich miesięcy sprawiały, że coraz bardziej widział siebie w roli pedagoga. Sprawa, w której on i Mateusz byli świadkami przemocy domowej wobec Koperskiego, pokazała mu, że pedagog to potrzebny zawód. Jako opiekun Mateusza uczestniczył w przesłuchaniach brata. Widział, że jego obecność, a także życzliwa pani psycholog sądowa dodają chłopcu otuchy. Mateusz coraz śmielej opowiadał o tym, czego był świadkiem w domu dawnego kolegi. A gdy po rozprawie rozmawiali o Koperskim, który najprawdopodobniej zostanie umieszczony w rodzinie zastępczej, co doprowadziło Mateusza do płaczu, Marcin zaczął poważnie myśleć o drugim fakultecie – psychologii.

Ale tekst Kamili, że uczenie nie przyniesie pieniędzy, sprawił, że wstydził się do tego przyznać. Miał świadomość, że praca z dziećmi nie przyniesie mu kokosów. He was aware that working with children would not bring him coconuts. A patrząc na to, jakie rachunki za swoje usługi przedstawiał adwokat oskarżającego go o pobicie Alberta Klotza, wiedział jedno. Gdyby nie pomoc ojca Kamili, który dał mu zaprzyjaźnionego mecenasa, a tym samym szansę na wygraną w procesie, nigdy by sobie nie poradził. If not for the help of Kamila's father, who gave him a patron friend, and thus a chance to win the trial, he would never have managed. Już dawno uświadomił sobie, że prawda nie zawsze sama się obroni. He had realized long ago that the truth might not always defend itself. Już sam fakt, że został fałszywie oskarżony, uświadamiał mu, że bywają historie, kiedy człowieka za dobry uczynek spotyka niesprawiedliwość.

Marcin był obecny na wszystkich rozprawach w procesie o skrzywdzenie Wioletki, który to proces zdawał się nie mieć końca. Po złożeniu zeznań na pierwszej rozprawie ze świadkami spytał, czy może zostać na sali, a sąd wyraził zgodę, bo wyrazili ją rodzice Wioletki. W końcu adwokat, który bronił Marcina przed oskarżeniami syna Alberta Klotza, bronił przed nimi także mamy Wioletki. Nikt nie spytał, czemu Marcin chce zostać i słuchać. Może rodzice Wioletki domyślali się, że ma to związek z jego studiami?

A on z rozprawy na rozprawę uświadamiał sobie, że jego znajomość dziecięcej psychiki, która na co dzień pomagała w opiekowaniu się rodzeństwem, może być niezwykle pomocna także w rozmowie z innymi dziećmi. Zwłaszcza gdy zobaczył odtworzone, a nagrane na wideo przesłuchanie samej Wioletki. To już zupełnie inne dziecko niż to, które zapamiętał z czasów słynnej afery o pudełko na drugie śniadanie.

I tylko teraz… ten tekst Kamili, że bycie nauczycielką pieniędzy jej nie przyniesie, sprawił, że wahał się, co odpowiedzieć na temat swoich planów. Kamila potrzebowała kogoś, kto ma pieniądze. A on? Raczej nigdy nie zostanie milionerem. Znów poczuł, że różnica materialna, która jest między nimi, powiększa istniejący mur.

– Nie wiem – odparł szeptem.

– Myślałam, że wiesz… Byłbyś świetnym psychologiem dziecięcym… Albo bajkopisarzem…

– Bajkopisarzem? – spytał z udawanym zdziwieniem.

Wiedział, z reakcji Magdy, Mateusza, a ostatnio nawet Kuby, że historie, które wymyślał, podobały się dzieciom i to bez względu na wiek. Ostatnio nawet na prośbę Magdy zaczął je zapisywać. Recently, even at Magda's request, he began to write them down. Ale pokazać Kamili nie miał jakoś odwagi.

– Kuba zachwycał się tą, którą opowiedziałeś wtedy w Wielkanoc. Ale mógłbyś zostać też jednym i drugim. A gdybyś jeszcze mówił biegle w jakimś języku… Na przykład po angielsku, to…

– To co? – Marcin spojrzał uważnie na Kamilę. Czuł, że dziewczyna coś knuje. Він відчував, що дівчина щось задумала.

– Mógłbyś ubiegać się o stypendium zagraniczne…

– Stypendium zagraniczne? – Marcin był zdumiony.

– No wiesz… Kinga jedzie do Hamburga. Ja też chętnie bym wyjechała, żeby się rozwijać… I would also like to go away to develop ...

Marcin odsunął się od Kamili i spojrzał na nią z politowaniem.

– Dziewczyno! Ja kiedyś chciałem studiować w innym mieście. Ze względu na pędraki zostałem w Warszawie, by pomóc ojcu, a ty mi tu…

– A Marek nie może?

– Marek trenuje, ciągle jeździ na jakieś zgrupowania, zawody…

– Co on właściwie trenuje?

– Ostatnio pięciobój. Ale wiesz… Co ty mówisz? Przecież wiesz, że ja nie mogę wyjechać. Poza tym… ja lubię się nimi zajmować. Lubię organizować im czas.

– Z tego też może być kasa – powiedziała Kamila tak, jakby to było oczywiste.

– Ale z czego?

– No… prywatny gabinet psychologiczny psychologa-pedagoga, który pisze bajki… i to jeszcze psychologa, który może rozmawiać z dziećmi w innym języku… - Well ... a private psychological office of a psychologist-pedagogue who writes fairy tales ... and also a psychologist who can talk to children in a different language ...

– Zapomnij o innym języku. Zapomnij o moim wyjeździe na stypendium zagraniczne. Ja z trudem zdałem maturę z angielskiego. Jestem językowym antytalentem! Nadal nie rozumiem, jak odróżnić owcę i statek, bo wymawia się tak samo, a pisze inaczej, i nie mogę zapamiętać, które to owca, a które to statek. Albo które to mąka, a które to kwiatek. I mam kłopoty z wymową. Nie wiem, czy mówi się „tomato” czy „tomejto”, czy „potato” czy „potejto”. A ty byś chciała, bym rozmawiał z pacjentami po angielsku? – Bardziej bym chciała, byś nabrał wiary w siebie i sięgał wyżej. Poza tym… Nie mówisz po angielsku, bo tak naprawdę nie musiałeś nigdy mówić w tym języku!

– No…

– Ja mam propozycję. Pojedźmy w wakacje do Anglii!

– Kamila! Ty zapominasz, że między nami jest pewna różnica. Duża różnica i ona coraz bardziej mi przeszkadza. To jest różnica finansowa. Ty mieszkasz w wielkim domu, ja w peerelowskim bloku. Ty masz samochód, ja nawet nie mam prawa jazdy, bo nie tylko nie stać mnie na zrobienie, lecz także nie jest mi ono potrzebne, bo nie stać mnie na koło do samochodu. Ty masz wielkie kieszonkowe, a ja… rentę po matce, której połowę i tak daję na dom, a ostatnio stypendium naukowe od rektora za dobre wyniki w nauce, ale kokosy to nie są. Nie stać mnie, by zabrać cię do dobrej knajpy, bo od razu wydalibyśmy to, co ma starczyć mi na cały miesiąc. Udaję, że nie widzę twoich drogich torebek, skórzanych kurtek i najnowszego smartfona, ale tak naprawdę widzę to. Wdzięczny jestem, że nie kłujesz mnie tym w oczy. Ale prawda jest taka, że już zawdzięczam twojemu ojcu pomoc prawną i… nie chcę mieć więcej zobowiązań.

– Czemu?

– Bo nie będę mógł z tobą zerwać, jak mi się znudzisz.

Zapadła cisza.

– Ale ty żartujesz? – spytała Kamila, wytrzeszczając oczy.

– Jasne, że żartuję. – Marcin przyciągnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. – Ale i pokazuję ci, że to, co robisz, odbiera mi poczucie wolności. Ja nie chcę być od ciebie we wszystkim zależny. A przez to, że ty jesteś przyzwyczajona do życia na lepszym poziomie, a nie możesz liczyć na to ode mnie, próbujesz mi moje życie ułożyć po swojemu, żebym mógł dać ci to, w czym wyrastałaś i do czego jesteś przyzwyczajona.

– Przecież ty pierwszy spytałeś mnie o plany.

– No tak, bo chcę wiedzieć, na czym stoję.

– To nie chcesz pojechać ze mną do Anglii? - So you don't want to come to England with me?

– Kamila. Nie mówmy o tym. Mnie na taki wyjazd nie stać, a na twój koszt, wybacz, ale nie pojadę.

– Ale ja mam naprawdę świetną propozycję… tylko błagam, wysłuchaj.

– Ale ja nie chcę słuchać.

– A ja cię błagam. Pozwól powiedzieć.

– Nie. I nie wracajmy już do tego. O! Patrz! – Wskazał na ekran telewizora. – Napisy końcowe. Przez to wszystko nie wiemy, kto wygrał Eurowizję.

* * *

– Marcin! Dlaczego ty nie powiedziałeś, że mamy zaproszenie do Anglii? – Karcący głos Mateusza przywitał go zaraz po wejściu do mieszkania.

Tego dnia ojciec był w domu. Gdy Marcin wszedł do dużego pokoju, zastał ojca siedzącego przy stole z Kamilą. Marcin posłał jej wściekłe spojrzenie, które i ślepy by odczytał: „Jak mogłaś!” Marcin sent her a furious look which the blind would read: "How could you!"

– Marcin, ja wiem, że jesteś zły, ale to naprawdę… – powiedziała przestraszona Kamila, podnosząc się na jego widok z krzesła jak pensjonarka w szkole.

– Synu, ja wam dam na bilet… – zaczął ojciec.

– Nam?

– Tak! Magda i Mateusz będą z Kubą u ich wuja…

– Tak! Tato! Tak! – zawołał entuzjastycznie Mateusz, ale w tym momencie i Marcin i jego ojciec ofuknęli chłopaka i kazali mu iść do siebie do pokoju.

– Dorośli rozmawiają! Nie przeszkadzaj! – uciął ojciec, a Marcin wyjątkowo nie zaprotestował, choć wiedział, że to najgłupsze zdanie, jakie rodzic może powiedzieć do własnego dziecka. Jednak po tym, co usłyszał, nie był w stanie zaoponować.

– Ja też będę pracować – stwierdziła Kamila, gdy Mateusz zniknął w drugim pokoju. – Nie chcę, byś patrzył na mnie jak na rozpieszczoną panienkę z bogatego domu.

– No chyba Marcin tak na ciebie nie patrzy… – powiedział pan Niewiadomski, ale po minie pierworodnego zorientował się, że to Kamila ma rację.

– Patrzy, patrzy… Nie zauważył pan tego morderczego spojrzenia? Ale ja mu udowodnię, że potrafię być tak samo dzielna jak on. Bo pan wie, że ma pan dzielnego syna?

– Hmm – mruknął Marcin pod nosem i posyłając ojcu spojrzenie z ukosa, dodał: – Wyobrażam sobie, jak ten twój wujek Hugh się wścieknie…

– Wujek Hugh się nie wścieknie – zaprotestowała Kamila. – Oboje z ciocią Iwoną uwielbiają dzieci, choć nie mają własnych. Poza tym… Marcin… ja o tobie myślę poważnie i wiem, że angielski ci się przyda. Besides ... Marcin ... I think about you seriously and I know that English will be useful to you. Skorzystaj z okazji. Nic nikomu nie będziesz winien. Przysięgam. Nigdy w życiu ci nie wypomnę, ale jedź ze mną.

– Nie mamy paszportów… - We don't have passports ...

– W poniedziałek złożymy papiery – poinformował ojciec i dodał: – Mateusz marzy, by zobaczyć ten wielki diabelski młyn… Mówił o tym jeszcze w Wielkanoc, jak zobaczył to Lego u Kuby. Chciałbym, by zobaczył. Jedźcie! Ja ciebie proszę!

– Hurra! – Krzyk radości Mateusza dobiegający z drugiego pokoju zagłuszył niechętną odpowiedź Marcina:

– No dobra…

Ale za nic w świecie przed nikim nie przyznałby się, że też cieszył się jak głupi.