Kody QR, wyjścia „na kartki”, zamknięte osiedla – 7 metrów pod ziemią
Jeśli zastanawialiście się, w jaki sposób Chiny poradziły sobie
z epidemią COVID-19 i jak
koronawirus zmienił życie tamtejszych
mieszkańców, to dobrze się składa, bo w tym tygodniu na łączach
Weronika Truszczyńska, która od pięciu lat mieszka i żyje w Szanghaju.
Cześć Weronika.
Cześć.
Weronika, jak życie w Szanghaju?
No w tym momencie już tak całkiem, całkiem. Wiele miejsc jest otwartych,
tak w zasadzie od początku marca już można powiedzieć, że
na zewnątrz życie toczy się tak jak wcześniej,
to znaczy otwarte są sklepy,
otwarte są restauracje, otwarte są już nawet siłownie
i od teraz już nawet nie trzeba ćwiczyć na siłowni w maskach.
Ale pozostają niestety jeszcze zamknięte
szkoły i to jest chyba dosyć taka
istotna informacja dla słuchaczy i dla widzów.
Ale jeżeli chodzi o to, żeby sobie po prostu wyjść
i się rozerwać
czy coś zjeść na mieście, czy nawet, nie wiem, wyjść do jakiegoś baru, no to
wszystko już dalej funkcjonuje.
Ludzie na ulicach chodzą w maskach czy już pościągali wszyscy?
No raczej jeszcze chodzą. Jakieś dwa tygodnie temu powiedziano,
że znoszą nakaz
noszenia masek na zewnątrz i że
w otwartych przestrzeniach, czyli na przykład w parku albo
na chodniku nie trzeba mieć maski, tylko że, no, jak
tak patrzę po ludziach, to jednak 90% osób
dalej ma maski na zewnątrz. No bo maskę trzeba mieć
dalej, żeby wejść na przykład do supermarketu
albo do metra czy nawet do autobusu, no to
jednak jak chce się gdzieś pójść,
no to nawet, jeżeli tej maski nie trzeba mieć na chodniku, no to i tak
trzeba ją mieć gdzieś w pogotowiu, bo
za chwilę być może będzie trzeba pojechać autobusem
albo, nie wiem, taksówkę wziąć i trzeba będzie ją jednak
założyć. I do tego, mam wrażenie, że ludzie się jeszcze
trochę boją, więc tak stwierdzają, że jednak jest bezpieczniej
w tej masce.
No i tak myślę, że jednak te 90% osób na zewnątrz maski
dalej nosi.
Sama nosisz?
Tak, staram się nosić, głównie dlatego, że rzadko wychodzę
po prostu, żeby się przejść.
W większości, jak już gdzieś idę, no to już gdzieś idę,
więc będę chciała jechać albo autobusem, albo
wezmę sobie taksówkę, żeby gdzieś tam dalej pojechać, no to
wtedy maskę już muszę mieć.
Tylko jak czasami wychodzę na szybko, żeby
kupić coś tam w sklepie czy po kawę na wynos gdzieś tutaj
obok domu, no to już odpuszczam tą maskę, ale w większości
przypadków jednak zakładam.
Weronika, tak patrząc na przykłady innych państw - czy to Stany Zjednoczone,
czy Hiszpania, czy Włochy, można
dojść do wniosku, że Chiny całkiem sprawnie poradziły
sobie z sytuacją.
Mówi się, że to głównie przez obostrzenia, jakie
władza wprowadziła. Jak wyglądały te
obostrzenia, jak wyglądało życie,
kiedy epidemia
właściwie się zaczynała?
Więc tak: to wszystko zależy
od miasta, bo w różnych miastach w zależności od tego,
jak poważna była sytuacja, zastosowano różne obostrzenia.
Oczywiście najbardziej takie restrykcyjne
obostrzenia były w mieście Wuhan
i ogólnie w prowincji Hubei, gdzie ta epidemia się zaczęła.
No, Wuhan był cały zamknięty, tam w ogóle ludzie nie mogli wychodzić z domu.
Tylko osoby, które pracują, pracownicy osiedla,
dostarczali im jedzenie pod drzwi. I w ogóle
nie było mowy o tym, żeby normalny człowiek mógł wyjść
z domu, nawet się przejść czy nawet z psem, żeby wyjść. Trzeba było
siedzieć w domu. Potem były jeszcze inne miasta...
Czyli ulice były kompletnie puste?
Tak, tak, były kompletnie puste, tylko osoby, które pracowały.
A czy samochodami można było jeździć?
Nie, nie. Tylko policja czy ogólnie na przykład dostawa jedzenia do domów
mogła jechać. Ale ta dostawa to też nie były sklepy
dostarczające, tak?, robiące biznes, dostarczające jedzenie, tylko
to było zorganizowane przez rząd.
To rząd dowoził wszystkim osobom jedzenie do domów.
No i potem inne miasta,
na przykład w prowincji Zhejiang, tutaj niedaleko
Szanghaju, w mieście Wenzhou albo w mieście
Hangzou. W tych miastach można było wychodzić,
ale wyjścia były na kartki, czyli każda
rodzina dostawała takie przepustki
i tych przepustek było tyle, żeby jedna osoba z rodziny mogła
raz na trzy dni wyjść do sklepu kupić jedzenie.
Ale jak to działało? Trzeba było mieć tę kartkę
fizycznie przy sobie, wychodząc? To był
taki bon na wyjście?
Tak, to był taki bon na wyjście, chodziły osoby, które pracują
na osiedlach, czyli z tzw. komitetu
osiedlowego. Przychodziły te osoby, rozdawały te kartki każdemu
domostwu i każde domostwo miało tylko tyle kartek, ile
razy mogło wyjść. No i ta kartka, ta przepustka,
była tylko jedna dla jednej osoby, więc było od razu powiedziane, że ta
kartka jest po to, żeby jedna osoba z każdego
domostwa mogła co kilka dni wyjść kupić jedzenie.
A czy był jakiś limit czasowy na taką przepustkę?
Czy można było wyjść na cały dzień?
Niestety nie wiem, bo w Szanghaju tych przepustek nie było, ale
z tego, co wiem, no to na cały dzień raczej nie można było
wyjść. Oni zapisywali, kto o której wychodzi
i o której wraca, więc podejrzewam, że jeżeli ktoś byłby za długo
na zewnątrz, to zaraz zaczęłyby się pytania: "A gdzie pan poszedł?",
tak?, "Dlaczego pana nie było pół dnia?".
Jeżeli ktoś na przykład miał pracę, no bo
niektóre firmy, na przykład jakieś sklepy,
dalej pracowały, no to też dostawały przepustki z pracy, żeby móc
wyjść z osiedla do pracy i wtedy
na przykład ochroniarz na osiedlu wiedział: aha, ta osoba wychodzi na dłużej, no bo
musi iść do pracy. W Szanghaju,
z tego, co wiem, to tylko kilka osiedli miało takie wyjścia na
kartki, takie przepustki. Większość osiedli takiego czegoś nie
praktykowało, ale osiedla, na których znaleziono chorych,
już miały przepustki na wyjścia
i miały limity wyjść.
Na moim osiedlu chorych nie było, więc
przepustki co prawda były po jakimś czasie, gdzieś
w połowie lutego wprowadzili przepustki, ale te przepustki
wyglądały tak, że otrzymywało się przepustkę
na wyjściu,
zapisywało się swój numer dowodu bądź paszportu,
oni zapisywali temperatury ciała,
zapisywali, o której godzinie wychodzimy
i tą przepustkę trzeba było oddać na powrocie. To polegało
po prostu na tym, żeby
osoby, które nie mieszkają na osiedlu, nie wchodziły na to osiedle.
Wszystko jasne. Jak funkcjonowały sklepy,
restauracje? I czy funkcjonowały w Szanghaju?
Sklepy funkcjonowały normalnie, nawet centra
handlowe były pootwierane.
Gdzieś na początku lutego poszłam ze znajomym do centrum
handlowego, bo on chciał kupić drukarkę. I wszystkie sklepy były
w tym centrum handlowym praktycznie otwarte. Nawet sklepy
właśnie ze sprzętem elektronicznym czy z ubraniami, ale
tam nikogo nie było oprócz pracowników. Ludzie chyba jednak się bali
wchodzić do centrów handlowych.
Było na wejściu mierzenie temperatury, ale, tak jak mówiłam,
pusto było w centrach handlowych.
Sklepy takie spożywcze? Ludzi było sporo
w sklepach spożywczych, tylko też było mierzenie
temperatury na wejściu. Jeżeli czyjaś temperatura była podwyższona, to nie
wpuszczali takich osób do sklepów.
Ale na przykład w Szanghaju w ogóle nie było
obowiązku noszenia rękawiczek w sklepach, a wiem, że w Polsce jest
taki obowiązek, żeby mieć rękawiczki jednorazowe.
Tak, od ponad tygodnia jest już taki obowiązek.
A czy w sklepach obowiązywały jeszcze
jakieś zasady? Na przykład czy trzeba było
utrzymywać odpowiedni dystans
w kolejce do kasy? Czy na przykład była dezynfekcja rąk?
Nie, nie było. To znaczy
dezynfekcja rąk była, na wejściu był
taki dozownik z płynem
dezynfekującym do rąk i
każda osoba, która wchodziła, mogła sobie zdezynfekować ręce,
aczkolwiek nie było obowiązku. Więc jeżeli ktoś nie chciał albo
zapomniał, no to nie musiał.
Ale był płyn i Chińczycy raczej dezynfekowali te ręce, tak jak patrzyłam.
Oczywiście trzeba było mieć maskę. Bez maski w ogóle
nie wpuszczali, nie było w ogóle opcji wejścia do sklepu
bez maski, no i to mierzenie temperatury.
Ale na przykład nie było żadnych takich obostrzeń, że
osoby muszą na przykład stać dwa metry od siebie w kolejce
albo że tylko ileś osób może wejść
naraz do sklepu, jeżeli jest za dużo, to nie wpuszczają.
Ja przynajmniej w Szanghaju czegoś takiego nie zaobserwowałam,
ani razu nie widziałam takiej sytuacji, żeby osoby stały
przed sklepem w oczekiwaniu na możliwość wejścia.
Okej. No to wychodzi na to, że w Polsce obecnie mamy
nieco bardziej rygorystyczne te zasady.
A powiedz, Weronika, proszę, jak restauracje?
Czy były otwarte? Czy to funkcjonowało?
Co z kinami na przykład?
Tak, restauracje i kina były zamknięte od,
praktycznie, Chińskiego Nowego Roku, czyli od 23 stycznia.
Tak, od 23 stycznia,
bo wtedy się zaczął Chiński Nowy Rok.
I tak naprawdę co roku, od pierwszego
dnia Chińskiego Nowego Roku, przez około tydzień
bardzo dużo biznesów w Szanghaju jest zamkniętych.
Restauracji jest bardzo dużo zamkniętych,
kina też zmniejszają ilość seansów, no bo po prostu nie ma
tutaj zbyt dużo ludzi. Bardzo dużo ludzi wraca do siebie,
do swojego miasta rodzinnego czy do
swojej rodzinnej wsi, żeby spędzić te święta z rodziną.
I w tym roku było tak, że bardzo dużo restauracji się
zamknęło na tą przerwę tygodniową
i po tym tygodniu po prostu się nie otworzyło, bo
rząd powiedział, żeby nie otwierać.
Aha, czyli po tej przerwie już nie zostały otwarte ponownie.
Nie, nie, po tej przerwie nic nie zostało otwarte.
Właśnie rozmawiałam z dziewczynami, które prowadzą tutaj polską restaurację w Szanghaju
i one powiedziały, że one otworzyły na pół dnia po tej
tygodniowej przerwie i też ich landlordzi
powiedzieli, że niestety, ale musi się zamknąć, nie może być
otwarta restauracja.
Tak, więc 23 stycznia
zamknięto restauracje, pierwotnie na tydzień,
po tym tygodniu najpierw rząd powiedział, że
na kolejny tydzień przedłużają, ale po tym kolejnym tygodniu
też powiedzieli, że jeszcze nie i tak naprawdę
restauracje zaczęły się otwierać dopiero
po dwudziestym lutego. Więc restauracje były zamknięte.
Czyli mniej więcej miesiąc były nieczynne?
Niecały miesiąc.
Tak, tak. Mniej więcej około miesiąca. To też zależy od restauracji, bo
w różnych dzielnicach, w różnych dystryktach Szanghaju
władze w różnym czasie wydawały pozwolenia na
otwarcie. Tutaj w moim
dystrykcie Jing'an to było tak, że właśnie tam
20-23-25 luty
można było już tak powoli, powoli otwierać, ale na przykład
w innych dystryktach dopiero od początku marca można było
otworzyć restauracje.
Czyli to nie było tak, że z dnia na dzień otwieramy wszystko, tylko
sukcesywnie
dzielnica po dzielnicy?
Nie, nie, nie. Na początku jeszcze tak właśnie,
tak pod koniec lutego, jak ktoś chciał iść do restauracji,
to warto było na początku
zadzwonić, czy oni w ogóle już się otworzyli
czy nie.
Czy jest sens iść, tak?
Tak, czy jest sens w ogóle iść do tej restauracji, czy może gdzieś indziej
sprawdzić, bo ja też pamiętam, że właśnie w tamtym czasie
dzwoniłam. Praktycznie, jak chciałam
iść gdziekolwiek, to najpierw dzwoniłam, czy na pewno są otwarci już.
Pytałem cię o te sklepy, a powiedz jeszcze,
czy nie mieliście pustych półek? Czy nie było problemu
z dostępnością podstawowych produktów, na przykład
papieru toaletowego?
Ja takich rzeczy nie pamiętam,
ale ja do Chin wróciłam ósmego lutego, więc
kiedy ja tutaj przyjechałam, to akurat był taki szczyt epidemii i nie,
ja nie widziałam pustych półek.
Moi znajomi mówią, że były delikatne problemy
po Chińskim Nowym Roku, dlatego że normalnie
przez Chiński Nowy Rok, przez tą tygodniową przerwę w ogóle nie ma
dostaw do sklepów, no bo Chiny żyją
w takim zwolnionym tempie, więc nie ma za bardzo
dostaw świeżych produktów i jako że
te wakacje na ten Chiński Nowy Rok, te ferie, zostały przedłużone
o kolejny tydzień, czyli trwały razem dwa tygodnie,
no to sklepy nie były przygotowane na to, że
przez dwa tygodnie nie będzie dostaw.
I moi znajomi opowiadali mi, że w tym drugim
tygodniu, już pod koniec tego drugiego tygodnia
tego przedłużonego Chińskiego Nowego Roku
rzeczywiście zaczynało brakować świeżych produktów typu
owoce, warzywa albo jakieś świeże mięso,
ale na przykład takie rzeczy jak
suchy ryż czy zupki chińskie dalej były dostępne. Więc jak już naprawdę
ktoś nie miał co jeść, no to można było dostać jedzenie spokojnie.
Ja jak przyjechałam do Chin po tym ósmym
lutego, to już wszystko było w sklepach,
wszystko oprócz masek chirurgicznych.
No tak, to problem, który dotyczy
wielu krajów, zdecydowanie.
Ale jeszcze co do papieru toaletowego, to mam
trochę wrażenie, że Chiny były jedynym krajem, gdzie ludzie nie wykupywali
papieru toaletowego i trochę nie wiem, dlaczego. Tutaj w ogóle
ominął Chińczyków ten taki bum na papier toaletowy.
Tak, ja myślę, że to jest taka zagadka, która zdecydowanie
wymaga jakiegoś wyjaśniania, dlaczego ten papier
nagle zaczął znikać na całym świecie.
Wypytywałem cię chwilę temu o te różne obostrzenia,
jakie obowiązywały w chińskich miastach.
Czy były być może jakieś, które z twojego punktu widzenia
wydawały się absurdalne?
Wydaje mi się, że nie. Tutaj, jak się wychodziło na zewnątrz, nawet
w grupie większej niż, na przykład,
dwóch osób, można było wychodzić sobie
wspólnie ze znajomymi w dalszym ciągu,
i nie było czegoś takiego, że, na przykład, musieliśmy od siebie stać
dwa metry czy ile tam trzeba w Polsce,
w supermarkecie też nie trzeba było zachowywać jakichś nie wiadomo
jak dużych odstępów.
Z tego, co wiem, to lasy są w Polsce pozamykane,
znaczy nie można do nich wchodzić, jest zakaz wstępu do lasu.
Tak, nie można spacerować po lesie.
W Szanghaju, w obrębie miasta, ja nawet nie wiem, czy są tutaj jakieś lasy. W centrum
na pewno nie ma, więc tutaj takiego obostrzenia
nie ma, ale parki były zamknięte,
bo w Szanghaju większość parków jest zamykana, normalnie jest ogrodzona,
jest brama, bo tutaj parki są zamykane na przykład
na noc, więc przez prawie że miesiąc
parki były zamknięte.
Tak, niektóre takie
skwerki, które też
nie mają ogrodzenia i bramy, były owinięte taśmą
wokół drzew i też nie można było tam wchodzić.
A jak ktoś nawet sobie wszedł
pod taśmą albo nad taśmą, no to tam co chwila ktoś
chodził i wyrzucał tych ludzi, którzy wchodzili do parku, więc
nie było możliwości w ogóle pójść do parku.
Tak sobie myślę, jedyne, czego ja nie do końca
rozumiem, no to to, że do mieszkania,
do mieszkań, na osiedle, nie mogły wchodzić osoby z zewnątrz.
Więc, na przykład, jeżeli przyjeżdżał dostawca paczki, to on nie mógł
wejść na osiedle,
on musiał zadzwonić do klienta, żeby ten klient przyszedł i odebrał
to, co zamówił.
Aha, czyli przed wejściem na osiedle, tam się spotykaliście, tak?
A co z dostawą jedzenia na przykład? Czy było podobnie?
Tak, dostawcy jedzenia tak jak normalnie wchodzili do bloku,
wchodzili na osiedle, wchodzili do bloku i przywozili jedzenie pod drzwi,
tak teraz dalej nie ma takiej opcji, do teraz tak nie można zrobić.
Dostawca przyjeżdża pod bramę i dzwoni:
"Hej, jestem, przyjdź po swoje jedzenie". Co do paczek, to
na początku tak było, że dostawcy dzwonili, potem
przy bramie u nas
na osiedlu zorganizowali taki regał, gdzie ci dostawcy
po prostu podrzucają te paczki i dzwonią tylko do klienta,
że "hej, paczka jest na regale przy
bramie, przyjdź sobie odebrać" i to akurat działa bardzo dobrze.
Co do tego jedzenia, to czasami się nie chce chodzić do
tej bramy, szczególnie jak było zimno w lutym i za każdym
razem trzeba było wyjść po jakieś zakupy albo jedzenie,
no ale już tak,
dostawców dalej nie wpuszczają, ale w tym momencie już może
wejść na przykład znajomy do domu. Tylko
trzeba się zarejestrować tam przy bramie,
u ochroniarza. On ma taką listę,
kto wchodzi i kto wychodzi, znaczy z osób, które nie mieszkają
na danym osiedlu, więc jeżeli ktoś chciałby
teraz do mnie przyjść do mieszkania, to musi najpierw
wpisać swój numer dowodu, musi pokazać
ten taki zielony kod QR, który
poświadcza, że ta osoba jest zdrowa i nie powinna być teraz na
przymusowej kwarantannie, i dopiero wtedy...
A o co chodzi z tym kodem, o co
chodzi z tym kodem, jak to działa?
Kod QR, on jest generowany przez taką aplikację
WeChat bądź Alipay, czyli dwie
chyba najpopularniejsze aplikacje w Chinach do komunikowania
się czy do płacenia. I tak jest taki
kod QR, który można sobie wygenerować. Ogólnie to
każde miasto w Chinach ma swój system tych kodów, ale one działają
mniej więcej podobnie. Jeżeli,
znaczy tak:
kod jest generowany w czasie rzeczywistym, czyli za każdym razem, jak otwieram kod,
to się generuje nowy, system sprawdza,
czy mamy jakąś historię podróży w ciągu ostatnich dwóch tygodni,
jeżeli nie mam żadnej historii podróży,
to generuje mi się kod zielony i wtedy ten kod zielony,
zielony kod QR poświadcza, że ja nie powinnam być w tym
momencie na kwarantannie i że jestem zdrowa, nie miałam
też koronawirusa stwierdzonego.
Jeżeli wyświetliłby mi się,
jeżeli wyświetliłby mi się kod żółty, no to
to znaczy, że powinnam być na kwarantannie
w domu. I to jest już od razu sygnał dla ludzi, żeby mnie nigdzie nie wpuścili
- do restauracji czy na siłownię, gdziekolwiek. Kod żółty
oznacza, że ja powinnam być w domu i nie mogę wychodzić.
Kod czerwony oznacza, że ta osoba ma koronawirusa,
więc w ogóle nie powinna wyjść.
Powiedziałaś na samym początku, że ta sytuacja powoli
wraca do normalności.
No, zastanawiam się, jak to wszystko, jak cała epidemia
odbiła się na chińskiej gospodarce, jakie są twoje
obserwacje.
Czy przybyło osób bezrobotnych,
czy być może restauracje zostały pozamykane?
Jak to wygląda?
No osób bezrobotnych na pewno przybyło, aczkolwiek nie sprawdzałam
informacji, nie wiem czy już były publikowane,
ale wczoraj na przykład były publikowane informacje na temat tego, że
w całych Chinach przez pierwszy kwartał 2020 roku
upadło ponad
420 tysięcy firm, z czego połowa
działała co najmniej
trzy lata. Więc, no, to jest dosyć sporo.
I do tego, no, jak się idzie
ulicą, tutaj w Szanghaju, to widać bardzo mocno, że
bardzo dużo małych sklepów
czy jakichś takich małych kawiarni,
czy restauracji po prostu się zamknęło.
Teraz, idąc chodnikiem, widać, że co drugie miejsce, co trzecie miejsce
po prostu się zamknęło, chociaż też
miejsca, które miały wcześniej
dobry biznes, które ludzie lubili, do których często
przychodzili, dalej działają i dalej mają się dobrze,
ale jeśli u kogoś biznes szedł tak sobie
albo dopiero co się otworzył i próbował ten biznes rozkręcić,
no to niestety
bardzo dużo takich miejsc upadło. Chociaż
rząd Szanghaju dawał takie rady,
znaczy - tak sugerował tutaj landlordom,
którzy wynajmują powierzchnie handlowe,
żeby obniżyli czynsze dla
swoich najemców.
Ale to nie było obowiązkowe, tak?
Nie, to nie było obowiązkowe, to była jedynie sugestia
i tak, bardzo dużo
biznesów dostało na przykład połowę
albo cały czynsz w ogóle im darowano, bo wiedzieli, że "no dobra, nie byliście
otwarci przez miesiąc, to nie musicie płacić", ale niestety
bardzo dużo takich dużych miejsc, no bo
na przykład dziewczyny, które prowadzą tutaj tą polską
restaurację w Szanghaju, mówiły, że one
mają taki mały lokalik, wynajmują od jakichś starszych
ludzi i normalnie darowali im czynsz za cały miesiąc,
ale takie większe kompleksy
nie chciały dawać tych zniżek. Na przykład, jest w Szanghaju,
jest w Szanghaju taki bardzo duży
kompleks
pubów, barów, jest tam nawet taki jeden bardzo duży klub, no to
tam landlord powiedział od razu, że "nie, nie ma żadnej zniżki",
no i tam, jak jest, nie wiem, tych klubów z piętnaście,
tych barów, pubów czy klubów z piętnaście, no to
cztery się zamknęły.
Na sam koniec chciałbym zapytać cię o to,
o czym wspomnieliśmy na samym początku.
Czy po tej całej epidemii zmieniły się nawyki
ludzi? Czy zachowują się inaczej, czy
trzymają się na większy dystans, czy być może
w większym stopniu dbają o higienę? Czy nic się nie zmieniło?
No ja bym chciała, żeby coś się zmieniło, ale...
Tak, co do higieny, no to w Szanghaju było tutaj wcześniej
w miarę okej, myślę, że należałoby zapytać kogoś, kto mieszka
w centralnych Chinach, tam prowincja Hubei, Wuhan,
bo z tego, co słyszałam, to tam z tą higieną tak różnie bywało
i chciałabym, żeby coś tam
się zmieniło, ale to myślę, że trzeba byłoby
zapytać kogoś, kto rzeczywiście tam mieszka
i to obserwuje, spędził ten czas epidemii tam
i mógłby się na ten temat wypowiedzieć.
Co do tego, czy osoby tutaj trzymają się na dystans,
to mam wrażenie, że w Szanghaju tak średnio.
Teraz niedawno był długi weekend na
chińskie święto zmarłych i do Szanghaju przyjechało
bardzo dużo ludzi z pobliskich miast,
żeby po prostu tutaj spędzić ten czas.
I ludzie byli dosyć mocno stłoczeni
na takich popularnych ulicach czy na tej
promenadzie Bund w Szanghaju było sporo ludzi, ale najgorzej
sytuacja wyglądała na na górze Huangshan.
Góra Huangshan jest w prowincji Anhui i
wszyscy rezydenci tej prowincji mieli zapewniony darmowy wstęp
na tą górę. I to, co się tam działo,
no, nie wyglądało to zbyt bezpiecznie, bo
wyglądało to tak, że ludzie byli stłoczeni,
bardzo dużo ludzi było bez masek, do tego ktoś powiedział, że
w ciągu godziny przeszedł mniej niż kilometr
na tej górze, więc, no, można tylko pomyśleć, jak ci ludzie
się wolno poruszali.
Przez to, że takie były tłumy, tak?
Tak, było tak dużo ludzi i oni tak wolno szli, bo po prostu byli tak stłoczeni.
I ja się w ogóle zastanawiam, jak to jest możliwe, że rząd dopuścił do czegoś takiego,
kiedy ta epidemia dopiero zaczyna odpuszczać, oni wpuścili tyle osób
za darmo, tak? Dali darmowe wejściówki dla tylu osób,
tyle osób weszło na tą górę i ja jestem ciekawa, czy tam
teraz się znowu coś nie zacznie przez to wszystko, ale, no, na razie
jeszcze w porządku, więc zobaczymy.
Oby nie.
Weronika, wielkie dzięki
za twoją relację, dziękuję za rozmowę.
Dzięki.