BLOND MAĆ
– W piątek poznasz wszystkich – powiedział Wojtek do Kamili.
Wracali razem ze szkoły. Wyjątkowo to nie on odprowadzał ją, ale ona jego. Wszystko dlatego, że był wtorek, a we wtorki i czwartki Wojtek chodził na zajęcia dodatkowe.
Jesienne dni biegły mu szybko. Traktując poważnie swoje zainteresowania filmem i teatrem, zapisał się do kółka dramatycznego. Zajęcia odbywały się dwa razy w tygodniu w klubie Dorożkarnia na Czerniakowie. Z Saskiej Kępy było tam dość daleko, jechało się z przesiadkami. I właśnie dlatego dwa dni w tygodniu były dla niego jakby wyrwane z życia.
Inaczej rzecz się miała z Kamilą. Dla niej wtorki i czwartki, kiedy Wojtka widywała tylko w szkole, były dziwnie pustawe. Niby sama też chodziła na dodatkowe zajęcia, ale nie mówiła o nich bez przerwy. Właściwie w ogóle nie mówiła, ale może dlatego, że i też specjalnie nic ciekawego się na nich nie działo. Na francuskim w Instytucie czy konwersacjach z angielskiego w British Council nie ćwiczyła scen miłosnych z jakimś przystojniakiem.
Tymczasem Wojtek ćwiczył z jakąś Agatą, o której na dodatek wspominał, że ma wielki talent i blond warkocz do samego pasa i do „teatralki” się na pewno dostanie.
„Teatralka” była marzeniem Wojtka. Właściwie tak często mówił o filmach, teatrze i aktorach, że Kamila zaczynała powoli wzdrygać się na słowo „kino”. I pewnie gdyby nie to, że w kinie Wojtek brał ją za rękę, a w ciemności tulił mocniej niż wtedy, gdy wokół było jasno, już dawno przestałaby z nim łazić na te wszystkie seanse, które proponował. Ale chodziła. I tylko ten Nikifor ją wkurzył. To, że babka gra faceta, w ogóle jej nie kręciło. A jeszcze taka brzydka babka? Jak ona się nazywała? Krystyna jakaś… Kamila tyle razy miała to sprawdzić w internecie, ale zawsze jej to umykało. A Wojtka pytać nie chciała. Znowu spojrzałby na nią z politowaniem, że tego nie wie.
Słuchając Wojtkowych opowieści o teatrze, Kamila miała często wrażenie, że jest to dla niego coś ważniejszego niż ona sama. Kilkakrotnie korciło ją, by kazać mu wybierać – albo ona, albo to cholerne kółko dramatyczne z piękną i utalentowaną Agatą. Nawet rozmawiała o tym z Małgosią, ale przyjaciółka kazała jej się cieszyć, że Wojtek ma jakieś zainteresowania. W sumie fakt, bo taki Czarny Michał to na przykład diabli wiedzą, czym się interesuje. Chyba tylko piwem, bo już nawet nie Kingą.
Widziała go niedawno z jakąś taką jedną, co wyglądała jak popłuczyny po wokalistkach Sistars. Zresztą to chyba panienka z ich szkoły. Ciekawe, czy Kinga o tym wie. Kamila miała chęć zadzwonić, ale… nie. Nie zachowa się jak Ewa.
Wojtek jakby wyczuwał te jej wahania i dezaprobatę, bo postanowił zaprosić do siebie wszystkich z kółka dramatycznego i Kamilę. Niech zobaczy Agatę, niech się przekona, że nie powinna być zazdrosna, bo Agata Wojtka w ogóle nie interesuje. Jakaś taka namolna. Tego Wojtek oczywiście Kamili nie powie, bo jeszcze zrozumie opatrznie. Ale… może gdy Agata zobaczy Kamilę, to przestanie odprowadzać go na przystanek po zajęciach, wydzwaniać w ciągu tygodnia i pytać, czy już poćwiczył rolę, no i przestanie się tak mizdrzyć. To właśnie między innymi dlatego Wojtek zaprosił całe kółko dramatyczne na piątkowe popołudnie.
– A po co ja ci na tym spotkaniu? – spytała Kamila z nadąsaną miną, choć w głębi duszy propozycja ją ucieszyła. Wreszcie zobaczy sobie tę całą Agatkę. Choć trzeba przyznać, ostatnio Wojtek nie mówił o niej zbyt wiele.
* * *
Do Wojtka przyszła spóźniona. Zatrzymała ją afera z Kubą, który… ukradł tacie papierosa. Na pytanie, po co mu papieros, rozpłakał się i zaczął tłumaczyć, że obiecał Mateuszowi, że przyniesie. Ryki, wyjaśnienia i pocieszanie Kuby, który nie widział nic złego w zawładnięciu jednym papierosem z paczki zawierającej ich aż dwadzieścia, zajęły Kamili przeszło godzinę.
Agata była ładna. Długi, gruby warkocz opadał jej na ramiona. Choć zdaniem Kamili bardziej interesująca była drobna, korpulentna Marta. Tak pięknego uśmiechu Kamila nie widziała jeszcze nigdy. No i to wesołe spojrzenie. Jakby Małgosia, Ewa i Maciek w jednym. O, jak strasznie zatęskniła za kolegami z gimnazjum. Znajomi Wojtka niezbyt przypadli jej do gustu. Zresztą ciągle rozprawiali nie wiadomo o czym, rzucając jakimiś nazwiskami, z których Kamila nie znała żadnego. Obserwowała ich kątem oka, siedząc przy Wojtkowym biurku i grzebiąc w internecie.
„Wypadek pod Kielcami – zginęły dwie osoby”. Przeczytała i zamknęła stronę. Nie lubiła makabresek. Śmierć zresztą omijała jej rodzinę. Dziadek zmarł, zanim Kamila się urodziła. Dlatego dla Kamili śmierć była abstrakcją. A już opowieść Małgosi o jej koledze z klasy – jakimś Marcinie – któremu zmarła matka, była dla Kamili tak samo abstrakcyjna jak wojna w Iraku.
– Co to za zdjęcie? – dobiegł ją głos Agaty.
– To nasza klasa z gimnazjum – odparł Wojtek i wziął do ręki ramkę. – Tu ja. – Pokazał palcem. – A Kamilę znajdziesz?
– Tak – odparła Agata machinalnie i spytała natarczywie, wskazując Maćka: – A to Maciek?
– Tak, a co, znasz go? – zdziwił się Wojtek. – Chodził z nami do klasy, ale teraz jest w Prusie.
– Tak. To mój chłopak z wakacji – odparła Agata i dodała szybko: – Zapomnieliśmy się wymienić adresami.
W pokoju zapadła cisza. Pewnie dlatego, że Kamila usłyszawszy słowa Agaty, potrąciła stojący na biurku kubek, aż herbata wylała się na klawiaturę.
– Nie przejmuj się! – zawołał Wojtek. – I tak miałem kupić nową.
W pokoju znów zapanował gwar. To przyszli aktorzy dyskutowali o przygotowywanej sztuce. I tylko Kamila patrzyła tępo w monitor. Bynajmniej nie dlatego, że zalana herbatą klawiatura przestała działać. Myślała o oszukiwanej Małgosi. I o Maćku, po którym czegoś takiego by się nie spodziewała. Bo o tym, że Agata może kłamać, nie pomyślała nawet przez chwilę.
* * *
– Zadzwonić do Małgosi? – spytała Wojtka.
Był piątkowy wieczór i jechali autobusem do Media Marktu po klawiaturę. Sprzeczka o to, kto za nią zapłaci, zamieniła się w dyskusję o Agacie i Maćku.
– Ja bym nie dzwonił – powiedział Wojtek.
– Tak, bo to ta wasza solidarność plemników – burknęła Kamila.
– Dlaczego tak twierdzisz?
– Bo chcesz ukrywać przed Małgosią sprawki Maćka.
– Słuchaj, nie wmawiaj mi czegoś, czego nie robię! Ja po pierwsze wcale nic nie chcę ukrywać… tylko…
– Tylko co?
– Tylko nie wiemy, jaka jest prawda.
– No jak to jaka?
– A wiesz jaka?
– No powiedziała wyraźnie, że to jej wakacyjny chłopak.
– Powiedziała… Co z tego, że powiedziała. Dziewczyny często różne rzeczy mówią. Pamiętasz, jak Kaśka opowiadała, że jest dziewczyną Olka? A potem okazało się, że zmyślała? Pamiętasz, jak pokazywała jakieś pierdoły i twierdziła, że to od niego? Skąd wiesz, jaka jest Agata?
– No tak! Ty ją znasz lepiej! Jest utalentowana… – ostatnie słowo Kamila powiedziała z przekąsem.
– Wiesz… ja ci coś powiem, ale przyrzeknij, że nie będziesz do tego wracać.
– Przyrzekam.
– Ona strasznie mi się narzucała i ja mam wrażenie, że po prostu szuka chłopaka. Lepiej będzie spytać o nią Maćka, niż dzwonić do Małgosi i powtarzać słowa tej całej Agaty.
Kiedy indziej Kamila pewnie byłaby wściekła, ale wyrażenie „tej całej Agaty” sprawiło, że przestała być zazdrosna o długowłosą piękność. Przestała też rozmawiać na jej temat z Wojtkiem. Wróciła do kłótni o klawiaturę. Zalała ją herbatą, więc chce za nią zapłacić i już. Honorowo!
* * *
Kamila nie miała czasu porozmawiać o Agacie z Maćkiem. Przez weekend nie widziała się też z Małgosią. Oboje z Maćkiem siedzieli u Marcina, który po ostatnich wydarzeniach związanych ze śmiercią mamy stał się im bardzo bliski.
W poniedziałek Małgosia źle się poczuła. Znajomy ból w dole brzucha i zawroty głowy sprawiły, że z ostatniej piątej lekcji – z języka polskiego – się zwolniła.
Profesor Płochowska była wprawdzie niezadowolona, a nawet próbowała kwestionować Małgosi prawdomówność, ale interwencja pielęgniarki poskutkowała. Małgosia została zwolniona. Słaniając się na nogach, powlokła się w stronę szatni.
Trwała jeszcze przerwa, kiedy tuż przed szkołą natknęła się na długowłosą blond dziewczynę. Stała przed popiersiem Prusa i ujrzawszy w drzwiach Małgosię, spytała:
– Znasz Maćka Adamskiego?
Małgosia zaniemówiła. Oto ta piękna dziewczyna pyta o jej Maćka. Ciekawe, po co jej Maciek i skąd go zna.
– Znam – bąknęła. – A co?
– Nic takiego – odparła blond piękność, skubiąc warkocz. – To mój chłopak i zapomniałam, kiedy dziś kończy lekcje.
– Twój… chłopak?
– Zgadza się – odparła Agata. – To co? Wiesz może, kiedy kończy?
– Za godzinę – rzuciła Małgosia i odwróciwszy się na pięcie, ruszyła przed siebie ulicą Zwycięzców.
Dopiero gdy odeszła dobry kawał drogi, drżącymi rękoma wyjęła z kiszeni palta komórkę i wystukała do Maćka esemesa: Przed szkołą czeka na ciebie twoja dziewczyna. Nie musisz się tłumaczyć. Żegnaj.
Kiedy na lekcji polskiego dał się słyszeć dźwięk przychodzącej wiadomości, profesor Płochowska spojrzała karcącym wzrokiem w kierunku klasy. Ponieważ nikt się nie ruszył, to i ona nie odezwała się ani słowem. W końcu nie wiadomo, kto dostał tego esemesa. Maciek dopiero po dobrym kwadransie wyjął ukradkiem komórkę i odczytał słowa Małgosi. Nic nie zrozumiał, ale… korzystając z chwili, że profesor Płochowska pisała na tablicy, wstał i zerknął na plac przed szkołą. Kiedy dojrzał Agatę, nie panując nad sobą, krzyknął:
– Kurwa mać!
W klasie zapadła cisza. Profesor Płochowskiej kreda wypadła z rąk. Odwróciła się w kierunku Maćka i zawołała:
– Natychmiast podasz mi swój dzienniczek, a potem wyjdziesz do gabinetu pani dyrektor i opowiesz o swoim zachowaniu!
Ale Maciek już nie słuchał. Nerwowo zgarnął ze stołu książki i zeszyty, a potem nie zważając na protesty nauczycielki, wybiegł z klasy. Szatniarka nie zgodziła się na otwarcie szatni przed dzwonkiem. Dlatego nie bacząc na późnopaździernikową aurę, wybiegł ze szkoły w trampkach i samej bluzie.
Kiedy tylko drzwi szkoły się otworzyły, Agata zamachała do Maćka. Miał wielką ochotę rzucić się na nią z pięściami. Marzył, by ją opluć, skopać i zwyzywać. Przypomniał sobie jednak historię z esemesem na obozie i to, że nawet powiedział jej wtedy „spieprzaj”. Najwyraźniej nic to nie dało. Teraz znów stała przed nim. Mało tego! Wszystko wskazywało na to, że ta bezczelna baba powiedziała Małgosi, że jest jego dziewczyną! Chciał ją minąć obojętnie, ale Agata zastąpiła mu drogę.
– Cześć. Nie spodziewałeś się mnie … – zaczęła, ale Maciek nie dał jej dokończyć.
Dwa słowa, które przed chwilą wymsknęły mu się w klasie, teraz wykrzyczał. I to kilka razy. Ostatni raz brzmiały jednak trochę inaczej: „Blond mać!”. To, co wywrzeszczał, opluwając przy okazji z wściekłości i siebie, i Agatę, słyszała nie tylko cała ulica, ale i niektóre klasy. Zwłaszcza te, których okna wychodziły na szkolny dziedziniec. Maciek gotował się z wściekłości. Nawet esemes od Aleksa: Łocha chce cię zawiesić w prawach ucznia nie zrobił na nim wrażenia.
Wiadomość odczytał zresztą dopiero wtedy, kiedy szczękając zębami, stał na Saskiej pod blokiem Małgosi i kolejną minutę naciskał dzwonek domofonu. Nikt nie odpowiadał. I tylko na piętrze, tam gdzie było okno jej pokoju, poruszała się firanka.
Kiedy po półgodzinie stania przywlókł się do domu, miał temperaturę. Nie zdejmując spodni ani trampek, rzucił się na łóżko. Ale nawet kiedy zasypiał z koszmarnym bólem głowy, wszystko w nim krzyczało tymi dwoma słowami, z powodu których Łocha zrobiła w klasie wielką awanturę. Awanturę, która w tym momencie Maćka zupełnie nie interesowała. Chciał po prostu przestać istnieć.