ZAKAZ WSTĘPU
– Mamo! Mamo! – zawołał, a w jego głosie było coś tak rozpaczliwego, że pani Janina wbiegła z impetem do pokoju.
Ptak z przerażenia zatrzepotał w klatce. Maciek siedział na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach. Podeszła i zmierzwiła mu czuprynę. Jak wtedy, kiedy był malutki.
– Przytul mnie!
Usiadła obok, a Maciek zarzuciwszy jej ręce na szyję, wtulił twarz w pierś.
– Mamo… – jęknął.
* * *
Telefon zadzwonił, kiedy z Ewą wychodziły z jordanka. Wracały ze szkoły we dwie. Maciek został wywołany z lekcji. A Biały Michał poleciał gdzieś z Aleksem, co Ewa przyjęła zresztą z wyraźną ulgą. Coś działo się ostatnio między nią a Michałem. Małgosia chciałaby dowiedzieć się co, ale głupio tak spytać. Rozmawiały więc o świętach, prezentach na mikołajki. Ewa właśnie, jak zwykle zresztą, zaczęła opowiadać kawał, kiedy komórka Małgosi wygrała melodyjkę. Dziewczyna poprawiła spadające z nosa okulary i zatrzymawszy się na chodniku, wyjęła telefon z kieszeni.
– Małgosia?
– Tak… – odparła niepewnie. Matko… skleroza jakaś… znajomy głos, a ona nie wie kto to… Numer, który się wyświetlił, też nic jej nie mówi. Może to zbieg okoliczności? Pomyłka? W końcu tak też się zdarza. – A kto…
– Tu Tomek…
– Tomek? – zdziwiła się Małgosia. Tomek? Kolega z gimnazjum? Przyjaciel Staśka? Przecież Tomek nigdy w życiu do niej nie dzwonił. Ostatni raz widziała go… nie mogła sobie przypomnieć. Czyżby w sylwestra u Wojtka? Wtedy kiedy Stasiek przyszedł z tą laską? – Tomek? – powtórzyła i zdziwiła się jeszcze bardziej.
– Wiesz… ja dzwonię, bo nie wiem, czy wiesz… ale pewnie nie wiesz… a jak wiesz, to mam nadzieję, że jakoś spowodujesz, że Maciek nie przyjdzie… – Tomek dziwnie się jąkał. Nigdy tego nie robił. Co jest grane?
– Ale gdzie Maciek ma nie iść?
Małgosia nic nie rozumiała. Odepchnęła Ewę, która chciała przyłożyć ucho z drugiej strony słuchawki. Ewa się odsunęła. Chyba jej przykro. Odeszła parę kroków i odwróciła się do Małgosi plecami. Słyszała teraz tylko strzęp słów. Małgosia niewiele więcej, bo Tomek mówił bardzo cicho. Ale słowa brzmiały obco.
– Na pogrzeb.
Małgosia w pierwszej chwili nie zrozumiała.
– Na co? – spytała.
– Na po… po… pogrzeb – powtórzył głośniej Tomek, jąkając się jeszcze bardziej. – To jest prośba mamy Staśka – wyjaśnił.
– Jaki pogrzeb? – Małgosia nadal nic nie rozumiała, ale poczuła na plecach dreszcz. Taki przebiegający od krzyża aż w górę. Co za dziwne uczucie. Na dodatek Ewa odwróciła się i zaczęła się jej przyglądać jakoś tak dziwnie. A może to tylko Małgosi się tak wydawało?
– Staś… Stasiek… nie żyje i… w czwartek jest pogrzeb i… – Tomek zamilkł. Małgosia nie wiedziała, czy zanikł mu zasięg, czy po prostu Tomek milczy. Dopiero po chwili ponownie usłyszała: – Mama Stasia prosiła, żebym jakoś załatwił, by Maciek nie przyszedł. Ale… – Głos Tomka znów zanikł. – Ja nie umiem mu tego powiedzieć.
Małgosia nie wiedziała, o co spytać najpierw. Czy o to, co stało się Staśkowi, czy o to, dlaczego na pogrzebie ma nie być Maćka. Śmierć? Przecież umiera się na starość. No… chyba że wypadek albo choroba… Stasiek? Chory? Wypadek? Pewnie tak…
– Wypadek… – zaczęła Małgosia.
– Nieważne – rzucił po chwili milczenia.
– Czy mama Stasia myśli, że Maciek jako ewangelik nie umie zachować się na katolickim pogrzebie?
Odpowiedziała jej przerażająca cisza w słuchawce.
– Halo? Jesteś tam? – spytała Małgosia.
– Jestem. To wszystko – odpowiedział Tomek i się rozłączył.
Małgosia przez chwilę stała jak ogłuszona. Patrzyła na telefon, na którym widniał czas połączenia. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na Ewę.
– Stasiek nie żyje – wyszeptała.
– I co?
– Nic więcej nie wiem. Nic nie rozumiem.
– Tomek dzwonił? – upewniła się Ewa.
– Tak… – odpowiedziała Małgosia i poczuła, że drżą jej ręce. Czy to ma coś wspólnego… czy to ma…
– Ale co chciał? Coś mówiłaś o Maćku?
– Matko! Ale ty jesteś wścibska! – wybuchła Małgosia.
– Weź! – nadąsała się Ewa. – Ty na moim miejscu byś nie pytała? Przecież pytałaś Tomka. To nie było wścibstwo?
– Wiesz co… – zaczęła Małgosia, ale nie skończyła, tylko wzięła telefon i wybrała na klawiaturze cyfrę siedem.
Wyświetlił się napis KAMILA, ale przyjaciółka nie podniosła słuchawki. Żeński głos mówiący po angielsku, że abonent jest czasowo niedostępny, wkurzył Małgosię bardziej niż zwykle. Napisała esemesa: Daj znak. Pilne.
Przed domem Małgosi pożegnały się skinieniem głowy. Zdawkowe „cześć” i Ewa pobiegła w kierunku Międzynarodowej. Małgosia została sama.
* * *
W domu nie mogła sobie znaleźć miejsca. Próbowała się uczyć, ale nie wychodziło. Próbowała czytać, ale też nie mogła się skupić. Kamila nie oddzwaniała. Zadzwonił za to Maciek. Zgaszony jakiś. Powiedziała mu, że jest zajęta. Miał taki głos, że nie potrafiłaby mu powiedzieć tego, o co prosił Tomek. Nie umiała tego zrobić. Zwłaszcza że nie wiedziała dlaczego. Że nic nie rozumiała.
Wyłamując nerwowo palce, Małgosia po raz kolejny przemierzała swój pokój. Ojca nie ma. Mama w szpitalu… tylko zegar miarowo tyka. A jeśli Stasiek… Małgosia poczuła, że zaczyna ją boleć głowa. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu.
– Wiesz, co się stało? – Głos Kamili brzmi w słuchawce niezwykle tajemniczo.
– Najpierw ja – mówi Małgosia. Nie chce słuchać sensacji Kamili. Pewnie znowu jakieś bransoletki albo coś równie błahego.
– Nie. – Kamila nie daje dojść przyjaciółce do słowa. Musi być pierwsza. Musi być górą. – Muszę ci to powiedzieć – wyrzuca z siebie słowa. – Padniesz!
– Nie mam chęci na plotki. – Małgosia jest wściekła na Kamilę. Chce porozmawiać o Staśku, a Kamila… Ech…
– Ale to nie jest zwykła rzecz. Ty wiesz, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nasz Stasiek zrobił dziecko jednej panience i…
– Cholera! – krzyczy Małgosia w słuchawkę. – Kamila! Stasiek nie żyje! Pogrzeb w czwartek i…
– Pogrzeb? No coś ty… – Kamila nic nie rozumie. Dopiero co jedna laska z równoległej klasy przyniosła opowieść o jakiejś Patrycji, która zaszła w ciążę z chłopakiem swojej przyjaciółki. Takim, który jest czy był (Kamila już sama nie wie) ministrantem i chodzi do szkoły katolickiej tylko dla chłopców, i mieszka na Kępie. No i wychodziło, że to może być tylko Stasiek… a teraz Małgosia mówi coś takiego… Pogrzeb?
– No właśnie! I dzwonił Tomek…
– Tomek?! – dziwi się Kamila.
– Kurczę! Dasz mi powiedzieć? Musisz mi przerywać? Zawsze ty musisz mówić pierwsza!
– Ja zadzwoniłam, to i ja mówię pierwsza! – nie daje za wygraną Kamila.
– Bo ja wysłałam ci esemesa, żebyś zadzwoniła!
– Nie widziałam żadnego esemesa!
– Kamila! – Małgosia zaczyna szlochać. – Czy ty rozumiesz, co ja mówię?!! – No…
– Pogrzeb w czwartek i Tomek zadzwonił, że Maciek ma nie iść.
– Nic nie rozumiem.
– Ja też nie. Wiem tylko jedno. Mam powiedzieć Maćkowi, że nie wolno mu iść na pogrzeb.
– A to dlaczego?
– Nie wiem. Wiesz co… pogadamy innym razem – odpowiada Małgosia i szybko odkłada słuchawkę.
Dzwoni do Ewy.
– Wpadnę, okej? – spytała.
* * *
Kiedy po kwadransie usiadła w pokoju Ewy na kanapie, na jej kolanach wylądowała kartka. Wydrukowana z serwisu Wirtualnej Polski wiadomość kłuje Małgosię w oczy.
Tragedia na Saskiej Kępie
Do dramatu doszło w jednym z mieszkań na Saskiej Kępie. Wczoraj w późnych godzinach wieczornych Karolina C,. jedna z mieszkanek Saskiej Kępy, odkryła na strychu domu wiszące na sznurze od bielizny zwłoki syna. Dwie godziny wcześniej 17-letni Stanisław C. wziął pranie do rozwieszenia. Kiedy długo nie wracał, matka postanowiła sprawdzić, co dzieje się z synem. Policja wykluczyła udział osób trzecich. Na ścianie w pokoju nastolatka matka znalazła napis, z którego wynikało, że syn miał żal do jednego z dawnych kolegów, jednak funkcjonariusze wydziału kryminalnego Komendy Stołecznej Policji przesłuchali dziś Macieja A. i wykluczyli, żeby miał on jakikolwiek związek ze sprawą. Owszem, zeznał, że Stanisław C. prosił go o pewną poradę czy przysługę, ale on nie mógł mu pomóc. Doszło do kłótni. To od Macieja A. funkcjonariusze dowiedzieli się, że prawdopodobnie przyczyną targnięcia się Stanisława C. na własne życie były jego kłopoty z dziewczynami. Jednak w tę wersję nie chce wierzyć Karolina C.
– Wiesz, Ewa… – Małgosia nie wiedziała, jak to powiedzieć, ale wiedziała, że powinna. W końcu tak głupio rozstały się wtedy pod jej domem. A teraz bez zbędnych ceregieli Ewa i pozwoliła do siebie przyjść, i wydrukowała tę kartkę. – Przepraszam, że się wtedy tak zachowałam.
Ewa wzruszyła ramionami.
– Przynajmniej wiemy, czemu Maćka wywołano z klasy – stwierdziła. – Nie wiem tylko, co to za kłopoty z dziewczynami…
– Ja chyba się domyślam… – szepnęła Małgosia, wiedząc już, że opowie Ewie i o tym, co usłyszała od Kamili, i o tym pytaniu Maćka „Co byś zrobiła, gdyby się okazało, że mam dziecko z Kamilą?”.
* * *
– Mamo… Bo Stasiek…
– Wiem – przerwała mama.
Przez chwilę panowała cisza. Maciek oderwał głowę od jej piersi i popatrzył matce w oczy.
– Skąd?
– Zawsze ci mówiłam, że Kępa jest jak wielka wieś. Kiedy wejdziesz do sklepu i puścisz bąka, to wszyscy wiedzą, w której z knajp jadłeś obiad.
– Mama… te twoje porównania. – Maciek pokręcił głową.
– Daj spokój, synku. To nie twoja wina.
– Skąd… raptem… wiesz?
– Spotkałam ją na Francuskiej.
– Mamę Staśka?
– Żal mi jej – westchnęła i pogłaskała syna po głowie, poprawiając mu niesforny kosmyk. – Gdyby tobie się coś stało, to… nie wiem, co bym zrobiła.
– Czy… czy mówiła… mówiła… kiedy pogrzeb? – spytał Maciek cicho.
Ale nie doczekał się odpowiedzi. Nawet matka nie umiała mu powiedzieć, że nie jest tam mile widziany.