IMIENINY
– Nie ma nawet mowy – powiedział ojciec i zamknął drzwi od łazienki.
Wojtek stał przez chwilę w przedpokoju. W milczeniu patrzył na nową szybę w łazienkowych drzwiach.
– O co się tam znowu kłócicie? – spytała mama.
Wyjrzała właśnie z sypialni i zapinała mankiety koszuli. Oboje z ojcem wybierali się na przyjęcie.
– Nic. Chciałem po prostu zaprosić gości na imieniny. W końcu dwudziesty trzeci kwietnia jest niedługo, więc…
– No i w czym problem? – Mama przeczesała włosy ręką, jakby chciała się upewnić, że fryzura dobrze się układa.
– Nic. Po prostu ojciec się nie zgadza…
– To nie tak! – Ojciec wysunął z łazienki twarz w piance do golenia. – Po prostu powiedziałem, że po zajściach sylwestrowych my też będziemy na tych imieninach…
– To wiadomo. Zresztą musimy! – odparła mama i obróciwszy się parę razy przed lustrem, uznała najwyraźniej rozmowę za skończoną, bo po chwili zniknęła w sypialni.
– A to czemu?
– Niespodzianka. – Mama się uśmiechnęła, ale Wojtek nie wiedział, czy do swojego odbicia w lustrze, czy do niego. Westchnął ciężko i powlókł się do pokoju. Smętnym wzrokiem spojrzał na zamknięte w klatce papugi. Jedna z nich przekrzywiła łepek i patrzyła na niego. Raz jednym, raz drugim okiem. Pokiwał głową i znów westchnął. Po chwili w drzwiach stanęła mama.
– Ty tak nie wzdychaj, bo powinieneś się cieszyć z tego, że siądziemy przy stole wszyscy razem. A poza tym czeka cię superniespodzianka.
„Przy stole?! Jezu!! !” − jęknął w duszy Wojtek i spojrzał na mamę spode łba.
– No nie krzyw się tak. Przecież nie będziemy ci siedzieć na głowie cały czas. – Mama się uśmiechnęła. – No! Uszy do góry. My z ojcem zaraz wychodzimy. Kolację sam sobie zrób. Na przykład tosty. Albo grzanki z dżemem. Zresztą zrób, co chcesz. W lodówce jest sałatka majonezowa.
No beznadzieja! Przecież za zbitą szybę zapłacił z własnego kieszonkowego. Poza tym… nie rozumiał, czemu z powodu szyby tak krzyczą. Przecież powiedział im, że ktoś się zatrzasnął w łazience i nie mógł się otworzyć. Że to dlatego szyba została zbita. O tym, że na sylwestra przyszło mnóstwo osób, których nie znał, rodzice nie wiedzieli. A o tym wstrętnym łysym gościu, tym dryblasie, którego Michał sprał na kwaśne jabłko, nie wspomniał nawet słowem.
* * *
– Czy ty będziesz bardzo zła, jeśli zaproszę na imieniny Olka? – spytał Kamilę.
Siedzieli na podłodze w pustej klasie. Trwała właśnie duża przerwa i wszyscy wyszli na obiad. Kamila wzruszyła ramionami.
– A zapraszaj – odparła i jak gdyby nigdy nic wróciła do przerwanego tematu.
Rozmawiali o aktorstwie. I choć z reguły to Wojtek mówił więcej, tym razem było inaczej. Kamila nadawała jak szalona o ostatnich Oscarach, o filmach, o nowościach wyczytanych na stronach internetowych filmowego portalu. Nagle przerwała. Do klasy ktoś wszedł. Pomiędzy ławkami zobaczyli nogawki męskich spodni i damskie nogi obute w martensy. Dziewczyna mówiła ciszej. Chłopak odzywał się mało, za to głośniej. Dlatego Kamila poznała jego głos.
– Naprawdę mnie wkurzasz – mówił Czarny Michał.
– Odebrałeś mojego esemesa?
– Może odebrałem. Może nie odebrałem. Jakie to ma znaczenie? Możesz dać mi spokój?
– O co ci chodzi? – spytała dziewczyna, podnosząc głos.
Kamila dopiero teraz poznała Klaudię.
– O nic – odparł Michał. – Najpierw nazywasz mnie babiarzem i każesz spadać, choć chciałem cię tylko zaprosić do kina. Teraz sama za mną latasz. To tobie o coś chodzi. To ty masz jakiś problem ze sobą! Weź się lecz!
– Nie latam za tobą. Też chciałam tylko skoczyć do kina. – Klaudia znowu podniosła głos.
Wojtek chrząknął głośno, ale ani ona, ani Michał nie zareagowali. Michał zresztą też zaczął mówić jeszcze głośniej. I jeszcze bardziej nieprzyjemnym tonem. Kamila znała ten sposób mówienia. Była w nim pogarda zmieszana z niechęcią. Tak Michał mówił do większości osób w klasie na samym początku gimnazjum. Ostatnio się zmienił, ale… najwyraźniej nie w stosunku do wszystkich.
– Tylko co? Widziałem cię, jak szłaś za mną i Kingą. Zachowujesz się jak nienormalna!
– Nie szłam za tobą!
– A co? Może ja za tobą lazłem?
– Jakbym chciała, tobym okręciła sobie ciebie wokół palca.
– Na razie to jest odwrotnie!
– Mylisz się! Twój palec jest za krótki, by cokolwiek wokół niego okręcać! – krzyknęła Klaudia.
– Nie interesuj się.
– Nie interesuję!
– To co tu jeszcze robisz? Nie dociera do ciebie, że to bez sensu? Pogodziłem się z Kingą.
– To już twój problem.
– Problem?
– Problem! Nie wiesz? Że kot, który siedzi koło jednej dziury, zdechnie z głodu? Koledzy ci nie mówili?
– Nie. Zresztą… życiowe dewizy tego kretyna, któremu w sylwka obiłem mordę, niewiele mnie obchodzą.
– Wiesz co? – Klaudia na chwilę zawiesiła głos. – To się wal! – wykrzyknęła i wyszła z klasy, mocno trzaskając drzwiami.
– Sama się wal! – krzyknął Michał, ale Klaudia już go nie słyszała. – Bo chyba tylko to ci w głowie – mruknął do siebie i otworzywszy plecak, powiedział trochę głośniej: – Przez tę kretynkę zapomniałem, po co ja tu właściwie przylazłem. – Podniósł wzrok znad plecaka i rozejrzał się po klasie. Dopiero po chwili zauważył siedzących pod oknem na końcu sali Kamilę i Wojtka. Przez krótki moment cała trójka patrzyła na siebie w milczeniu. Pierwszy odezwał się Wojtek:
– Chrząkałem, ale…
Michał wzruszył ramionami:
– Luz.
– Lecą na ciebie te kobitki! – zaśmiał się Wojtek.
– Tylko nie te, na których mi zależy, i nie wtedy, kiedy trzeba.
– To nie pogodziłeś się z Kingą?
– Pogodziłem.
– Wpadniecie do mnie w sobotę?
– Z okazji?
– Imieniny… wiesz… nie wyprawiam urodzin, bo mam w wakacje i…
W tym momencie rozległ się dzwonek i do klasy zaczęli wchodzić uczniowie.
– A co chcesz na imieniny? – spytał Michał na tyle głośno, że kilka osób spojrzało w jego stronę.
– Cokolwiek – odparł Wojtek.
* * *
Kamila sama nie wiedziała, co ją do tego pchnęło. Chyba strach. Małgosia kiedyś mówiła, że strach i pośpiech to źli doradcy. Ale strach, że Wojtek może zaprzyjaźnić się z jakimś facetem, który kiedykolwiek miał z nią coś wspólnego, był tak silny, że odbierał jej możliwość logicznego myślenia. To dlatego zrobiła coś tak głupiego. Stała przed lustrem, patrzyła na swoje odbicie i mówiła do siebie:
– Ty kretynko! Ty intrygantko!
Ale osoba w lustrze nie odpowiadała. A Kamila tak chciała, by ktoś ją pocieszył. By powiedział, że to, co zrobiła, nigdy się nie wyda. Że nikt się nie dowie, że to ona wrzuciła Klaudii do plecaka wydrukowaną na komputerze kartkę, że Michał chce z nią iść do Wojtka, ale nie wie, jak jej to powiedzieć. Bo wychodząc ze szkoły, widziała, jak zaskoczony Michał krzyczał coś na schodach do Klaudii. Ta zaś przy wszystkich z całej siły uderzyła go w twarz.
– Rany! Rany! – powtarzała Kamila.
Nagle uświadomiła sobie, że nie ma dla Wojtka prezentu. Zajęta myśleniem o tym, co zrobiła, a wcześniej wyobrażaniem sobie, o czym może gadać Wojtek sam na sam z Michałem czy z Olkiem, na śmierć zapomniała o tym, co najważniejsze. O filmie na DVD. Koniecznie z Chaplinem.
Było piątkowe popołudnie. Zadzwoniła do Małgosi, ale komórka przyjaciółki milczała. W domu też nikt nie podnosił słuchawki. Kamila bezradnie rozejrzała się po pokoju. Do kogo zadzwonić? Z kim pójść? Notes. Gdzie też on jest. Różowy, z futerkiem. Kiedyś był marzeniem, a teraz wkurzał. Nawet ostatnio podchwyciła kpiące spojrzenie Czarnego Michała, kiedy zapisywała w nim numer Karoliny – jednej z nowych koleżanek. O! Może do niej zatelefonować? Gdzie jest ten cholerny notes?! Kamila wyrzuciła na łóżko zawartość plecaka, ale nie zdążyła przejrzeć sterty, bo odezwał się dzwonek telefonu stacjonarnego.
– Kamila?
W pierwszej chwili nie poznała tego głosu, bo nie tylko sam Olek się zmienił. Również jego głos brzmiał teraz inaczej. Kiedy rozmawiali w większej grupie, wszystko brzmiało straszliwie oficjalnie. Pewnie przez Wojtka. Kamila miała wrażenie, że obaj chcą zbliżyć się do siebie. Może nawet zaprzyjaźnić. W ferie czasem zachowywali się tak, jakby to ona im przeszkadzała, a nie Olek jej i Wojtkowi. To ją wkurzało. Dlaczego jej chłopcy chcą przyjaźnić się między sobą? Dlaczego? Najpierw Czarny Michał. Teraz Olek. Nie! Najpierw Olek, potem Czarny Michał, teraz znów Olek… To jakiś koszmar.
– Kamila?
– Olek powtórzył jej imię.
– Ja, a co?
– Nic. Tylko tak sobie pomyślałem, że ty będziesz najlepiej wiedziała, co kupić Wojtkowi w prezencie…
– W prezencie? Z jakiej okazji? – Kamila udawała, że nie kojarzy.
– No… imienin.
– To Wojtek ci nie mówił? – Głos Kamili wyrażał takie zdziwienie, że sama słysząc go, znów spojrzała w wiszące w pokoju lustro i pomyślała: „Zupełnie jak aktorka!”. Mimowolnie się uśmiechnęła.
– A co niby miał mi mówić?
– Że jednak nie wyprawia, bo… – Kamila nie bardzo wiedziała, co dalej powiedzieć. Jak to wszystko uargumentować? Żeby tylko Olek nie zadzwonił do Wojtka i nie sprawdził, czy to prawda. Żeby po prostu nie przyszedł. – Dać ci go do telefonu? – spytała, starając się ukryć drżenie głosu. Co będzie, jeśli Olek powie, że tak? Że chce zamienić z Wojtkiem kilka słów.
– Nie. Nie chcę wam przeszkadzać. To narka.
– Narka.
Ufff… W słuchawce zapadła cisza. Kamila odłożyła ją dopiero po dłuższej chwili.
* * *
Wojtek w milczeniu patrzył na Kamilę. Na tle okna jej profil rysował się bardzo wyraźnie. Minę miała dziwną. Ach! Gdyby mógł wiedzieć, co sobie teraz myśli. Stanął za jej plecami i leciutko dmuchnął w szyję. Nawet nie drgnęła. W zupełnej ciszy patrzyła na pusty chodnik pod blokiem. Zegar tykał miarowo. Goście nie nadchodzili. Maciek z Małgosią zadzwonili z wieścią, że nie wrócą na czas ze szkolnej wycieczki. Mieli wpaść do niego jutro. Ale gdzie Czarny Michał z Kingą? Gdzie Olek? Wojtek czekał. Po trzech kwadransach do pokoju weszła mama i powiedziała, że nie chcą z ojcem dłużej czekać. To, co dla niego mają, a co jest też w sumie prezentem na urodziny, chcą mu dać teraz. Na stole, koło imieninowego tortu leżało malutkie pudełeczko. W środku były kluczyki od skutera.
– Kiedyś ci obiecaliśmy, pamiętasz? – powiedziała mama i ucałowała go mocno.
– Nie cieszysz się? – spytał ojciec.
– Cieszę – odparł Wojtek i się uśmiechnął. – Chyba nikt jednak nie przyjdzie – stwierdził po chwili.
Rodzice z miejsca zaczęli go zagadywać i pocieszać. Tylko Kamila milczała. Stała w progu pokoju i czuła, jak płoną jej policzki.