×

我們使用cookies幫助改善LingQ。通過流覽本網站,表示你同意我們的 cookie 政策.


image

Tomek na Czarnym Lądzie - Alfred Szklarski, W mroku dżungli

W mroku dżungli

Od pamiętnego spotkania z tse-tse Tomek znów przyozdobił hełm w ogonki zwierzęce, a także zmusił Dinga do noszenia uprzęży ochronnej. Pozostali podróżnicy nałożyli na hełmy muślinowe nakrycia, które, opadając na ramiona, chroniły kark przed nieoczekiwanym ukąszeniem zdradliwego owada. Coraz częściej spotykali widome skutki grasowania tse-tse. Wioski murzyńskie wybudowane w dolinach były zupełnie opustoszałe. Mieszkańcy przenieśli się na wyżej położone tereny, dokąd nie docierała śmiercionośna mucha. W wielu wioskach łowcy widzieli ludzi chorujących na śpiączkę. Nieszczęśnicy, wychudzeni do ostatnich granic, pogrążeni byli w głębokim śnie, z którego budzili się jedynie po to, by umrzeć.

Podróżnicy zaniepokoili się epidemią śpiączki nie na żarty. Teraz karawana wędrowała przeważnie nocą, wypoczywając w dzień na wyższych wzniesieniach. Według zapewnień Huntera i Smugi tse-tse nie kąsała po zachodzie słońca, lecz w zamian w pobliżu mokradeł dokuczały im niezliczone chmary komarów.

Tomek codziennie badawczo przyglądał się kłapouchowi ukąszonemu przez muchę, czy, wbrew zapewnieniom towarzyszy, nie ujrzy oznak wróżących śmierć zwierzęcia. Osioł wszakże ani myślał zdychać. Z filozoficznym spokojem skubał trawę i jak gdyby nigdy nic niósł dzielnie przypadający nań bagaż. Tomek nabierał już otuchy, gdy pewnego dnia bosman spostrzegł dziwne objawy u swego wierzchowca. Z oczu i nosa konia płynęła lepka ciecz. Hunter natychmiast orzekł, że jest to skutek ukąszenia przez tse-tse. Koń stracił ochotę do jedzenia i zaczął chudnąć. Bosman, nie chcąc się przyglądać mękom pożytecznego i cierpiącego w milczeniu zwierzęcia, skrócił jego żywot strzałem z karabinu. Pogodny zazwyczaj marynarz posmutniał nieco, gdyż odtąd skazany był na pieszą wędrówkę, wkrótce jednak pocieszył się, mówiąc, iż teraz może skuteczniej wystrzegać się ukąszenia muchy, ponieważ nie musi się już więcej troszczyć o biedną „szkapinę”.

Szybkimi pochodami, aby jak najprędzej przebyć teren zagrożony przez tse-tse, łowcy minęli Jezioro Jerzego. Zbliżali się już niemal do głównego celu wyprawy. W dali, pomiędzy jeziorami Alberta i Edwarda, rysowało się na horyzoncie pasmo gór, za którym płynęła rzeka Semliki. Łączyła ona obydwa jeziora i tym samym należała do dorzecza Nilu Białego. Na zachodnim brzegu Semliki rozpoczynała się dziewicza dżungla Ituri. Tam właśnie łowcy mieli rozpocząć polowanie na goryle i okapi.

O zachodzie słońca zbliżali się do pasma Ruwenzori, zwanego w narzeczu ludów bantu Górami Księżycowymi. Łowcy orzekli jednogłośnie, że nikt nie mógł trafniej nazwać tych gór. Zębate zarysy Ruwenzori widoczne były ponad horyzontem, jakby pływały w stalowoszarych chmurach nad wierzchołkami wiecznie zielonych drzew. W ciemnoniebieskim świetle zalewającym stoki gór ich grzbiety odcinały się wyraźnie na tle nieba, a spoza wąskich srebrnych chmur zachodzące słońce wystrzelało ku nim swe ogniste promienie. Wkrótce mrok nocy otulił ziemię. Księżyc w pełni wyłonił się na ugwieżdżone niebo i z wolna przepływał ponad szczytami gór nazwanych jego imieniem, jakby chciał ujrzeć swe odbicie w leżących na nich lodowcach.

W pobliskim buszu coraz to rozlegał się głuchy tętent uciekających antylop i postękiwanie lwów sycących się swoim łupem. Tomek do świtu nawet nie zmrużył oczu; wsłuchiwał się w odgłosy dżungli Czarnego Lądu, które napełniały jego serce nieznanym dotąd lękiem.

W małej osadzie murzyńskiej Katwe nad Jeziorem Edwarda łowcy zastrzelili dwa następne konie. Nie było sensu męczyć zwierząt, u których wystąpiły objawy po ukąszeniu przez tse-tse. W Katwe kilkunastu Murzynów dogorywało na śpiączkę, toteż Hunter dał rychło hasło do wymarszu.

Karawana ruszyła brzegiem jeziora na północ. Koniec pasma Gór Księżycowych pozostawał za łowcami na wschodzie, a przed nimi rozpościerała się olbrzymia równina.

Dopiero pod koniec dnia Hunter zatrzymał karawanę na niewysokim brzegu jeziora. Lękliwe flamingi natychmiast zdradziły obecność ludzi. Nim łowcy się spostrzegli, wielkie stado antylop umknęło na sawannę. Buszowali więc po wybrzeżu, wypłaszając chmary ptactwa z gąszczu papirusów, aż naraz Hunter przystanął i wskazał ręką w kierunku gładkiej toni jeziora.

– Stójcie cicho i patrzcie! – szepnął.

Najpierw usłyszeli parskanie i głosy będące czymś pośrednim pomiędzy chrząkaniem świń a rykiem krów, potem ujrzeli mięsiste, spiczaste uszy, wypukłe oczy i szerokie nozdrza. Hipopotamy ostrożnie wynurzały olbrzymie łby. Gniewnie parskając, zbliżały się do brzegu. Łowcy byli przekonani, że przezorne, bystrookie zwierzęta spostrzegły ich obecność, nagle bowiem zaczęły się coraz głębiej zanurzać, a w końcu widać było jedynie ich oczy. Po chwili znów pojawiły się na powierzchni jeziora. Wynurzały się powoli i zbliżały do brzegu.

Łowcy przyczaili się za kępą papirusów, czekając, co nastąpi dalej. Była to pora, w której hipopotamy zwykły opuszczać wodę w poszukiwaniu żeru. Hunter miał nadzieję, że będą wychodziły na ląd w pobliżu ich kryjówki. Wkrótce rozległo się głośne parskanie i prychanie. Tomek wychylił głowę.

– Niech pan spojrzy – szepnął, szturchając bosmana w bok.

Zwierzęta co chwilę zanurzały niekształtne łby w przybrzeżnej wodzie w poszukiwaniu wodorostów, wśród których grzebały tak energicznie, że woda dookoła zmącona była szlamem. Potem łby pojawiały się na powierzchni z pyskami pełnymi narwanych roślin.

Hunter porozumiewawczo trącił Smugę. Obydwaj cicho wysunęli się zza krzewu. Bezszelestnie przybliżyli się do samego brzegu jeziora. W tej chwili nie dalej jak piętnaście metrów od nich wynurzył się hipopotam. Wyłupiaste ślepia natychmiast spostrzegły ludzi. Hipopotam prychnął głośno, po czym zaczął opadać w wodę, lecz łowcy błyskawicznie unieśli broń. Pierwszy wystrzelił Hunter, a w sekundę później pociągnął za spust Smuga. Potężne cielsko pogrążyło się w toni. Pozostałe hipopotamy skryły się natychmiast pod wodą.

Wilmowski, Tomek i bosman podbiegli do strzelców.

– Pudło, szanowni panowie! – zawołał bosman, śmiejąc się z niepowodzenia towarzyszy. – Oblizywaliście się już na tłustą pieczeń, a tymczasem trzeba się obejść smakiem.

– A to dlaczego, panie bosmanie? – zapytał Hunter.

– Dlatego że obydwaj spudłowaliście!

– Założę się o butelkę prawdziwej jamajki, że obydwa strzały trafiły niezawodnie między oczy – odparł Hunter, naśladując sposób mówienia bosmana.

– Phi! Łatwo się zakładać, gdy grubas przepadł jak kamień w wodzie.

– Myli się pan, jutro wypłynie na powierzchnię, a wtedy stwierdzimy, który z nas dwóch ma postawić butelczynę jamajki – odparował pewnym głosem tropiciel.

– To chyba niemożliwe, żeby taki ciężar sam wypłynął – zaoponował Tomek.

– Niemożliwe? Jest prawie zupełnie pewne, że wypłynie. Wszystko zależy od tego, czy hipopotam był najedzony. Nagromadzony w jego olbrzymim żołądku pokarm sfermentuje, po czym gazy wyrzucą zwierzę na powierzchnię – wyjaśnił Hunter.

– Powiedz tylko naszym tragarzom, co leży przy brzegu na dnie jeziora, a przekonasz się, czy któryś będzie chciał stąd odejść przed wypłynięciem hipopotama – dodał Smuga.

Tomek zaraz oznajmił Murzynom o zastrzeleniu hipopotama. Ci zaczęli tańczyć wokół ogniska. Sambo natychmiast uczcił ten fakt nową piosenką:

„Mądry biały buana ma piękny karabin, którym zabił wielkiego i głupiego hipopotama. Sambo będzie jadł i wszyscy będą jedli mnóstwo bardzo wiele, aż brzuchy spuchną jak góra Ruwenzori”.

Wilmowski nie oponował, gdy Murzyni oświadczyli, że chcą poczekać na wypłynięcie zdobyczy na powierzchnię. Wkrótce karawana miała się zaszyć w bezmierną dżunglę, gdzie zdobycie mięsa nastręczało wiele trudności. Przecież fauna gęstych lasów równikowych była bardzo uboga. W dżungli żyły jedynie niektóre gatunki małp. Poza tym można było napotkać dziką świnię leśną i okapi, co do którego istnienia krążyły dotąd jedynie niesprawdzone pogłoski.

Nazajutrz, jak tylko słońce ukazało się na horyzoncie, wszyscy gromadnie pobiegli sprawdzić, co się dzieje z zastrzelonym hipopotamem. W pobliżu jeziora widniały na miękkiej ziemi głębokie ślady, wyglądające jak doły porobione grubym słupem. Hunter zaledwie rzucił na nie okiem, zaraz poinformował łowców, że tędy przechodziły hipopotamy na nocny żer.

– Stawiaj pan butelczynę – zarechotał bosman, gdy się znaleźli nad brzegiem jeziora.

W pierwszej chwili Tomek również był przekonany, że marynarz wygrał zakład. Na spokojnej tafli jeziora nie było ani śladu rzekomo zabitego hipopotama. Młody Sambo niepomny przestróg rzucił się do wody. Odważnie wypłynął poza przybrzeżne szuwary. Wkrótce rozległ się jego krzyk:

– Buana, buana! Jest, jest tutaj!

Z wielkiej radości musiał się zakrztusić wodą, gdyż rozległo się jego głośne prychanie, po czym znów zawołał:

– O matko, ile tu mięsa!

W głosie Samba brzmiało tyle zachwytu, że Murzyni pędem rzucili się z powrotem do obozu, skąd powrócili z długimi linami. Wrzeszcząc, wskoczyli do jeziora i popłynęli do Samba.

– Ależ to głupcy, przecież tu mogą czatować krokodyle – oburzył się Tomek na widok tak wielkiej lekkomyślności.

– Dlatego właśnie nasi tragarze czynią tyle hałasu – powiedział Wilmowski ze śmiechem. – Mój drogi, nieczęsto trafia im się taka gratka. Dla dwóch ton świeżego mięsa Murzyni bez wahania ryzykują życie.

Tomek chwilę wiercił się niecierpliwie na brzegu, lecz ciekawość przemogła obawę. Zrzucił ubranie i wskoczył do wody.

– Kłaniaj się krokodylszczakom! – krzyknął za nim bosman.

Dingo bez namysłu śmignął do jeziora za swoim panem. Obydwaj zniknęli niebawem za pasem szuwarów. Dopiero po jakimś czasie ukazali się rozkrzyczani Murzyni. Zachłystywali się wodą, lecz dzielnie ciągnęli liny uwiązane do słupowatych nóg zwierzęcia, które wyłoniło się za nimi. Na wywróconym do góry brzuchem hipopotamie siedzieli Tomek, Sambo i Dingo.

– Ho, ho! Zamiast królem nasz Tomek został kapitanem! – krzyknął bosman. – Ahoj! Ahoj! Ster na prawo i całą parą naprzód!

Pierwsi Murzyni dopłynęli do brzegu, holowanie ciężkiego łupu poszło teraz znacznie raźniej. Hipopotam był olbrzymi. Długość jego tułowia bez ogona wynosiła ponad cztery metry, a wysokość nie przekraczała metra. Ciężar zwierzęcia według obliczeń Huntera dochodził do dwóch i pół tony, toteż Murzyni, nie mogąc całkowicie wydobyć go na brzeg, pozostawili hipopotama zanurzonego do połowy w płytkiej wodzie. Za pomocą noży powyjmowali z mięsistych warg zwierzęcia wielkie kły, które doskonale imitowały kość słoniową, po czym przystąpili do wykrawania kawałków mięsa i tłuszczu.

W czasie południowego posiłku Murzyni pochłaniali olbrzymie ilości mięsiwa, odpoczywali, leżąc, by po chwili znów rozpocząć jedzenie. Obżarstwo przeplatane snem i tańcami trwało przez cały dzień. Wilmowski miał zamiar wyruszyć w drogę na noc, lecz tragarze nie chcieli nawet o tym słyszeć. Żal im było odchodzić od ledwo napoczętego hipopotama.

– Soko są bardzo mądre i nie uciekną nam z lasu – tłumaczyli z zapałem. – Hipopotam natomiast nie ma rozumu i zaraz się popsuje, wtedy jego mięso będzie do niczego. Trzeba teraz jeść mnóstwo dużo.

Brzuch małego Samba nabrzmiał jak wielki bęben. Tomek, spoglądając na niego, twierdził, że teraz mógłby zastąpić tam-tam, gdyby zaszła potrzeba nadania jakichś sygnałów. Młody Murzyn nie przejmował się tymi kpinami. Napychał się mięsiwem, a w przerwach między jedzeniem układał pieśni na cześć sytości i lenistwa.

Wszystko wszakże na tym świecie musi mieć swój początek i koniec. Toteż następnego dnia około południa Wilmowski kategorycznie rozkazał Murzynom przygotować się do wymarszu. Z wielkim żalem przystąpili do zwijania obozu. Nim podjęli z ziemi pakunki, natarli swe ciała tłuszczem. Karawana ruszyła w drogę, lecz tragarze smętnym wzrokiem spoglądali za siebie na jezioro, gdzie został hipopotam. Niebawem zanucili pieśń o głupocie białych ludzi marnotrawiących tyle dobrego mięsiwa.

Sprytny Sambo nie martwił się zbyt długo. W sawannie często się pojawiały antylopy i bawoły. W pewnej chwili łowcy ujrzeli w dali zabawnie kołyszące się ponad wysoką trawą głowy żyraf; Sambo logicznie więc rozumował, że na razie nie grozi im głód, łowcy mają doskonałą broń palną i żyłka myśliwska powinna nakłonić ich niebawem do nowego polowania.

Cierpliwość Samba została wystawiona na ciężką próbę. Hunter bez przerwy popędzał tragarzy. Z uporem dążył na północ ku maleńkiej osadzie Beni, dokąd karawana dotarła jeszcze przed zachodem słońca. Murzyni zmęczeni szybkim marszem niedbale rozłożyli obóz na skraju wioski, po czym pokotem legli na gorącej ziemi.

Po dłuższej chwili wytchnienia zabrali się do przyrządzania wieczerzy. Tymczasem Wilmowski, Smuga i Hunter udali się do wioski zamieszkanej przez dwóch Greków, kilku Hindusów i kilkudziesięciu Murzynów. Wilmowski pragnął wynająć dwóch lub trzech przewodników znających dżunglę Ituri. Ponadto miał zamiar kupić trochę konserw. O ile uzupełnienie zapasów nie przedstawiało większych trudności, o tyle wynajęcie przewodników okazało się niełatwe. Murzyni, zaledwie się dowiedzieli, że łowcy mają zamiar chwytać żywe goryle, jednogłośnie odmówili udziału w wyprawie. Goryle i zdradliwi Pigmeje Bambutte napawali ich wielką obawą. Twierdzili, że w dżungli Ituri nigdy nie zaznają spokoju. Po długich namowach i obiecaniu sutego wynagrodzenia udało się w końcu łowcom zwerbować jednego przewodnika. Aby w końcu i on w ostatniej chwili nie zmienił decyzji, Hunter natychmiast zabrał go do obozu i oznajmił, że karawana wyrusza w drogę o świcie. Okazało się niebawem, że przezorność ta nie wyszła łowcom na dobre.

Nowy przewodnik mianowicie, Matomba, swoją gadatliwością posiał obawę w sercach dotąd mężnych tragarzy. Siedząc przy ognisku, szeroko rozprawiał o czyhających w dżungli niebezpieczeństwach. Według jego relacji Pigmeje byli okropnymi ludożercami. Podobno nieraz w ich szałasach znajdowano pozostałości uczt kanibalskich. Przewodnik twierdził, że sam widział, jak Pigmeje używali ludzkich czerepów jako naczyń do picia wody. Opowiadał również o napadach karłów na wsie murzyńskie. Podczas gdy mężczyźni walczyli, rażąc napadniętych zatrutymi strzałami, kobiety karlice doszczętnie rabowały zasiane pola i unosiły w dżunglę plony. Niesamowite opowieści o napadach, zasadzkach, zatrutych strzałach, okrucieństwie i ludożerstwie wywołały zamierzony efekt.

– O, ooo! Bambutte niechybnie zabiją białych łowców, a potem pomordują i zjedzą nas wszystkich – biadolili Murzyni. – Kabaka skazał nas na okropną śmierć!

– Wracajcie do domów – podszepnął nowy przewodnik. – Po co mielibyście służyć Bambutte za tłuste krowy na ich ucztach?

– Nie możemy teraz wracać – jęczeli Bugandczycy. – Katikiro każe nas powiesić, jeżeli opuścimy białych łowców. O matko! Sam to nam powiedział!

– Źle z wami, źle z nami wszystkimi – powtórzył przewodnik.

Sambo słuchał z zapartym tchem i skóra cierpła mu na plecach. Wierny białym łowcom, postanowił natychmiast przestrzec ich przed grożącym niebezpieczeństwem. Pobiegł więc do Tomka. Szczękając z przerażenia zębami, powtórzył wszystko, co usłyszał od nowego przewodnika. Mocno opalona twarz Tomka poszarzała pod wpływem słów młodego Samba, lecz mimo to odparł mężnie:

– Wiesz co, Sambo? To tylko strach ma wielkie oczy. Przewodnik niepotrzebnie straszy naszych ludzi tymi niesamowitymi opowieściami.

– O, biały buana, ty naprawdę jesteś mężny jak lew i silny jak słoń – szepnął Sambo, z uwielbieniem patrząc na chłopca. – Oni również mówią, że w dżungli nawet ptak miodownik zamiast do miodu wiedzie ludzi w zasadzkę.

– Nie słyszałem o takich ptakach, najlepiej uczynimy, gdy powtórzymy wszystko memu ojcu.

– Tak, tak, powiedzmy wszystko zaraz.

Obydwaj udali się natychmiast do namiotu, gdzie pochyleni nad mapą naradzali się czterej łowcy. Tomek jednym tchem powtórzył relacje zasłyszane przez Samba.

– To prawda, tak mówi Matomba – przytakiwał młody Murzyn.

Smuga, jakby nie zważając na ich podniecenie, uśmiechnął się i rzekł:

– Wygląda mi na to, że najbardziej się boi nasz nowy przewodnik. Murzyni są bardzo skłonni do przesady. Pigmeje niechętnie obcują nie tylko z białymi, lecz nawet z innymi plemionami murzyńskimi. Dlatego też opowiada się o nich tyle nieprawdopodobnych historii. Nasłuchałem się wiele od Stanleya, który wśród ustawicznych walk z różnymi plemionami przewędrował Kongo wszerz, spiesząc na pomoc Eminowi Paszy. Wprawdzie Pigmeje są zdradliwi, nieufni i bardzo wojowniczy, lecz nie słyszałem, aby uprawiali ludożerstwo. Czerepy, rzekomo ludzkich głów, używane przez karłów do picia wody pochodzą z zabitych małp. Plemiona zamieszkujące dżunglę żywią się małpami, ponieważ polowanie na inne zwierzęta nie jest dla nich łatwe.

– Jeden kumpel mówił mi, że małpie mięso smakuje tak jak ludzkie – zauważył bosman Nowicki.

– Wszystko jedno, jak ono smakuje – przerwał Hunter. – Najlepiej będzie, jeśli Matomba położy się spać i przestanie straszyć ludzi.

– Co mówili na to wszystko Masajowie? – zaciekawił się Wilmowski.

– Mescherje zaraz rozstawił swoich ludzi na czatach naokoło obozu – odparł Tomek.

– Ha, więc i on się obawiał, żeby tragarze nas nie opuścili w nocy – wtrącił Hunter. – No, jeśli Mescherje czuwa, to my możemy spać spokojnie, co teraz przyda się nam wszystkim, gdyż jeszcze przed świtem ruszamy w drogę.

– Czy pan jest zdania, że możemy całkowicie zaufać Mescherje? – zapytał Wilmowski.

– Masajowie uważają siebie za wyższą kastę ludzi, przez samą więc dumę nie będą prowadzić konszachtów z innymi Murzynami. Poza tym wojownik masajski nigdy nie okazuje strachu – zapewnił Hunter. – Znam Mescherje nie od dzisiaj.

– Udajmy się więc na spoczynek, mamy przecież wyruszyć jeszcze przed świtem – zakończył Smuga.

– Przejdę się po obozie i pogadam z Murzynami – powiedział Hunter, przypasując rewolwer.

– Czekaj pan, nie jestem śpiący, możemy więc pójść razem – odezwał się bosman. – Prawdę rzekłszy, lubię posłuchać takiej strachliwej gadaniny.

Tomek zachichotał i wysunął się z namiotu za Sambem. On również przepadał za wszelkimi opowieściami. Hunter obszedł cały obóz, porozmawiał z Masajami, a potem udał się do swego namiotu. Natomiast bosman, Tomek i Sambo zbliżyli się do tragarzy, którzy szerokim kołem obsiedli ognisko. Bugandczycy skwapliwie zrobili im wygodne miejsca, ponieważ widok olbrzymiego, zawsze wesołego marynarza napawał ich dziwną ufnością i poczuciem bezpieczeństwa. Trójka przyjaciół przyjęła zaproszenie, a humorystyczne opowieści bosmana wkrótce wprawiły Murzynów w dobry nastrój. Późno już było, lecz rozochoceni tragarze nie spieszyli się na spoczynek.

Jeden z nich zwrócił się do bosmana:

– Silny i mądry jesteś, biały buana, powiedz więc, co to jest: mała, stroma góra, na którą żaden człowiek nie może się wspiąć?

Bosman nie znał murzyńskich dowcipów. Po kilku nieudanych odpowiedziach przyznał się, że nie wie. Wtedy Murzyn zawołał:

– Jajo!

Wszyscy inni śmiali się i z radości uderzali rękoma o uda. Potem zapytał ktoś inny:

– Biały buana, może to uda ci się odgadnąć: co to jest, co można dzielić, a przecież nikt nie pozna, gdzie to było dzielone?

Bosman roześmiał się i odparł:

– Woda!

Pochwalne okrzyki nagrodziły trafną odpowiedź; zabawa byłaby się przeciągnęła, gdyby nie marynarz, który spojrzał na niebo i zauważył:

– Nie wypoczniemy przed drogą, gwiazdy bledną, wkrótce nastąpi dzień.

– Tak, tak, one gasną, bo w dzień są niepotrzebne. Mała dziewczynka modliła się, aby świeciły tylko w nocy – wtrącił Sambo.

– Co ty opowiadasz? O jakiej dziewczynce mówisz? – zapytał Tomek.

– Biały buana nie wie, skąd się gwiazdy wzięły tam w górze? – odparł Sambo pytaniem.

– Ty też nie wiesz!

– Sambo mądry, Sambo wie!

– To opowiedz nam jeszcze o tym i pójdziemy spać – zaproponował Tomek.

Sambo usadowił się wygodnie i rozpoczął murzyńską legendę o pochodzeniu gwiazd:

– W pewnej wiosce nie było nic do jedzenia. Mała dziewczynka była bardzo głodna, więc jej ojciec udał się na dalekie łowy. Nie wrócił przez cały dzień. W końcu nastała czarna noc. Mała dziewczynka, która oczekiwała w wiosce na powrót ojca, zaczęła się obawiać, że wśród ciemnej nocy nie znajdzie on drogi do domu. Modliła się więc bardzo do dobrych duchów, a potem wzięła z ogniska garść rozżarzonego popiołu i rzuciła w górę, aby przyświecał ojcu podczas wędrówki. Mała dziewczynka modliła się tak gorąco, że dobre duchy wysłuchały jej próśb i przemieniły żarzący się popiół w błyszczące gwiazdy. Od tej pory tkwią one w górze nad nami. Niektóre przybierają przeróżne kształty, na przykład kwiatów lub zwierząt, i co noc wskazują drogę zbłąkanym w ciemnościach wędrowcom.

W mroku dżungli In der Dunkelheit des Dschungels In the darkness of the jungle In de duisternis van de jungle Во тьме джунглей У темряві джунглів

Od pamiętnego spotkania z tse-tse Tomek znów przyozdobił hełm w ogonki zwierzęce, a także zmusił Dinga do noszenia uprzęży ochronnej. |||||||||||хвости тварин||||||||| После памятной встречи с тсе-тсе Том снова украсил свой шлем хвостами животных, а также заставил Динга надеть защитную обвязку. Pozostali podróżnicy nałożyli na hełmy muślinowe nakrycia, które, opadając na ramiona, chroniły kark przed nieoczekiwanym ukąszeniem zdradliwego owada. Другие путешественники надевали на шлемы муслиновые чехлы, которые, падая на плечи, защищали шею от неожиданного укуса коварного насекомого. Coraz częściej spotykali widome skutki grasowania tse-tse. Они все чаще сталкивались с видимыми последствиями сгребания це-це. Wioski murzyńskie wybudowane w dolinach były zupełnie opustoszałe. Negro villages built in the valleys were completely deserted. Mieszkańcy przenieśli się na wyżej położone tereny, dokąd nie docierała śmiercionośna mucha. W wielu wioskach łowcy widzieli ludzi chorujących na śpiączkę. Во многих деревнях охотники видели людей, страдающих от комы. Nieszczęśnicy, wychudzeni do ostatnich granic, pogrążeni byli w głębokim śnie, z którego budzili się jedynie po to, by umrzeć. Несчастные, истощенные до предела, погружались в глубокий сон, от которого пробуждались только для того, чтобы умереть.

Podróżnicy zaniepokoili się epidemią śpiączki nie na żarty. Teraz karawana wędrowała przeważnie nocą, wypoczywając w dzień na wyższych wzniesieniach. Według zapewnień Huntera i Smugi tse-tse nie kąsała po zachodzie słońca, lecz w zamian w pobliżu mokradeł dokuczały im niezliczone chmary komarów. |||||||||||||||||боліт||||| По заверениям Хантера и Блура, це-це не кусались после захода солнца, а вместо этого им досаждали бесчисленные тучи комаров возле болот.

Tomek codziennie badawczo przyglądał się kłapouchowi ukąszonemu przez muchę, czy, wbrew zapewnieniom towarzyszy, nie ujrzy oznak wróżących śmierć zwierzęcia. Том ежедневно осматривал укушенную мухой собаку, чтобы выяснить, не увидит ли он, вопреки заверениям своих компаньонов, признаки, предвещающие смерть животного. Osioł wszakże ani myślał zdychać. Z filozoficznym spokojem skubał trawę i jak gdyby nigdy nic niósł dzielnie przypadający nań bagaż. Tomek nabierał już otuchy, gdy pewnego dnia bosman spostrzegł dziwne objawy u swego wierzchowca. |||надії|||||||||| Том уже начал принимать поощрения, когда однажды старшина заметил странные симптомы в его креплении. Z oczu i nosa konia płynęła lepka ciecz. Hunter natychmiast orzekł, że jest to skutek ukąszenia przez tse-tse. Koń stracił ochotę do jedzenia i zaczął chudnąć. Bosman, nie chcąc się przyglądać mękom pożytecznego i cierpiącego w milczeniu zwierzęcia, skrócił jego żywot strzałem z karabinu. Pogodny zazwyczaj marynarz posmutniał nieco, gdyż odtąd skazany był na pieszą wędrówkę, wkrótce jednak pocieszył się, mówiąc, iż teraz może skuteczniej wystrzegać się ukąszenia muchy, ponieważ nie musi się już więcej troszczyć o biedną „szkapinę”. ||||||||||||||||||||||||||||||||||клячу Обычно жизнерадостный моряк был немного опечален тем, что теперь он обречен ходить, но вскоре утешил себя тем, что теперь он сможет более эффективно защищаться от укусов мух, поскольку ему больше не придется беспокоиться о бедном "мерзавце".

Szybkimi pochodami, aby jak najprędzej przebyć teren zagrożony przez tse-tse, łowcy minęli Jezioro Jerzego. Zbliżali się już niemal do głównego celu wyprawy. W dali, pomiędzy jeziorami Alberta i Edwarda, rysowało się na horyzoncie pasmo gór, za którym płynęła rzeka Semliki. Вдали, между озерами Альберта и Эдвард, на горизонте вырисовывалась горная гряда, за которой текла река Семлики. Łączyła ona obydwa jeziora i tym samym należała do dorzecza Nilu Białego. Na zachodnim brzegu Semliki rozpoczynała się dziewicza dżungla Ituri. Tam właśnie łowcy mieli rozpocząć polowanie na goryle i okapi. |||||||||Там мисливці мали розпочати полювання на горил і окапі.

O zachodzie słońca zbliżali się do pasma Ruwenzori, zwanego w narzeczu ludów bantu Górami Księżycowymi. Łowcy orzekli jednogłośnie, że nikt nie mógł trafniej nazwać tych gór. Zębate zarysy Ruwenzori widoczne były ponad horyzontem, jakby pływały w stalowoszarych chmurach nad wierzchołkami wiecznie zielonych drzew. W ciemnoniebieskim świetle zalewającym stoki gór ich grzbiety odcinały się wyraźnie na tle nieba, a spoza wąskich srebrnych chmur zachodzące słońce wystrzelało ku nim swe ogniste promienie. В темно-синем свете, заливавшем склоны гор, их гребни четко выделялись на фоне неба, а из-за узких серебристых облаков на них падали огненные лучи заходящего солнца. Wkrótce mrok nocy otulił ziemię. Księżyc w pełni wyłonił się na ugwieżdżone niebo i z wolna przepływał ponad szczytami gór nazwanych jego imieniem, jakby chciał ujrzeć swe odbicie w leżących na nich lodowcach.

W pobliskim buszu coraz to rozlegał się głuchy tętent uciekających antylop i postękiwanie lwów sycących się swoim łupem. В ближайших зарослях все чаще раздавался оглушительный стук убегающих антилоп и вой львов, пожирающих свою добычу. Tomek do świtu nawet nie zmrużył oczu; wsłuchiwał się w odgłosy dżungli Czarnego Lądu, które napełniały jego serce nieznanym dotąd lękiem. ||||||||||||||||||||страхом

W małej osadzie murzyńskiej Katwe nad Jeziorem Edwarda łowcy zastrzelili dwa następne konie. Nie było sensu męczyć zwierząt, u których wystąpiły objawy po ukąszeniu przez tse-tse. W Katwe kilkunastu Murzynów dogorywało na śpiączkę, toteż Hunter dał rychło hasło do wymarszu.

Karawana ruszyła brzegiem jeziora na północ. Koniec pasma Gór Księżycowych pozostawał za łowcami na wschodzie, a przed nimi rozpościerała się olbrzymia równina. На востоке за охотниками остался конец горного хребта Лунных гор, а перед ними расстилалась обширная равнина.

Dopiero pod koniec dnia Hunter zatrzymał karawanę na niewysokim brzegu jeziora. Lękliwe flamingi natychmiast zdradziły obecność ludzi. Nim łowcy się spostrzegli, wielkie stado antylop umknęło na sawannę. Buszowali więc po wybrzeżu, wypłaszając chmary ptactwa z gąszczu papirusów, aż naraz Hunter przystanął i wskazał ręką w kierunku gładkiej toni jeziora. Так они пробирались вдоль береговой линии, выпроваживая тучи птиц из зарослей папируса, пока внезапно Хантер не остановился и не указал рукой в сторону гладкой глубины озера.

– Stójcie cicho i patrzcie! – szepnął.

Najpierw usłyszeli parskanie i głosy będące czymś pośrednim pomiędzy chrząkaniem świń a rykiem krów, potem ujrzeli mięsiste, spiczaste uszy, wypukłe oczy i szerokie nozdrza. Hipopotamy ostrożnie wynurzały olbrzymie łby. Gniewnie parskając, zbliżały się do brzegu. Łowcy byli przekonani, że przezorne, bystrookie zwierzęta spostrzegły ich obecność, nagle bowiem zaczęły się coraz głębiej zanurzać, a w końcu widać było jedynie ich oczy. Po chwili znów pojawiły się na powierzchni jeziora. Wynurzały się powoli i zbliżały do brzegu.

Łowcy przyczaili się za kępą papirusów, czekając, co nastąpi dalej. Охотники притаились за кустом папируса, ожидая, что будет дальше. Była to pora, w której hipopotamy zwykły opuszczać wodę w poszukiwaniu żeru. Это было время, когда бегемоты покидали воду в поисках пропитания. Hunter miał nadzieję, że będą wychodziły na ląd w pobliżu ich kryjówki. Wkrótce rozległo się głośne parskanie i prychanie. Tomek wychylił głowę.

– Niech pan spojrzy – szepnął, szturchając bosmana w bok. - Взгляните, - прошептал он, толкая старшину в бок.

Zwierzęta co chwilę zanurzały niekształtne łby w przybrzeżnej wodzie w poszukiwaniu wodorostów, wśród których grzebały tak energicznie, że woda dookoła zmącona była szlamem. Potem łby pojawiały się na powierzchni z pyskami pełnymi narwanych roślin. Затем на поверхности появились головы с ртами, полными рассказанных растений.

Hunter porozumiewawczo trącił Smugę. Obydwaj cicho wysunęli się zza krzewu. Bezszelestnie przybliżyli się do samego brzegu jeziora. W tej chwili nie dalej jak piętnaście metrów od nich wynurzył się hipopotam. Wyłupiaste ślepia natychmiast spostrzegły ludzi. Hipopotam prychnął głośno, po czym zaczął opadać w wodę, lecz łowcy błyskawicznie unieśli broń. Pierwszy wystrzelił Hunter, a w sekundę później pociągnął za spust Smuga. Potężne cielsko pogrążyło się w toni. Могучее тело погрузилось в глубину. Pozostałe hipopotamy skryły się natychmiast pod wodą.

Wilmowski, Tomek i bosman podbiegli do strzelców.

– Pudło, szanowni panowie! - Промахнулись, господа! – zawołał bosman, śmiejąc się z niepowodzenia towarzyszy. – Oblizywaliście się już na tłustą pieczeń, a tymczasem trzeba się obejść smakiem. - Вы уже набросились на жирное жаркое, а пока вам приходится обходить его стороной.

– A to dlaczego, panie bosmanie? – zapytał Hunter.

– Dlatego że obydwaj spudłowaliście! - Потому что вы оба промахнулись!

– Założę się o butelkę prawdziwej jamajki, że obydwa strzały trafiły niezawodnie między oczy – odparł Hunter, naśladując sposób mówienia bosmana.

– Phi! Łatwo się zakładać, gdy grubas przepadł jak kamień w wodzie. ||||товстун|||||

– Myli się pan, jutro wypłynie na powierzchnię, a wtedy stwierdzimy, który z nas dwóch ma postawić butelczynę jamajki – odparował pewnym głosem tropiciel.

– To chyba niemożliwe, żeby taki ciężar sam wypłynął – zaoponował Tomek.

– Niemożliwe? Jest prawie zupełnie pewne, że wypłynie. Wszystko zależy od tego, czy hipopotam był najedzony. Nagromadzony w jego olbrzymim żołądku pokarm sfermentuje, po czym gazy wyrzucą zwierzę na powierzchnię – wyjaśnił Hunter.

– Powiedz tylko naszym tragarzom, co leży przy brzegu na dnie jeziora, a przekonasz się, czy któryś będzie chciał stąd odejść przed wypłynięciem hipopotama – dodał Smuga.

Tomek zaraz oznajmił Murzynom o zastrzeleniu hipopotama. Ci zaczęli tańczyć wokół ogniska. Sambo natychmiast uczcił ten fakt nową piosenką:

„Mądry biały buana ma piękny karabin, którym zabił wielkiego i głupiego hipopotama. Sambo będzie jadł i wszyscy będą jedli mnóstwo bardzo wiele, aż brzuchy spuchną jak góra Ruwenzori”.

Wilmowski nie oponował, gdy Murzyni oświadczyli, że chcą poczekać na wypłynięcie zdobyczy na powierzchnię. Wkrótce karawana miała się zaszyć w bezmierną dżunglę, gdzie zdobycie mięsa nastręczało wiele trudności. Przecież fauna gęstych lasów równikowych była bardzo uboga. W dżungli żyły jedynie niektóre gatunki małp. Poza tym można było napotkać dziką świnię leśną i okapi, co do którego istnienia krążyły dotąd jedynie niesprawdzone pogłoski.

Nazajutrz, jak tylko słońce ukazało się na horyzoncie, wszyscy gromadnie pobiegli sprawdzić, co się dzieje z zastrzelonym hipopotamem. W pobliżu jeziora widniały na miękkiej ziemi głębokie ślady, wyglądające jak doły porobione grubym słupem. Рядом с озером на мягкой земле виднелись глубокие следы, похожие на ямы, сделанные толстым шестом. Hunter zaledwie rzucił na nie okiem, zaraz poinformował łowców, że tędy przechodziły hipopotamy na nocny żer.

– Stawiaj pan butelczynę – zarechotał bosman, gdy się znaleźli nad brzegiem jeziora.

W pierwszej chwili Tomek również był przekonany, że marynarz wygrał zakład. Na spokojnej tafli jeziora nie było ani śladu rzekomo zabitego hipopotama. На спокойной поверхности озера не было ни следа от якобы убитого бегемота. Młody Sambo niepomny przestróg rzucił się do wody. Odważnie wypłynął poza przybrzeżne szuwary. Wkrótce rozległ się jego krzyk:

– Buana, buana! Jest, jest tutaj!

Z wielkiej radości musiał się zakrztusić wodą, gdyż rozległo się jego głośne prychanie, po czym znów zawołał: Должно быть, он захлебнулся водой от радости, потому что раздалось громкое фырканье, а затем он снова позвал:

– O matko, ile tu mięsa!

W głosie Samba brzmiało tyle zachwytu, że Murzyni pędem rzucili się z powrotem do obozu, skąd powrócili z długimi linami. Wrzeszcząc, wskoczyli do jeziora i popłynęli do Samba.

– Ależ to głupcy, przecież tu mogą czatować krokodyle – oburzył się Tomek na widok tak wielkiej lekkomyślności.

– Dlatego właśnie nasi tragarze czynią tyle hałasu – powiedział Wilmowski ze śmiechem. – Mój drogi, nieczęsto trafia im się taka gratka. - Мои дорогие друзья, они не часто получают такое удовольствие. Dla dwóch ton świeżego mięsa Murzyni bez wahania ryzykują życie.

Tomek chwilę wiercił się niecierpliwie na brzegu, lecz ciekawość przemogła obawę. Zrzucił ubranie i wskoczył do wody.

– Kłaniaj się krokodylszczakom! - Поклонитесь крокодилам! – krzyknął za nim bosman.

Dingo bez namysłu śmignął do jeziora za swoim panem. Obydwaj zniknęli niebawem za pasem szuwarów. |||||очеретяних заростей Оба вскоре исчезли за полосой камышей. Dopiero po jakimś czasie ukazali się rozkrzyczani Murzyni. Zachłystywali się wodą, lecz dzielnie ciągnęli liny uwiązane do słupowatych nóg zwierzęcia, które wyłoniło się za nimi. Na wywróconym do góry brzuchem hipopotamie siedzieli Tomek, Sambo i Dingo.

– Ho, ho! Zamiast królem nasz Tomek został kapitanem! – krzyknął bosman. – Ahoj! Ahoj! Ster na prawo i całą parą naprzód! Правый руль и полный вперед!

Pierwsi Murzyni dopłynęli do brzegu, holowanie ciężkiego łupu poszło teraz znacznie raźniej. Hipopotam był olbrzymi. Długość jego tułowia bez ogona wynosiła ponad cztery metry, a wysokość nie przekraczała metra. Ciężar zwierzęcia według obliczeń Huntera dochodził do dwóch i pół tony, toteż Murzyni, nie mogąc całkowicie wydobyć go na brzeg, pozostawili hipopotama zanurzonego do połowy w płytkiej wodzie. Вес животного, по расчетам Хантера, достигал двух с половиной тонн, поэтому негры, не сумев полностью вытащить его на берег, оставили бегемота наполовину погруженным в воду на мелководье. Za pomocą noży powyjmowali z mięsistych warg zwierzęcia wielkie kły, które doskonale imitowały kość słoniową, po czym przystąpili do wykrawania kawałków mięsa i tłuszczu.

W czasie południowego posiłku Murzyni pochłaniali olbrzymie ilości mięsiwa, odpoczywali, leżąc, by po chwili znów rozpocząć jedzenie. Obżarstwo przeplatane snem i tańcami trwało przez cały dzień. Wilmowski miał zamiar wyruszyć w drogę na noc, lecz tragarze nie chcieli nawet o tym słyszeć. Żal im było odchodzić od ledwo napoczętego hipopotama.

– Soko są bardzo mądre i nie uciekną nam z lasu – tłumaczyli z zapałem. – Hipopotam natomiast nie ma rozumu i zaraz się popsuje, wtedy jego mięso będzie do niczego. Trzeba teraz jeść mnóstwo dużo.

Brzuch małego Samba nabrzmiał jak wielki bęben. ||||||барабан Tomek, spoglądając na niego, twierdził, że teraz mógłby zastąpić tam-tam, gdyby zaszła potrzeba nadania jakichś sygnałów. Młody Murzyn nie przejmował się tymi kpinami. Napychał się mięsiwem, a w przerwach między jedzeniem układał pieśni na cześć sytości i lenistwa.

Wszystko wszakże na tym świecie musi mieć swój początek i koniec. Toteż następnego dnia około południa Wilmowski kategorycznie rozkazał Murzynom przygotować się do wymarszu. Z wielkim żalem przystąpili do zwijania obozu. С большим сожалением они свернули лагерь. Nim podjęli z ziemi pakunki, natarli swe ciała tłuszczem. Karawana ruszyła w drogę, lecz tragarze smętnym wzrokiem spoglądali za siebie na jezioro, gdzie został hipopotam. Караван отправился в путь, а носильщики с грустью оглянулись на озеро, где остался бегемот. Niebawem zanucili pieśń o głupocie białych ludzi marnotrawiących tyle dobrego mięsiwa. |||||||марнуючих|||

Sprytny Sambo nie martwił się zbyt długo. Умный Самбо недолго волновался. W sawannie często się pojawiały antylopy i bawoły. W pewnej chwili łowcy ujrzeli w dali zabawnie kołyszące się ponad wysoką trawą głowy żyraf; Sambo logicznie więc rozumował, że na razie nie grozi im głód, łowcy mają doskonałą broń palną i żyłka myśliwska powinna nakłonić ich niebawem do nowego polowania.

Cierpliwość Samba została wystawiona na ciężką próbę. Hunter bez przerwy popędzał tragarzy. Z uporem dążył na północ ku maleńkiej osadzie Beni, dokąd karawana dotarła jeszcze przed zachodem słońca. Murzyni zmęczeni szybkim marszem niedbale rozłożyli obóz na skraju wioski, po czym pokotem legli na gorącej ziemi.

Po dłuższej chwili wytchnienia zabrali się do przyrządzania wieczerzy. Tymczasem Wilmowski, Smuga i Hunter udali się do wioski zamieszkanej przez dwóch Greków, kilku Hindusów i kilkudziesięciu Murzynów. Wilmowski pragnął wynająć dwóch lub trzech przewodników znających dżunglę Ituri. Ponadto miał zamiar kupić trochę konserw. O ile uzupełnienie zapasów nie przedstawiało większych trudności, o tyle wynajęcie przewodników okazało się niełatwe. Murzyni, zaledwie się dowiedzieli, że łowcy mają zamiar chwytać żywe goryle, jednogłośnie odmówili udziału w wyprawie. Goryle i zdradliwi Pigmeje Bambutte napawali ich wielką obawą. Twierdzili, że w dżungli Ituri nigdy nie zaznają spokoju. Po długich namowach i obiecaniu sutego wynagrodzenia udało się w końcu łowcom zwerbować jednego przewodnika. Aby w końcu i on w ostatniej chwili nie zmienił decyzji, Hunter natychmiast zabrał go do obozu i oznajmił, że karawana wyrusza w drogę o świcie. Okazało się niebawem, że przezorność ta nie wyszła łowcom na dobre.

Nowy przewodnik mianowicie, Matomba, swoją gadatliwością posiał obawę w sercach dotąd mężnych tragarzy. Новый проводник, а именно Матомба, посеял страх в сердцах доселе доблестных носильщиков своей болтливостью. Siedząc przy ognisku, szeroko rozprawiał o czyhających w dżungli niebezpieczeństwach. Według jego relacji Pigmeje byli okropnymi ludożercami. Podobno nieraz w ich szałasach znajdowano pozostałości uczt kanibalskich. Przewodnik twierdził, że sam widział, jak Pigmeje używali ludzkich czerepów jako naczyń do picia wody. Opowiadał również o napadach karłów na wsie murzyńskie. Podczas gdy mężczyźni walczyli, rażąc napadniętych zatrutymi strzałami, kobiety karlice doszczętnie rabowały zasiane pola i unosiły w dżunglę plony. Niesamowite opowieści o napadach, zasadzkach, zatrutych strzałach, okrucieństwie i ludożerstwie wywołały zamierzony efekt. Невероятные истории о нападениях, засадах, отравленных стрелах, жестокости и каннибализме произвели должный эффект.

– O, ooo! Bambutte niechybnie zabiją białych łowców, a potem pomordują i zjedzą nas wszystkich – biadolili Murzyni. Бамбуте неизбежно убьют белых охотников, а потом убьют и съедят всех нас", - причитали негры. – Kabaka skazał nas na okropną śmierć!

– Wracajcie do domów – podszepnął nowy przewodnik. – Po co mielibyście służyć Bambutte za tłuste krowy na ich ucztach?

– Nie możemy teraz wracać – jęczeli Bugandczycy. – Katikiro każe nas powiesić, jeżeli opuścimy białych łowców. O matko! Sam to nam powiedział!

– Źle z wami, źle z nami wszystkimi – powtórzył przewodnik.

Sambo słuchał z zapartym tchem i skóra cierpła mu na plecach. Самбо слушал, затаив дыхание, и кожа на его спине страдала. Wierny białym łowcom, postanowił natychmiast przestrzec ich przed grożącym niebezpieczeństwem. Pobiegł więc do Tomka. Szczękając z przerażenia zębami, powtórzył wszystko, co usłyszał od nowego przewodnika. Mocno opalona twarz Tomka poszarzała pod wpływem słów młodego Samba, lecz mimo to odparł mężnie:

– Wiesz co, Sambo? To tylko strach ma wielkie oczy. Przewodnik niepotrzebnie straszy naszych ludzi tymi niesamowitymi opowieściami.

– O, biały buana, ty naprawdę jesteś mężny jak lew i silny jak słoń – szepnął Sambo, z uwielbieniem patrząc na chłopca. – Oni również mówią, że w dżungli nawet ptak miodownik zamiast do miodu wiedzie ludzi w zasadzkę.

– Nie słyszałem o takich ptakach, najlepiej uczynimy, gdy powtórzymy wszystko memu ojcu.

– Tak, tak, powiedzmy wszystko zaraz.

Obydwaj udali się natychmiast do namiotu, gdzie pochyleni nad mapą naradzali się czterej łowcy. Tomek jednym tchem powtórzył relacje zasłyszane przez Samba.

– To prawda, tak mówi Matomba – przytakiwał młody Murzyn.

Smuga, jakby nie zważając na ich podniecenie, uśmiechnął się i rzekł:

– Wygląda mi na to, że najbardziej się boi nasz nowy przewodnik. Murzyni są bardzo skłonni do przesady. Pigmeje niechętnie obcują nie tylko z białymi, lecz nawet z innymi plemionami murzyńskimi. Dlatego też opowiada się o nich tyle nieprawdopodobnych historii. Nasłuchałem się wiele od Stanleya, który wśród ustawicznych walk z różnymi plemionami przewędrował Kongo wszerz, spiesząc na pomoc Eminowi Paszy. Wprawdzie Pigmeje są zdradliwi, nieufni i bardzo wojowniczy, lecz nie słyszałem, aby uprawiali ludożerstwo. Czerepy, rzekomo ludzkich głów, używane przez karłów do picia wody pochodzą z zabitych małp. Plemiona zamieszkujące dżunglę żywią się małpami, ponieważ polowanie na inne zwierzęta nie jest dla nich łatwe.

– Jeden kumpel mówił mi, że małpie mięso smakuje tak jak ludzkie – zauważył bosman Nowicki.

– Wszystko jedno, jak ono smakuje – przerwał Hunter. – Najlepiej będzie, jeśli Matomba położy się spać i przestanie straszyć ludzi.

– Co mówili na to wszystko Masajowie? – zaciekawił się Wilmowski.

– Mescherje zaraz rozstawił swoich ludzi na czatach naokoło obozu – odparł Tomek.

– Ha, więc i on się obawiał, żeby tragarze nas nie opuścili w nocy – wtrącił Hunter. – No, jeśli Mescherje czuwa, to my możemy spać spokojnie, co teraz przyda się nam wszystkim, gdyż jeszcze przed świtem ruszamy w drogę.

– Czy pan jest zdania, że możemy całkowicie zaufać Mescherje? – zapytał Wilmowski.

– Masajowie uważają siebie za wyższą kastę ludzi, przez samą więc dumę nie będą prowadzić konszachtów z innymi Murzynami. Poza tym wojownik masajski nigdy nie okazuje strachu – zapewnił Hunter. – Znam Mescherje nie od dzisiaj.

– Udajmy się więc na spoczynek, mamy przecież wyruszyć jeszcze przed świtem – zakończył Smuga.

– Przejdę się po obozie i pogadam z Murzynami – powiedział Hunter, przypasując rewolwer. - Я пройдусь по лагерю и поговорю с неграми, - сказал Хантер, пристегивая револьвер.

– Czekaj pan, nie jestem śpiący, możemy więc pójść razem – odezwał się bosman. – Prawdę rzekłszy, lubię posłuchać takiej strachliwej gadaniny. - По правде говоря, мне нравится слушать подобные страшилки.

Tomek zachichotał i wysunął się z namiotu za Sambem. On również przepadał za wszelkimi opowieściami. Hunter obszedł cały obóz, porozmawiał z Masajami, a potem udał się do swego namiotu. Natomiast bosman, Tomek i Sambo zbliżyli się do tragarzy, którzy szerokim kołem obsiedli ognisko. Bugandczycy skwapliwie zrobili im wygodne miejsca, ponieważ widok olbrzymiego, zawsze wesołego marynarza napawał ich dziwną ufnością i poczuciem bezpieczeństwa. Trójka przyjaciół przyjęła zaproszenie, a humorystyczne opowieści bosmana wkrótce wprawiły Murzynów w dobry nastrój. Późno już było, lecz rozochoceni tragarze nie spieszyli się na spoczynek.

Jeden z nich zwrócił się do bosmana:

– Silny i mądry jesteś, biały buana, powiedz więc, co to jest: mała, stroma góra, na którą żaden człowiek nie może się wspiąć?

Bosman nie znał murzyńskich dowcipów. Po kilku nieudanych odpowiedziach przyznał się, że nie wie. Wtedy Murzyn zawołał:

– Jajo!

Wszyscy inni śmiali się i z radości uderzali rękoma o uda. Все остальные смеялись и радостно хлопали себя по ляжкам. Potem zapytał ktoś inny:

– Biały buana, może to uda ci się odgadnąć: co to jest, co można dzielić, a przecież nikt nie pozna, gdzie to było dzielone?

Bosman roześmiał się i odparł:

– Woda!

Pochwalne okrzyki nagrodziły trafną odpowiedź; zabawa byłaby się przeciągnęła, gdyby nie marynarz, który spojrzał na niebo i zauważył:

– Nie wypoczniemy przed drogą, gwiazdy bledną, wkrótce nastąpi dzień.

– Tak, tak, one gasną, bo w dzień są niepotrzebne. Mała dziewczynka modliła się, aby świeciły tylko w nocy – wtrącił Sambo.

– Co ty opowiadasz? O jakiej dziewczynce mówisz? – zapytał Tomek.

– Biały buana nie wie, skąd się gwiazdy wzięły tam w górze? – odparł Sambo pytaniem.

– Ty też nie wiesz!

– Sambo mądry, Sambo wie!

– To opowiedz nam jeszcze o tym i pójdziemy spać – zaproponował Tomek.

Sambo usadowił się wygodnie i rozpoczął murzyńską legendę o pochodzeniu gwiazd:

– W pewnej wiosce nie było nic do jedzenia. Mała dziewczynka była bardzo głodna, więc jej ojciec udał się na dalekie łowy. Nie wrócił przez cały dzień. W końcu nastała czarna noc. Mała dziewczynka, która oczekiwała w wiosce na powrót ojca, zaczęła się obawiać, że wśród ciemnej nocy nie znajdzie on drogi do domu. Modliła się więc bardzo do dobrych duchów, a potem wzięła z ogniska garść rozżarzonego popiołu i rzuciła w górę, aby przyświecał ojcu podczas wędrówki. Mała dziewczynka modliła się tak gorąco, że dobre duchy wysłuchały jej próśb i przemieniły żarzący się popiół w błyszczące gwiazdy. Девочка молилась так горячо, что добрые духи прислушались к ее просьбам и превратили светящийся пепел в сияющие звезды. Od tej pory tkwią one w górze nad nami. С тех пор они закрепились выше нас. Niektóre przybierają przeróżne kształty, na przykład kwiatów lub zwierząt, i co noc wskazują drogę zbłąkanym w ciemnościach wędrowcom. Некоторые из них принимают различные формы, например, цветов или животных, и каждую ночь указывают путь странникам, заблудившимся во тьме.