STOK
– Jak mogliście mi to zrobić?! – zawołała Kamila. – Znowu! Znowu to samo! Wtedy na Gwiazdkę, potem w wakacje, że aż się musiałam tłumaczyć przed Wojtkiem…
– Jeśli chodzi ci znowu o Olka, to powinnaś się przyzwyczaić. Przecież od lat wyjeżdżamy z jego rodzicami. Przyjaźnimy się…
– Od wielu lat! – Kamila prychnęła pogardliwie. – Ale był moment, kiedy z nami nie jeździł! A teraz nagle…
– Bo wyjeżdżał na jakiś tam obóz judo czy karate. Ale teraz jest zima i przyjechał z nami na narty. Poza tym o co ci chodzi? Zgodziliśmy się, żeby i Wojtek z nami jechał, więc masz swojego Wojtka, a Olek…
– Tak! Właśnie! Olek! Na doczepkę! Rozumiesz? Jak my się będziemy… – Kamila się zawahała. Przecież nie powie mamie, że przy Olku nie będzie mogła Wojtka pocałować, przytulić, a nawet wziąć za rękę, bo to jakoś głupio.
– Normalnie. – Mama wzruszyła ramionami. – My się bawimy, choć ojciec Olka kiedyś we mnie się podkochiwał. Codziennie do mnie wydzwaniał.
Kamila zaniemówiła. Czyżby tamta historia, którą kiedyś opowiadała jej babcia, o mamie i jakimś chłopaku, który najpierw za nią szalał, a potem jak przestał, to ona rozpaczała, była historią o mamie i wujku Majewskim? Rany! Musi podpytać babcię.
– Takie sytuacje to sprawdzian dorosłości – ciągnęła dalej mama i ze stoickim spokojem wieszała w szafie ubrania, które wyjmowała z walizek.
– Ale ja nie chcę być dorosła.
– Super! Będę o tym pamiętać, kiedy poprosisz mnie, żebym puściła cię na film od osiemnastu lat.
W tym roku w czasie ferii zimowych w Białce Tatrzańskiej rodzice Kamili wynajęli dla siebie dwa pokoje. W jednym rozłożyła się żeńska część rodziny Grabowskich, czyli mama z Kamilą, a w drugim część męska – tata z Kubą i… Wojtek. W kwaterze tuż obok zamieszkali Majewscy. Kamila zauważyła Olka, jak wnosił narty; wyglądała akurat przez okno, sprawdzając, czy widać przez nie Tatry.
– No i co tam, moje panie? – W drzwiach stanął ojciec Kamili.
– Nic – burknęła Kamila i minąwszy ojca, pobiegła do pokoju, w którym rozpakowywali się Wojtek i Kuba.
– Wiesz co?! – zawołała od progu, ale Wojtek nawet się nie odwrócił. Pomagał właśnie Kubie rozpakować plecak, więc nie zwrócił na nią uwagi. Trąciła go w ramię.
– Olek tu jest – stwierdziła ponuro, ale Wojtek na jej wyznanie w ogóle nie zareagował. – Słyszysz?
– Słyszę. Olek tu jest – powtórzył.
– No właśnie! I co ty na to?
– Nic.
– Jak to nic?
– Nawet fajnie! W końcu we trójkę można zrobić więcej rzeczy niż we dwójkę…
– No żartujesz chyba! – Kamila zawrzała z oburzenia.
To, że Wojtek nie okazał nawet cienia zazdrości, wyprowadziło ją z równowagi. Oto jej eks jest tu, a Wojtek jakby nigdy nic mówi jeszcze, że to fajnie. No nie… Kamila złapała za komórkę i wystukała esemesa do Małgosi.
Olek jest tutaj.
Odpowiedź przyszła natychmiast i brzmiała: „Jezuniu!”.
Kamila parsknęła śmiechem i odpisała: „Jejcia!”. Nagle złość na rodziców, Olka i Wojtka minęła. Właściwie… niech sobie ten Olek tu będzie. W końcu nikt nie każe im razem chodzić gdziekolwiek. Wprawdzie trzeba będzie odwalić jedne rodzinne zawody, bo przecież dzieciaki żyć nie dadzą, ale potem spokojnie będzie można chodzić tylko we dwójkę. Bez Olka.
* * *
– Mieszczuchy gotowe na spotkanie z naturą? – zapytał tubalnym głosem wuj Zbyszek.
Była dziesiąta rano, kiedy Majewscy całą rodziną zapukali do nich na kwaterę.
– Daj nam kwadrans – odparła mama Kamili.
Kiedy po jakimś czasie cała dziewiątka sunęła w kierunku wyciągu na Bani, Kamila nie odzywała się ani słowem.
– Kuba i twoja siostra pójdą na oślą łączkę? – spytał Wojtek Olka po chwili marszu.
– Coś ty! – odparł Olek.− Malwa to jest taka narciara, że niejedna laska w naszym wieku pozazdrościłaby jej szusowania. Z niej to będzie druga Karasińska.
– Kto?
– Katarzyna Karasińska. Nie słyszałeś o niej?
– Nie.
– To nasza najlepsza narciarka alpejska. Liderka w Pucharze Europy!
– A ty?
– Ja?
– Jak ty sobie radzisz?
Olek nie kwapił się z odpowiedzią. Po pierwsze nie jeździł najgorzej, ale… kto wie, jak jeździ Wojtek? A po drugie… sam przed sobą nawet się nie przyznawał, że do końca miał nadzieję, że Kamila będzie tu tylko z rodzicami. Wojtek psuł mu ferie. Choć przecież nic złego nie robił. Jednak Olkowi wystarczał sam fakt, że był. No i to, jak Kamila patrzyła na niego. Jak poprawiała mu wymykające się spod czapki kosmyki długich lśniących włosów. No niby fakt… jemu samemu poprawiać by nie mogła, bo Olek od dawna nosił włosy przycięte bardzo krótko, ale ten gest wywoływał u niego nieprzyjemne uczucie zazdrości.
– No? Jak ty jeździsz?
– Tak sobie… – odparł Olek po chwili.
– Co ty za bzdury opowiadasz – odezwała się Kamila. – Nie słuchaj go! Bardzo dobrze jeździ i teraz będzie ci tak fałszywie skromnie pierniczył nad głową… Wszyscy jeździmy. I Kuba, i Malwina, i nasi rodzice. To po prostu rodzinny sport. A Olka trudno jest pokonać.
– Nie przesadzaj… Malwina za mną nadąża.
– Ba! Malwina!
– Uuu… to ja chyba za wami nie nadążę – stwierdził Wojtek.
Wprawdzie narty przypinał często, ale… jazda nie była jego najmocniejszą stroną.
– Nadążysz – odparła Kamila. Tak bardzo chciała, by Wojtek okazał się lepszym narciarzem. – Może nawet wygrasz?
– Nie! Tym razem ja wygram! – dobiegł ich głos Kuby.
Szedł tuż za nimi wraz z Malwiną i całą drogę przechwalał się, że tym razem nie uda jej się go wyprzedzić.
– Jaka jest nagroda dla zwycięzcy? – spytał Wojtek.
– Tata! Co jest nagrodą?
– Lody! – odkrzyknęła mama. – Wielkie lody z mnóstwem bakalii!
– Hmmm – mruknął Wojtek.
– Kiedy baba kaka w balie, to nie są bakalie – odezwał się Olek, a Kamila usłyszawszy ten tekst, aż przystanęła na ulicy.
– Cooo ty bredzisz? – Eee… nic. To Maćka powiedzenie. Zawsze nas nim raczył na ceramice, jak ktoś przynosił ciasto z bakaliami.
– Taaaa – odezwał się Wojtek i zachichotał. − Maciek to ma powiedzenia… – Ale po chwili wesołość ustąpiła smutkowi. Wojtek pożałował, że nie ma tu Maćka. W takiej chwili tak bardzo przydałby mu się jakiś życzliwy kolega.
* * *
– Jest! Jest! – zawołał z radością tata Olka.
Cała gromadka, przytupując mocno, stała na stoku i czekała, aż pan Majewski znajdzie „startreka”. Tak rok temu Kuba, pod wpływem serialu science fiction, nazwał kogoś, kto podczas ich rodzinnych zawodów dawał znak start. Tym razem tacie Olka towarzyszyła mocno umalowana brunetka. Kamilę bardzo ubawiło to, że kobieta na narty zrobiła sobie aż tak mocny wieczorowy makijaż.
„Kaśka za lat dwadzieścia” – pomyślała i to tak bardzo ją rozśmieszyło, że omal nie straciła równowagi. W ostatniej chwili Olek złapał ją za kurtkę.
– Dzięki – szepnęła.
– Nie ma za co – odparł.
– No! Kochani! Ostatnie poprawki i… za moment pani da nam wszystkim znak. Nie ma taryfy ulgowej. Bąki traktowane są tak jak reszta zawodników.
– Nie jestem bąkiem! – oburzył się Kuba.
– Ja też nie! – dodała Malwina. – Bąk to jest coś takiego, co Olek puszcza, jak wchodzi do mnie do pokoju!
Wojtek parsknął śmiechem, ale ujrzawszy wyraz twarzy Olka, opanował się.
– Nie gadać tam! – zawołała mama Olka.
Wreszcie mocno umalowana pani zaczęła odliczać:
– Do biegu…
– Chyba do zjazdu! – zauważył Kuba.
– Uspokój się – upomniała go mama.
– …gotowi… Raz… dwa… trzy… Start! – Pani Startrek umalowanymi ustami wykrzyknęła formułkę i machnęła przy tym ręką tak mocno, że omal sama nie straciła równowagi.
– Spotkamy się na dole! – krzyknęła Kamila i odepchnąwszy się mocno kijkami, posunęła w dół stoku.
Olek błyskawicznie ruszył za nią. Wojtek postanowił ich gonić. Niby gdy usłyszał o narciarskich umiejętnościach Olka, obiecywał sobie nie rywalizować z nim, ale teraz ujrzawszy dwójkę sunącą w dół, nie mógł zapanować nad zazdrością. Chciał za wszelką cenę pokonać rywala. Czy mu się uda? Już po tym, jak Olek brał w ręce kijki, widać było, że urodził się z nartami na nogach. A on? Odepchnął się spóźniony i sunął za znikającą dwójką. Sam się zdziwił, jak dobrze mu szło. Czy to narty niosły jak zaczarowane, czy chęć zwycięstwa gnała go do przodu szybciej niż innych, ale już po chwili minął i Olka, i Kamilę. Wprawdzie zaraz wyprzedził go pan Majewski, ale potem zrównali się i przez chwilę Wojtek jechał szybciej niż pan Zbyszek. Nagle… prześcignęła go Malwina. Rzeczywiście.
„Jak to mówił Olek? Katarzyna Karasińska? – pomyślał Wojtek i z podziwem powiódł wzrokiem za oddalającą się postacią siedmiolatki. Przyspieszył. – Normalnie bąk mnie wyprzedził”.
Po chwili dogonili go i Kamila, i Olek, którzy pruli równo, wyraźnie rywalizując między sobą. Wojtek też nie dawał za wygraną. Przyspieszył. Na jego oczach Olek z Kamilą zrównali się z Malwiną. W tym momencie wyminęli go Kuba i cała reszta. Znów przyspieszył. Nagle na trasie zrobił się potworny tłok. Jedni wyprzedzali drugich. A nie byli jedynymi narciarzami na stoku.
Wojtek spiął się w sobie. Jeszcze raz przyspieszył. Po kilku minutach wysunął się na prowadzenie. W tyle zostali i Kamila, i Olek i tylko Malwina była tuż za nim. I właśnie wtedy to się stało. Nikt nie wiedział jak. Czy coś wystawało ze śniegu? Zauważyli dopiero malutką postać zjeżdżającą na plecach po stoku w dół. Nikt jednak nie wiedział, co spowodowało ten upadek. Faktem jest, że pierwszy na pomoc Malwinie rzucił się Wojtek. Skręciwszy nartami w prawo, zatrzymał się ostro i jodełką podszedł w kierunku, gdzie na śniegu leżała mała postać w czerwonym kombinezonie. Dziewczynka się nie ruszała. Wojtek przyłożył ucho do jej warg. Poczuł na nim ciepły oddech. A więc żyje. Powoli natarł jej twarz śniegiem. Malwina otworzyła oczy.
– Nic cię nie boli? – spytał.
– Nie – odparła dziewczynka i się rozpłakała.
– To czemu płaczesz?
– Bo nie wygrałam!
– To nic. Ważne, że nic ci się nie stało. Poczekaj teraz. Nie ruszaj się – powiedział Wojtek i wyciągnąwszy komórkę, chciał zadzwonić do Kamili, by zawiadomiła rodziców Malwiny, ale ci już po chwili znaleźli się tuż obok.
* * *
Malwinie poza ogólnym potłuczeniem nic się nie stało, jednak wszyscy zgodnie uznali, że tego dnia nie będą więcej jeździć. Kiedy wieczorem siedzieli w największej izbie u gaździny, u której Majewscy wynajmowali kwaterę, otworzyły się drzwi i gospodyni wniosła puchar lodów z bakaliami.
– Komu? – spytała.
– Przerwaliśmy zawody – powiedziała Malwina, ale Olek kopnął ją w kostkę i odebrawszy lody z rąk gaździny, postawił je przed Wojtkiem.
– To twoja wygrana – powiedział.
Nawet Kuba nie zaprotestował.
– Ale jem do spółki z Malwą – odparł Wojtek i uśmiechnął się do Olka.