GRUNT TO W PORĘ…
To był pomysł Maćka.
– Chodźcie, odwiedzimy panią Czajkę!
Tego dnia lekcje w liceum Prusa skończyły się wcześniej. Na dwunastą trzydzieści zwołano specjalną radę pedagogiczną, dlatego po skróconych lekcjach, tuż po południu, okolice szkoły zaludniły się licealistami. Wokół pomnika Prusa stanęli całą paczką – Maciek, Małgosia, Ewa, Biały Michał, Aleks, Marcin i Aśka.
– Kto to jest pani Czajka? – spytał Marcin.
– Nasza wychowawczyni z gimnazjum – odparła Małgosia, poprawiając koński ogon.
– Ja chętnie – powiedziała Ewa, a Biały Michał tylko przytaknął. Wiadomo było, że pójdzie tam gdzie ona.
– Chodźmy! – Maciek spojrzał na zegarek. – Na pewno jest w szkole. Dopiero minęło południe.
– No ja to nie pójdę – odezwała się milcząca dotąd Aśka. − Nie znam tej waszej pani Czajki i bez sensu, żebym szła. Choć z drugiej strony to nie bardzo uśmiecha mi się w taką pogodę wracać do domu.
– To chodź ze mną nad Wisłę – zaproponował Marcin.
– A co będziemy tam robić?
– Ja bym popuszczał kaczki, popatrzył, dokąd można dojść suchą nogą… I w ogóle… – dodał po chwili, jakby określenie „w ogóle” załatwiało wszystko.
– Okej – zgodziła się Aśka.
– To ja z wami – odezwał się Aleks.
– Nie idziesz do pani Czajki? – zdziwił się Michał.
– Wiesz… będzie się pytała, czy mam dziewczynę.
– Pani Czajka?! – wykrzyknęły zdumione Ewa z Małgosią i aż pokręciły głowami.
– Byłoby to co najmniej dziwne – dodał Maciek.
– Raczej spyta cię, co ostatnio czytałeś… – dorzucił Biały Michał.
– Spoko – odparł Maciek. – Chłopaki Anansiego, gorzej, jak dowie się, że ty ciągle siedzisz z nosem w komiksach.
– Lub u Ewki pod pachą – wtrącił Aleks i zachichotał.
– A ty co? – żachnął się Michał. – Zazdrościsz, że nie masz komu wsadzać nosa pod pachę?
– Pod pachę nie chcę nikomu wsadzać. – Aleks wzruszył ramionami.
– Za to w dupę chętnie – wtrącił Maciek, a wszyscy, z dziewczynami włącznie, ryknęli śmiechem.
– Ale macie głupie teksty – powiedział Aleks.
– Przecież to ty zacząłeś – stwierdziła Aśka i pociągnęła Marcina za rękaw.
– To idziesz nad tę Wisłę?
– Jasne, ale z lodem w garści. Jest taka ładna pogoda, że aż mam chęć…
– Dobry lodzik nie jest zły – wtrącił Michał, ale Ewka trzepnęła go po głowie gazetą.
– Ty świntuchu! – krzyknęła.
– Ja? – zdziwił się. − A co ja powiedziałem?
– Ty już wiesz co!
– A ty masz skojarzenia!
– Aśka, chodź stąd, bo ta banda od pani Czajki do reszty cię zdeprawuje. – Tym razem to Marcin pociągnął Aśkę za rękaw.
Maciek, Michał, Małgosia i Ewa ruszyli w kierunku Międzynarodowej i tylko Aleks stanął na środku rozdarty. I on chciałby pójść nad Wisłę. Zwłaszcza z Aśką. Bo to, co Michał mówił o płaskiej dupie i cyckach, to nieprawda. Widział cycki Aśki, choć oczywiście za nic w świecie przed Michałem by się do tego nie przyznał. Ale ostatnio na wuefie zajrzał jej za dekolt. Bluzka się jej rozciągnęła. A Michał takie rzeczy na jej temat… A potem na dodatek całował się z Aśką na przerwie. Ciekawe, czemu ona się na to zgodziła. Niby odpychała Michała, ale… czy jego – Aleksa – też by odepchnęła?
– Aleks! Idziemy! – Głos Maćka przywołał go do porządku. – Nie ciekawi cię, co nam powie nasza dawna wychowawczyni?
Nie ciekawiło go, ale powlókł się w kierunku Międzynarodowej, choć całą drogę nie odezwał się nawet słowem. Ukradkiem obserwował Michała, jak mocno tulił do siebie Ewkę, łaskocząc ją co chwilę w bok, i Maćka, który do swojego wielkiego plecaka schował mały plecak Małgosi, a teraz ciągnął ją za rękę i mówił:
– Musimy pójść dziś na rolki. Co ty na to, Małgo?
* * *
– No, nie spodziewałam się odwiedzin – powiedziała pani Czajka i się zarumieniła. Widać było, że jest zaskoczona. Zwłaszcza kwiatami, które kupili po drodze. Nie kosztowały dużo, bo każdy zapłacił złotówkę, ale pięć żółtych żonkili sprowadziło do starej szkoły wiosnę.
– Jak wam idzie nauka? – spytała.
Rozmawiali w pokoju nauczycielskim. Mieli dużo szczęścia, bo akurat trafili na wolną godzinę.
– Nie jest źle – odparł Maciek. − Ale polonistka…
– No co?! – żachnęła się Małgosia. – Pani Golachowska jest całkiem fajna.
– No tak, ale jest z nami dopiero od tego roku… wcześniej tak fajnie nie było.
– Oj, nie było – przytaknęła Ewa.
– Już zdecydowaliście, co po szkole? – Wychowawczyni zignorowała uwagę o nauczycielach. Zawsze należała do tych osób, które nie krytykowały swoich koleżanek po fachu, i nie zgadzała się na ich krytykę w swojej obecności.
– Eee… – odezwał się Biały Michał. – Jeszcze jest trochę czasu.
– Ja raczej psychologię lub coś takiego – odezwała się Ewa. – Gdybym była w mat-fizie, to pewnie chciałabym astronomię.
– A to czemu? – zdziwiła się pani Czajka.
– Bo z jednej strony interesują ją wróżby i ezoteryka, a z drugiej strony astrologia, która też się z tym wszystkim wiąże – wyjaśniła Małgosia.
– Parapsychologia jednym słowem. – Pani Czajka i przyjrzała się uważniej Ewie. – Psychologia to dobry pomysł.
– Chciałabym być psychoterapeutą.
– A co karty by w tym wszystkim robiły? – spytał Maciek. Pierwszy raz właściwie rozmawiali na temat przyszłości… I to z kim? Z byłą wychowawczynią.
– Wiesz… jak idziesz do wróżki, to trochę tak, jakbyś szedł do psychologa – wyjaśniła Małgosia.
– Małgo! Nie mów mi, że chodzisz do wróżki.
– Czemu nie? Ewa całkiem dobrze wróży.
– To ma szanse być dobrym psychologiem – stwierdziła pani Czajka. – A reszta? Co zamierzacie?
– Ja chętnie bym poszła na bibliotekoznawstwo i informację naukową – powiedziała Małgosia.
– Ja też o tym myślę, ale też często zastanawiam się nad dziennikarstwem – dodał Maciek.
– Miałbyś duże szanse. – Pani Czajka pokiwała głową. – Jak sobie przypomnę twoje wypracowania, to wypisać się lubiłeś… Można zresztą jedno z drugim połączyć. Ludzie chętnie czytają o książkach. Myślę czasem, że chętniej czytają to, co ktoś o książkach napisze, niż same książki. A co u innych?
– Kaśka wylądowała w szkole u zakonnic gdzieś poza Warszawą. W Szymanowie czy jakoś tak. Szkoła z internatem – referowała Małgosia.
– Czarny Michał miał jakieś kłopoty, został pobity… ale to wszystko spowite tajemnicą. Policja niczego się od niego nie dowiedziała – rzucił Maciek.
– Kinga nadal kuje – wtrącił Biały Michał.
– Skąd wiesz, że kuje? – obruszyła się Ewa.
– Spotkałem ją. Mówiła tylko o szkole – odparł Michał takim tonem, jakby logiczne było, że mówienie tylko o szkole oznacza kucie.
– A Kamila?
– Nadal z Wojtkiem – powiedziała Małgosia.
– A Stasiek… nie żyje – wtrącił Biały Michał.
– Słyszałam – odparła pani Czajka. − Złe wieści szybko się rozchodzą. Jakieś kłopoty z dziewczynami…
– Z dziewczynami to pół biedy. Gorzej z matką… – dodał Michał i urwał, widząc spojrzenie Maćka.
– Tak. Dziewczyny to dla ciebie zawsze problem – odezwała się Ewa, chcąc ratować sytuację. Od Małgosi wiedziała, że to, co stało się ze Staśkiem, Maciek bardzo mocno przeżył, choć nadal nie mówiło się o szczegółach. – Ty byś najchętniej zwalał wszystko na dziewczyny. Czy jak całowałeś wtedy na korytarzu Aśkę, to jej wina? Czy twoja? Najpierw gadałeś, że ma płaski tyłek, a potem…
– Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr – stwierdził Michał i wzruszył ramionami.
– Opanujcie się! Już nie macie gdzie się o to kłócić? – spytała Małgosia, szturchając Ewę w bok i wskazując wzrokiem panią Czajkę, ale dawna wychowawczyni zdawała się mocno tą wymianą zdań rozbawiona. Jakby kłótnia o pocałunek była lekarstwem na ciężką atmosferę, która zawsze wisiała w powietrzu, gdy rozmawiało się o śmierci Staśka.
– Grunt to w porę się zorientować, kogo trzeba pocałować – zauważył filozoficznie Maciek.
– Muszę lecieć – odezwał się milczący dotąd Aleks i wybiegł z pokoju nauczycielskiego.
– Co mu się stało? – spytała pani Czajka.
– Może właśnie się zorientował, że kogoś nie pocałował – stwierdził Maciek i wszyscy, łącznie z nauczycielką, się roześmiali.
* * *
Aleks pędził jak strzała w kierunku Wisły. A jeśli ich nie znajdzie? A jeśli Marcin teraz będzie z Aśką coś kręcił na poważnie? A ona… Minęło piętnaście minut, zanim zdyszany dobiegł do Wału Miedzeszyńskiego. Podziemnym przejściem przebiegł na drugą stronę. Przez chwilę, mrużąc oczy, rozglądał się po brzegu rzeki. Nagle usłyszał głos Marcina:
– Siedem! Siedem kaczek za jednym zamachem! Nieźle ci idzie!
– Sama jestem zdziwiona, bo nie mam takiej wprawy – odparła Aśka, szukając na brzegu płaskiego kamienia.
– Ale idzie ci lepiej niż mnie – stwierdził Marcin.
– To nie tylko kwestia wprawy, ale i odpowiedniego kamienia – odezwał się, podchodząc do nich.
– Nie poszedłeś do swojej wychowawczyni? – zdziwiła się Aśka.
– Poszedłem, ale…
– Dobrze, że wróciłeś! Pokażemy Aśce, że w puszczaniu kaczek baby nie mogą być lepsze! – powiedział Marcin, a Aleksowi ulżyło. „Jednak nie zależało mu, by być z nią sam na sam” – pomyślał i schylił się po biały płaski kamień. Ma jeszcze czas na samotny spacer z Aśką. Najpierw musi jej zaimponować.