PIELGRZYMKA (2)
– Nie chcę jeszcze wracać do domu – przyznała Kamila, gdy wyjechali na drogę wiodącą do Warszawy.
– Czemu? – spytał Olek ze zdziwieniem, ale Kamila nie odpowiedziała. – Może ja poprowadzę? – zaoferował się po chwili przedłużającego się milczenia.
– Nie… Umawialiśmy się, że w drodze powrotnej ja. Zresztą… To mój samochód – dodała Kamila, wciskając mocniej pedał gazu.
– Jak chcesz. – Olek wzruszył ramionami.
– To co?
– Co „co”?
– Zanocujemy gdzieś po drodze?
– Czemu nie chcesz wracać do domu?
– Nie chcę widzieć dziś mamy. Nie po tym, co było na cmentarzu…
– Przecież nic nie było. Ziemia się nie zatrzęsła. Piorun z nieba nie spadł nam na głowy. Jeśli Wojtek naprawdę cię kochał, to teraz z nieba patrzy i życzy ci szczęścia. Nie chce, żebyś się smuciła.
– A nie uważasz, że to spotkanie na cmentarzu to znak, że…
– Nie. Wcale tak nie uważam. Zresztą tak nie jest.
W samochodzie zapadła cisza. Każde z nich wracało myślami do wydarzeń sprzed niespełna godziny.
* * *
– Czasem myślę, że to nigdy by się nie stało, gdyby się stąd nie wyprowadził – dobiegł ich dźwięk głosu jakiejś dziewczyny.
Szła przed nimi wraz z koleżanką. Była wysoka i szczupła, ubrana w wiosenny, jasny płaszcz, a w ręku niosła wiązankę śnieżnobiałych kalii. Jej koleżanka, niższa i tęższa, machała przezroczystą, foliową siatką z dwoma zniczami w kształcie serca.
– Gdyby się nie zakochał, też by żył – dodała, ciężko wzdychając.
Dziewczyny wlokły się noga za nogą, a Kamila z Olkiem przez kilka minut próbowali je wyminąć. Bezskutecznie. Alejka była wąska i wyjątkowo zatłoczona, bo o tej porze roku na zabytkowy lubelski cmentarz przy ulicy Lipowej przychodziło sporo ludzi. Może dlatego, że w wielkanocny poniedziałek nekropolia była jedynym miejscem, gdzie nikt nikogo nie oblewał wodą.
Próbując raz po raz wyprzedzić dziewczyny, mimo woli słuchali ich rozmowy.
– Jego mama do tej pory nie może sobie wybaczyć tej przeprowadzki – mówiła ta wysoka i szczupła.
– Słyszałam.
– Ty nie przyszłaś na pogrzeb? – To pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie.
– To były wakacje, o wszystkim dowiedziałam się we wrześniu… Poza tym to tylko kolega z klasy. To ty się z nim przyjaźniłaś od dzieciństwa.
– No tak, ale kiedy się wyprowadził, to wiesz… Mieliśmy rzadszy kontakt.
– Tej jego dziewczyny nie poznałaś?
– Nie. – Wysoka pokręciła głową. – Szymek mówił, że fajna, ale wspominał też, że jak o mnie usłyszała, to była zazdrosna. Choć nie bardzo miała o co.
– Czyli to prawda, że ona nie przyjechała na pogrzeb?
– No widzisz, jak to z tobą jest? Jak ty słuchasz?
– Ojej! Nie jesteśmy razem w szkole, widujemy się od wielkiego dzwonu, to chyba mam prawo pytać po kilka razy o to samo?
– Ale ty tak robiłaś, nawet gdy byłyśmy w jednej klasie – zaśmiała się wysoka, potrząsając ciemnymi lokami.
– Ciekawe, czemu jej nie było…
– Podobno chciała przyjechać…
– Eeee tam! – Niższa z dziewczyn prychnęła powątpiewająco. – Gdyby chciała, toby była. A teraz pewnie już ma go w dupie…
W tym momencie alejka skrzyżowała się z drugą, równie wąską. Dziewczyny skręciły w lewo.
Olek z Kamilą się zatrzymali. Olek trzymał w dłoni zwinięty w rulonik papierowy plan cmentarza. Kamila przyciskała do piersi obrazek z datą pogrzebu Wojtka, a także numerem kwatery i grobu.
– Przez chwilę myślałam, że to o Wojtku – odezwała się Kamila zupełnie zmienionym głosem.
– Ja też – przyznał Olek, udając, że nie słyszy jej niepokoju, i dodał szybko: – Na szczęście padło zupełnie inne imię.
– To mnie uspokoiło – w głosie Kamili dało się słyszeć wyraźną ulgę. – Bo wiesz… Byłoby mi przykro, gdyby ktoś myślał o mnie tak, jak one o tej dziewczynie.
– Nie przejmuj się. – Olek objął ją mocno i przytuliwszy do siebie, pocałował w czubek głowy. Było w tym coś tak niewinnego, że przylgnęła do niego całym ciałem. – Popatrzmy jeszcze raz na mapę… – powiedział po chwili.
Oboje pochylili się nad planem cmentarza, na którym jeszcze przy bramie Olek zaznaczył ołówkiem kwaterę z grobem Wojtka. Wszystko według wytycznych z obrazka.
– Przyznam, że nie mam pojęcia, gdzie iść. – Kamila bezradnie patrzyła na plan.
– Ja też… – stwierdził Olek. – Nie wiem, od której strony wchodziliśmy po tych kłopotach z parkowaniem. I nie pamiętam, jak nazywa się ulica, na której zostawiłem samochód. Chyba nie Lipowa…
– Nie zwróciłam uwagi – westchnęła Kamila i po chwili ruchem głowy wskazała alejkę skręcającą w prawo. – Chodźmy tu.
W końcu w lewo poszły tamte dwie nastolatki, które szukały grobu kogoś innego.
Posiadanie planu cmentarza okazało się wprawdzie pomocne, ale i tak na miejsce trafili dopiero po dobrym kwadransie błądzenia. Kamila miała wrażenie, że zatoczyli koło. Ważne jednak, że wreszcie znaleźli właściwie miejsce. Jednak radość z faktu, że wreszcie dotarli, trwała krótko. Pierwszą rzeczą, która rzuciła im się w oczy oprócz napisu „Wojciech Szymański żył lat 18. Zginął śmiercią tragiczną”, był wielki bukiet białych kalii i dwa znicze w kształcie serca.
– Boże! One o mnie mówiły! – szlochała Kamila, spostrzegłszy kwiaty. Tu naprawdę ktoś wierzy w to, że ja nie chciałam przyjechać… Nie uważasz, że to jakiś znak, że jestem zła? Bo dopiero teraz tu się wybrałam…? – pytała Kamila, łkając tak, że obejrzał się jeden z przechodniów. – Że Wojtek jest na mnie zły…
– Kamila! Nie płacz! Kamila!
Olek musiał ją długo uspokajać. Nad grobem Wojtka wyła tak, jakby jego śmierć nastąpiła przed chwilą. Jednak teraz nie płakała z tego powodu, że nigdy więcej go nie zobaczy, że nie usłyszy jego głosu, ale dlatego, że ktoś coś tam sobie o niej pomyślał. Olek jej to wytknął.
– Przecież na to, co myślą o nas ludzie, którzy nas nie znają, w ogóle nie mamy wpływu. Te dziewczyny nic o tobie nie wiedzą. Zresztą… sama słyszałaś wtedy. Jedna nawet cię broniła.
– Ale ta druga…
– Ta druga to samego Wojtka ledwo znała. Daj spokój!