PRZYSIĘGA (1)
Historia z Agnieszką sprawiła, że w stosunku do Marcina ojciec zmienił się diametralnie. Marcin wręcz nie wiedział, na czym stoi. Jeszcze nie tak dawno myślał o ucieczce z domu i wyjeździe na studia poza Warszawę. Wydarzenia ostatnich tygodni sprawiły jednak, że powoli zaczynał rezygnować z tych zamiarów.
Zaczęło się od tego, że ojciec po raz pierwszy potraktował go jak dorosłego człowieka. Biegał teraz po prawnikach i radził się, czy najpierw rozwodzić się, czy unieważniać małżeństwo kościelnie. I w ogóle co z tym problemem o imieniu Agnieszka zrobić.
Pewnego dnia zaproponował rodzinne wyjście do parku Skaryszewskiego. Marcin pamiętał, że ostatni taki spacer miał miejsce, gdy jeszcze żyła mama, a Madzia była bobasem w wózku. Teraz Madzia chodziła do zerówki, Mateusz do trzeciej klasy podstawówki, Marek do drugiej klasy technikum, a on sam już dawno skończył dziewiętnaście lat. Wspólny spacer nie był więc prosty. Po pierwsze Marek na spacer zgodził się dość niechętnie, a i to pod warunkiem że zabierze deskorolkę. Jak wyjaśnił, wcześniej umówił się z kimś z klasy w parku, ale na deskę. Mateusz ubłagał, by mógł wziąć rower, a skoro wziął rower, to i Magda zabrała swój rowerek, w którym dopiero co zostały odczepione boczne kółka.
Bez roweru został tylko Marcin, dlatego ojciec zaproponował pójście do znajdującego się nad Jeziorkiem Kamionkowskim pubu Pstrąg.
– Macie się tam meldować co pół godziny – powiedział i po chwili dodał: – Mówię oczywiście do Magdy i Mateusza. Ty, Marek, z raz się tam pokaż.
Marek skinął głową i gdy tylko weszli na teren parku, rzucił deskę na ziemię i wskoczywszy na nią obiema nogami, pognał w dół niemal na złamanie karku.
– Dobra! – odkrzyknął i zniknął za zakrętem alejki.
Po chwili na rowery wskoczyli Magda i Mateusz.
– Jak dojedziecie do końca alejki, to albo poczekajcie, albo wracajcie w naszym kierunku! – zawołał Marcin, choć przecież w tym momencie nie do niego należała opieka nad pędrakami.
Poczuł na sobie spojrzenie ojca. Nie patrzył jak dawniej. W jego spojrzeniu były zaskoczenie, uznanie i podziw. Tak jakby ojciec dopiero teraz zobaczył koło siebie dorosłego człowieka.
– No i co? Zostaliśmy, synu, we dwóch?
– Yhm… – mruknął Marcin i zamilkł.
Nie odzywał się przez całą drogę. Za to ojciec… usta mu się nie zamykały. Mówił wprawdzie głównie o tym, jak zmienił się park, który uchodził za jeden ze starszych w mieście, i zdobył jakiś czas temu pierwsze miejsce w rankingu najpiękniejszych parków Europy. Marcin wielokrotnie zastanawiał się, czy słusznie, i nie miał zdania. Ojciec jednak zachwycał się otoczeniem, a Marcin odniósł wrażenie, że na nowo teraz chłonie świat.
Do Pstrąga doszli po kilku minutach. Mateusz i Magda zdążyli w tym czasie dwukrotnie przejechać alejką tam i z powrotem. Na miejscu nie chcieli lodów. Odstawili też w kąt rowery i poszli bawić się na huśtawki.
– Piwo? – spytał ojciec, a widząc zaskoczenie na twarzy Marcina, powtórzył po chwili, ale już jako odpowiedź: – Piwo!
Zajęli stolik z widokiem na plac zabaw. Widać też było furtkę, którą w każdej chwili mógł wjechać Marek.
Przez chwilę pili w milczeniu. Pierwszy odezwał się ojciec.
– Jesteś już dorosły – zaczął, a Marcin słysząc to, westchnął ciężko.
– Wiem… zabrzmiało jak komunał. – Ojciec zaśmiał się sam z siebie. – Chodzi mi o to, że…
Zaczęli rozmawiać. Pierwszy raz tak szczerze i serio. Pierwszy raz od śmierci mamy. Właściwie pierwszy raz, odkąd Marcin dorósł. Słuchał teraz opowieści ojca o mamie i tęsknocie za nią. O Agnieszce. O tym, że w pewnym momencie ojciec się pogubił. Że właściwie jej nie kochał, ale tak cały czas nim manipulowała, że uwierzył we wszystko…
– Kobiety to potrafią, wiesz… – Zakreślił rękoma kształt kobiecej sylwetki. – Te sprawy… rozumiesz…
Opowiadał Marcinowi, jak to zignorował wszystkie sygnały, które mogłyby świadczyć o tym, że Agnieszka nie jest z nim szczera i coś ukrywa. Sygnałów zdaniem ojca było wiele. Zrozumiał to dopiero teraz. Agnieszka na wszystko miała jakieś wytłumaczenie. I to naprawdę, zdaniem ojca, bardzo logiczne. Poza tym zachwycała się nimi, jego dziećmi. A przecież nie tylko teściowa, lecz także własna matka mówiła, by wybierając sobie nową partnerkę, przyjrzał się jej relacjom z dziećmi.
– Pamiętasz, jak Mateusz miał urodziny i dała mu kasę?
Marcin skinął głową.
– To było świeżo po tym, gdy jakiś facet zaczepił ją w sklepie i ona się od niego opędzała, a potem twierdziła, że ją z kimś pomylił. Nurtowało mnie to, ale jakoś zamydliła mi oczy i tym, że dała taką kasę dla Mateusza, i różnymi innymi rzeczami.
Coś zaczęło mu świtać tuż przed ślubem, gdy nadal broniła dostępu do swojego domu we wsi.
– Byłem już jednak zbyt zajęty wszystkimi przygotowaniami, więc odpuściłem…
– Dobrze, że wesela nie urządzaliście… – wyrwało się Marcinowi, ale ojciec nie wściekł się na tę uwagę, jak zrobiłby to kiedyś. Był bardzo spokojny. Wziął łyk piwa i pokiwał głową.
– Ona nie chciała. Myślałem, że jest oszczędna, a po prostu wtedy by się wszystko wydało. Przyjechałby ktoś z jej rodziny… Wiesz, że na ślubie ta jedyna jej krewna, która się pojawiła, powiedziała, że podziwia, że się odważyłem z nią ożenić. Agnieszka to słyszała i się wściekła. Myślałem wtedy, że chodzi o to, że ona nie może mieć dzieci i że do tego pije kuzynka. Że Agnieszka taka biedna i… pokiereszowana przez życie. – To ostatnie zdanie wypowiedział kpiąco.
Przez chwilę milczeli.
– Tato… – zaczął Marcin. – Damy sobie radę.
– Wiem i właśnie chce cię o coś prosić. Ja wiem, że byłem dla ciebie surowy. Dla was wszystkich… ja… mnie… Poczekaj. Zamówię jeszcze po jednym piwie.
– Dla mnie małe!
W ciągu następnej godziny dowiedział się, że ojciec równolegle załatwia i kościelne unieważnienie małżeństwa, i rozwód cywilny. I że prosi Marcina o opiekę nad dzieciakami.
– Ja teraz będę i więcej pracował, i sporo biegał po urzędach i prawnikach… Nie mam już do nikogo zaufania… Mówię ci to, bo wiem, że chciałeś jechać na studia gdzieś poza Warszawę. Podobno nawet dokumenty… Marcin! − Ojciec złapał go nagle za rękę. − Ja ci, synu, we wszystkim pomogę. Tylko ty mi teraz pomóż.
„Tak. Teraz to pomóż…” – pomyślał Marcin, a głośno powiedział:
– A tamto z trawą… z piwem…
– Zapomnij! Proszę cię! Zapomnij! Dlatego przyszliśmy tu i pijemy razem to piwo, żebyś mi tamto zapomniał…
– Ty myślisz, że to tak łatwo…
– Synu, ja wiem… ale… mamy tylko siebie.
– No, nie tylko… zapominasz o Marku, Mateuszu, Magdzie…
– Ale Marek nie jest tak dojrzały jak ty.
– O! Nagle jestem dojrzały, tak?
– Marcin… proszę…
– Czemu nie mogę zrobić ze swoim życiem tego, co chcę? Czemu nie mogę jechać na studia gdzie indziej, tylko muszę tu tkwić… W mieszkaniu jest ciasno…
– W akademiku też będzie ciasno. I będą obcy.
– Tato, ale ja też chcę prowadzić normalne studenckie życie… To moje rodzeństwo, a nie moje dzieci. Ja mogę ci pomóc, ale nie chcę, byś na mnie zwalał swoje obowiązki.
– Ja nie zwalam obowiązków. – Głos ojca stał się nagle znów zimny. – Ja mogę wynająć kogoś do opieki, ale po tej historii z Agnieszką nie chcę. Tylko tobie mogę to tak po prostu powiedzieć… Poza tym… przecież Magda i Mateusz nadal nie wiedzą, co się stało.
– Wiedzą, wiedzą…
– Powiedziałeś im?! – zaniepokoił się ojciec.
– Nie musiałem. To są, tato, dzieci, ale nie idioci. Wiedzą, że coś się stało. Magda spytała mnie, czy Agnieszka umarła tak jak mama.
– I co powiedziałeś?
– Że nie umarła. Że żyje, ale zrobiła coś bardzo złego i musiała odejść, skąd przyszła, i że ty im wszystko wyjaśnisz w odpowiednim czasie.
Zapadło milczenie. Ojciec odezwał się dopiero po chwili:
– To dlatego mnie o nią nie pytali.
Marcin przez chwilę patrzył przed siebie, daleko poza głową ojca. W sumie nic go nie pchało na studia w innym mieście, oczywiście poza atmosferą w domu. Nawet zaczął już wyobrażać sobie siebie w jakimś akademiku, najlepiej w Krakowie. Teraz ma zmienić plany? Może… Marcin spojrzał na ojca. Czuł, że teraz on naprawdę go potrzebuje.
– Dobra. – To było jedyne słowo, jakie wypowiedział.
Resztę piwa dopili w milczeniu.