ALARM
– Ty wiesz, jak trudno przeprowadzić sprawną ewakuację budynku? – pytał Karol po wyjściu z kina.
– No to właśnie o tym mówię – odparł Aleks.
Ich kłótnia zaczęła się jeszcze w trakcie seansu. Wojtek i Kamila słuchali jej początkowo z rozbawieniem. Później zaczęła ich męczyć. Małgosia, Maciek i Biały Michał nie zwracali na to uwagi. Cóż… do kłótni Aleksa z Karolem byli przyzwyczajeni. Chłopcy od początku roku rywalizowali ze sobą. Aleks, którego powiedzonka musiały być zawsze najśmieszniejsze, zgrzytał zębami, gdy Karol wymyślił coś zabawniejszego. Zazdrościł Karolowi, że to on przesiedział w szafie pół lekcji i miał zatarg z Łochą, bo to Aleks lubił być na pierwszym planie. Nawet w roli błazna.
Dlatego teraz, kiedy idąc starą paczką do kina, spotkali Karola, był trochę zły, że Maciek tak szybko zaproponował mu, by się do nich przyłączył. Zwłaszcza że film był o straży pożarnej.
O tym, że Karola ojciec jest oficerem straży pożarnej, a on sam marzy o kontynuowaniu rodzinnych tradycji, wiedzieli wszyscy w klasie.
Jeszcze w kinie – uciszani przez resztę widzów − rozpoczęli dyskusję na temat prawdy na ekranie. Karol cierpliwie tłumaczył, co jest zupełnie niemożliwe. Głośnym szeptem relacjonował to, co opowiadał mu ojciec. Że kiedy ludzie nie czują dymu lub swądu, nie chcą opuszczać pomieszczeń. Że dopóki nie widzą realnego zagrożenia życia, dopóty chcą ratować jakieś przedmioty, które nic nie znaczą… że nie każdy strażak jest w stanie sam przeprowadzić akcję ewakuacyjną. Że to się udaje najlepszym.
– Tobie oczywiście się uda. – W głosie Aleksa trudno było nie wyczuć kpiny. Jakże wkurzało go to, że nagle wszyscy słuchają Karola i są wpatrzeni w niego jak w obraz. Że on, Aleks, nie gra teraz pierwszych skrzypiec.
Karol, nie zauważył jednak ani miny Aleksa, ani nie zwrócił uwagi na tembr jego głosu. Myślał tylko o tym, że chętnie by udowodnił samemu sobie, że jest w stanie sprawnie ewakuować cały budynek.
– Odpuść, stary – szepnął Maciek do Aleksa, szturchając go w bok.
Aleks jednak odpuścić nie chciał.
– Jak takiś mądry, to ewakuuj szkołę! – zawołał.
Małgosia z Kamilą wybuchnęły śmiechem. Śmiał się również Wojtek, a i na ustach Białego Michała pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Być może oczami duszy zobaczył ewakuację Prusa w wykonaniu Karola.
Tylko Karol i Maciek się nie śmiali. Karol dlatego, że podjął już decyzję. Ewakuuje szkołę. Maciek dlatego, że czuł, że Karol przyjmie wyzwanie. Nie mylił się. Nie zdążyła upłynąć minuta, kiedy Aleks i Karol namówili zarówno jego, jak i Małgosię do przecięcia złączonych rąk.
– Oboje będziecie jurorami w tej sprawie – powiedział Karol.
– Nie, no… panowie! – protestował Maciek. – To kompletna głupota i szaleństwo!
– Niech się zakładają – rzucił ze śmiechem Wojtek. – Zdacie mi potem relację.
– Jaki termin? – spytał Aleks.
– Do końca roku szkolnego – powiedział Karol, a reszta mu przytaknęła.
* * *
To zdarzenie miało miejsce jeszcze przed Wielkanocą, jednak Maciek przypomniał je sobie właśnie teraz, bo oto w drzwiach klasy stanął… ubrany w mundur strażacki i kask z opadającym na kark kołnierzem przeciwogniowym Karol. W ręku trzymał maskę przeciwgazową. Jednak niewiele osób z klasy go rozpoznało.
Strażak stuknął obcasami.
– Proszę sprawnie opuścić budynek. Proszę nie panikować – powiedział, starając się zmienić głos, by brzmiał znacznie poważniej.
Maciek spojrzał na Aleksa i parsknął śmiechem. Mina kumpla zdradzała jedno. Szok. Aleks chyba nie podejrzewał, że Karol podejmie próbę ewakuowania szkoły. A jednak!
Początkowo prawie wszystkie dziewczyny – poza Małgosią – wpadły w panikę. Karol, a raczej teraz strażak – uspokajał je, gestykulując i cały czas mrugając porozumiewawczo. To dlatego dość szybko zorientowały się, kogo skrywa mundur. Tłumiąc chichot, ustawiały się w pary i posłusznie maszerowały za profesor Janecką szkolnym korytarzem w kierunku wyjścia. Męskiej części klasy sensacyjną wiadomość o tym, że ewakuacja to zakład Karola i Aleksa, przekazał Biały Michał.
– No, jesteście z Małgośką jurorami. – Maciek usłyszał tuż przy uchu jego głos.
– Mogę sam być jurorem. Ona nie jest mi do niczego potrzebna – burknął Maciek.
– Co się dzieje? – spytał Biały Michał.
Ale Maciek nie odpowiedział. Nie chciał o tym z nikim rozmawiać. Nawet z Michałem. Zresztą… co on może wiedzieć. Zaczytany w komiksach, nigdy nie miał dziewczyny. Niby dość często gadał z Ewą, ale gadać to nie to samo, co tworzyć parę.
Nawet nie spojrzał w jej stronę. Kolejny raz chciała nawiązać z nim rozmowę, ale on nie miał ochoty. Jego Małgosia była inna. Nie dwulicowa, jak ta obecna. Czyżby tamta, którą kochał, została w gimnazjum? Ta obecna starała się załatwić swoje sprawy cudzymi rękami.
Nie potrafiła mu w oczy powiedzieć, że ma innego. Teraz też próbowała się tłumaczyć przy pomocy innych. Maciek już dawno − we własnej poczcie elektronicznej − znalazł list, którego nadawcą był… Paweł. Maciek ani go znał, ani lubił, ale list od obcej osoby, która najwyraźniej chciała ingerować w jego życie, zirytował go. Na dodatek nosił tytuł: „Między nami nic nie było…”. O, to już był szczyt!
Maciek dokładnie pamiętał dzień, w którym Małgosia kazała mu zachwycać się wierszami Asnyka. Zwłaszcza tym jednym. Jak to on leciał? Maciek próbował sobie przypomnieć tekst, który go wtedy wkurzył, ale przez głowę przelatywały mu jedynie strzępy poszczególnych wersów, które nijak nie tworzyły całości. „Między nami nic nie było (…) prócz tych woni, barw i blasków, z których serce zachwyt piło”. Rany! Jakie to egzaltowane i głupie!
Owszem. Poezja bywa fajna, ale ta dziewiętnastowieczna ramota Maćka osłabiała. Że też coś takiego napisał facet! To się w głowie Maćkowi pomieścić nie mogło. Na dodatek Małgosia wtedy chciała raczyć go tą ramotą, bo jej się to wydawało romantyczne! Dla Maćka to nie był romantyzm, ale tani, tandetny cukierek. Dlatego nie chciał słuchać tych głupot, a teraz czarno na białym widział, że wysłuchał ich ktoś inny. „Miała z nim romantycznie i na odległość” − pomyślał i skasował list bez czytania. Na pytanie, czy wysłać potwierdzenie, że skasował list bez czytania, kliknął „tak”. Niech TEN CAŁY PAWEŁ wie, że jego idiotyczne tłumaczenia on, Maciek, ma w głębokim poważaniu. Nie interesuje go, co ma mu do powiedzenia koleś, do którego wzdycha Małgosia. Niech sobie zresztą wzdycha. Proszę bardzo!
O! Teraz w klasie też westchnęła. Maciek odwrócił głowę. Wraz z resztą uczniów wybiegł z klasy. Tego, że została w niej Małgosia, nie zauważył nikt.
* * *
– Czy są wszyscy? – zapytała pani Janecka, kiedy przed szkołą sprawdzała stan klasy. Trochę zdumiona, że poza jej uczniami nikt inny przed szkołę nie wyszedł. Że był to żart, zorientowała się po chwili, kiedy przed gmach wybiegła profesor Płochowska.
– To jest szczyt, co dzieje się w twojej klasie! – wołała od progu.
– Ale co masz na myśli?
– Twojego Karola! Specjalistę od siedzenia w szafie!
– Karola nie ma dziś w szkole – odparła profesor Janecka i jakby chcąc się upewnić, rozejrzała się po twarzach uczniów zbitych w gromadkę przed szkolnym gmachem.
– Nie ma?! – ryknęła Łocha takim głosem, że kilkoro uczniów parsknęło śmiechem. – Owszem, kochana! Jest! Maskaradę zrobił i wyobraź sobie, że paraduje po szkole w mundurze strażackim.
Profesor Janecka wytrzeszczyła oczy, a potem trochę bezradnie rozejrzała się po twarzach swoich uczniów.
– Teraz siedzi w gabinecie pani dyrektor! – oznajmiła Łocha triumfalnie. – A ja mówiłam, że ich to trzeba trzymać krótko.
Profesor Janecka znów westchnęła i zarządziła powrót do sali. Po kwadransie zjawił się w niej również Karol. Był nadal w mundurze, tylko hełm i maskę gazową trzymał pod pachą. Miał spuszczoną głowę, a klasa zarechotała na jego widok. A przecież tak dobrze szło. Niestety, jak zwykle musiał się wtrącić ojciec. Bo to przez niego sprawa wyszła na jaw. Kiedy Karol szedł do następnej klasy, by zarządzić ewakuację, odezwała się jego komórka. To ojciec w ostrych słowach dopytywał się o los swego polowego munduru i kasku, których brak zauważył tylko dlatego, że Karol zapomniał zamknąć jego szafę. Z zabrania munduru tłumaczył się na szkolnym korytarzu… i właśnie tę rozmowę usłyszała profesor Płochowska.
Aleks triumfował. Całej szkoły koledze ewakuować się nie udało. Mało tego! Nie udało się ewakuować w całości nawet jednej klasy. W sali została bowiem Małgosia. Kiedy weszli z powrotem do klasy, zobaczyli ją siedzącą w ławce, z głową wspartą na ręku, patrzącą w okno.
– Małgorzata! – Głos wychowawczyni był surowy. – To wprawdzie tylko głupi i nawet nie primaaprilisowy żart twojego kolegi, ale… gdyby to była prawdziwa akcja ewakuacyjna, a ty zostałabyś w klasie, tobyś dawno spaliła się na węgiel.
– I dobrze! – burknęła Małgosia, a klasa zamarła.
– Coś ty powiedziała? – spytała cicho i spokojnie wychowawczyni.
– Powiedziałam, że bardzo dobrze. Chciałabym spłonąć. Zresztą co was to wszystkich obchodzi?! – krzyknęła i wybiegła na korytarz.
W klasie zapadła cisza. Takiej Małgosi nikt nie znał. Tylko Maciek niespokojnie poruszył się w ławce. Może rzeczywiście przesadził? Może tamte e-maile to nic takiego. Może naprawdę między Małgosią a Pawłem nic nie było? W końcu na dobrą sprawę nie dał Małgosi szansy na wytłumaczenie. Tak jak ona jemu wtedy. „Ależ bycie z kimś jest trudne – pomyślał i spojrzał na Białego Michała, który leniwie wyjmował z plecaka komiks. – Ten to ma życie!” – westchnął w duchu i nie zważając na protesty profesor Janeckiej, wybiegł za Małgosią.