Dostałem setki wiadomości i telefonów z HEJTEM – 7 metrów pod ziemią
W tym tygodniu moim gościem jest jeden z pierwszych polskich pacjentów,
u którego zdiagnozowano COVID-19 -
Michał Jasnos, student Akademii Muzycznej
w Łodzi. Cześć, Michał.
Cześć, witam wszystkich widzów kanału.
Powiedz, proszę, jak ty się dzisiaj czujesz.
Bardzo dobrze. Wyleczony już od około trzech tygodni.
Całe szczęście.
Michał, czy ty wiesz, jak dokładnie zaraziłeś się
koronawirusem, jakie to były okoliczności,
od kogo?
Od koleżanki
z uczelni, przez zwykłą rozmowę.
Siedzieliśmy
na stołówce,
rozmawialiśmy, jedliśmy obiad, spędziliśmy około 2 godzin czasu.
Aczkolwiek później tych zarażeń
było tyle, że trudno nawet dojść, czy to na pewno
od niej czy od kogoś innego, bo w moim środowisku było
kilkadziesiąt przynajmniej przypadków potwierdzonych.
Kiedy dowiedziałeś się o tym, że
możesz być zakażony? Od kogo? Kto ci przekazał
tę wiedzę, tę informację?
Informację o zarażeniu,
o tym, że ktoś ma potwierdzony przypadek,
rozchodziły się pocztą pantoflową
w błyskawicznym tempie.
Dowiedziałem się w czwartek 9-go...
Czwartek... 9, 10... 12 marca w czwartek.
Dowiedziałem się,
że miałem kontakt z osobą zarażoną, z moją koleżanką
i w piątek 13-go poszedłem od rana
do szpitala Biegańskiego w Łodzi
wykonać badanie.
Jaka była twoja pierwsza myśl? Czy miałeś jakiekolwiek objawy?
Czy to się potwierdzało? Czy raczej
byłeś przekonany, że na pewno nie jesteś zakażony?
Objawy miałem, z tym że objawy były
typowe jak dla przeziębienia, dla grypy:
lekko podwyższona gorączka, kaszel, katar.
Aczkolwiek jeden dzień faktycznie
miałem gorączkę dochodzącą do 39 stopni.
Mhm.
Natomiast wcześniej interesowałem się troszeczkę tym tematem,
ponieważ w mediach
było gorąco na temat właśnie koronawirusa,
a chciałem się sam dowiedzieć pewnych informacji
na jego temat, czy faktycznie jest on taki niebezpieczny,
jak mówią. No i dowiedziałem się właśnie,
że dla osób w moim wieku jest to raczej niegroźne,
dlatego nie przestraszyłem się jakoś specjalnie,
tylko po prostu przyjąłem to "aha, jestem chory", tak jakbym
dostał informację, że jestem chory na grypę.
Mówisz, że jeden dzień był taki,
gdzie ta temperatura wynosiła aż
39 stopni. A jak przebiegała
u ciebie cała choroba? Jak wyglądały kolejne dni?
Pierwsze objawy
pojawiły się u mnie właśnie w czwartek wieczorem.
Wtedy też właśnie dowiedziałem się, że ta koleżanka
jest chora.
No połączyłem fakty, tak jak mówię,
pojechałem od razu na badania do szpitala
Biegańskiego w Łodzi.
I tam wykonano ci test.
Tak, tam wykonano mi test. Natomiast przebieg
choroby, tak jak pytałeś...
Ta gorączka utrzymywała się jakieś 2-3 dni mniej więcej,
przy czym taka bardzo wysoka tylko jeden.
Do tego był drobny kaszel, katar, duszności nie miałem
wbrew temu, co powszechnie się mówi, że każdy ma.
Mhm.
Natomiast miałem...
Co ze zmysłami węchu, smaku?
Natomiast miałem właśnie metaliczny posmak w ustach i...
To później. Ja najpierw właśnie sam powiedziałem, że mówię
"coś jest nie tak z moim smakiem",
a później właśnie w mediach dowiedziałem się, że
to też może być jeden z objawów.
Czyli, podsumowując, przyjemnie oczywiście nie było,
ale na szczęście przebieg tej choroby
był w twoim przypadku dość łagodny.
Tak, jak najbardziej tak. W przeciwieństwie do niektórych moich znajomych,
u których obecność wirusa była
potwierdzona nawet po czterech tygodniach od zarażenia.
Nawet. Michał, wspomniałeś o tym,
że pojechałeś do
szpitala przeprowadzić test. Jak to wszystko wyglądało?
Pojechałem do szpitala z oddziałem zakaźnym
im. Biegańskiego w Łodzi.
Powiedziałem, że najprawdopodobniej
miałem kontakt z osobą zarażoną.
Nie najprawdopodobniej, tylko na pewno.
I chciałem zrobić test.
Zostałem skierowany na izbę przyjęć
z zachowaniem wszelkich środków ostrożności,
miałem maseczkę, rękawiczki,
po czym lekarz
też ubrany w odpowiedni strój ochronny
włożył, że tak powiem... Pobrał wymaz z nosa.
Włożył taki patyczek odpowiedni i pobrał wymaz
z nosa. Później, w przypadku kontrolnego
pobierania wymazu, jest on pobierany z gardła.
No ale zasada jest podobna powiedzmy.
Czy zostałeś w szpitalu, czy wypuszczono cię do domu?
Nie, nie. Wypuszczono mnie do domu z informacją, że
ponieważ nie mam duszności,
to nie ma powodów, żeby mnie hospitalizować.
Po czym na następny dzień dostałem
telefon z niespodzianką, że wynik testu jest
pozytywny i zapraszają na hospitalizację.
I jak przyjąłeś tę wiadomość, tę informację?
Absolutnie spokojnie.
Oczywiście zgodnie z informacjami
dostępnymi w mediach można się naprawdę przerazić
informacją, że jestem zarażony.
Natomiast ja już wcześniej doczytywałem troszeczkę więcej na temat
samego przebiegu choroby COVID-19
i wiedziałem już wtedy, że
dla osoby w moim wieku jest ona absolutnie
niezagrażająca życiu czy zdrowiu.
Czyli bez paniki. A jak twoi bliscy?
Nie obawiali się? Nie panikowali?
No tutaj niestety
panika się pojawiła i to bardzo.
Do tego stopnia, że w dzień, w który mnie przyjęli do szpitala...
Powiem tutaj taką rzecz: jak przyjęli mnie do szpitala,
to oczywiście dostałem telefon od sanepidu
i z panią z sanepidu wspólnie ustaliłem
właśnie gdzie, jak, z kim mogłem mieć kontakt,
kogo ja mogłem ewentualnie zarazić, żeby poddać ewentualnie...
Żeby wytypować osoby, które należałoby poddać przymusowej kwarantannie.
I między innymi
było tam też wymienionych kilka osób,
z którymi byłem obecny w środę 11-go marca,
z którymi grałem w lokalu.
W ten sposób sobie dorabiam.
Grałeś na pianinie, na fortepianie.
Tak, tak.
Jak najbardziej tak.
I gdzieś w tamtym środowisku powstała plotka,
że rzekomo ja świadomie wyszedłem z domu w środę
11-go. Podkreślam, że dopiero 13-go...
14-go miałem informację, że wynik jest pozytywny.
Dobrze mówię: 14-go.
Więc 11-go wyszedłem z domu nieświadomie zarażony.
No plotka powstała taka, że
świadomie wyszedłem zarażony. Dostałem
w dzień, w który mnie przyjęli do szpitala,
około 250 wiadomości na Messengerze i około 80
telefonów, gdzie w 20 proc.,
około 20 proc., były to telefony z pretensjami.
Przez 10 godzin telefon mój się urywał.
Bez przerwy.
Połączenie za połączeniem, wiadomość za wiadomością.
W końcu, że tak powiem wykończony tym
odbieraniem i tłumaczeniem każdemu co, jak i dlaczego,
wyłączyłem telefon, a zanim to zrobiłem, to
postanowiłem napisać post na Facebooku, w którym
wyjaśniłem, że wyszedłem w tą środę nieświadomy.
Nieświadomy. Świadomie w życiu bym nie wyszedł,
że jestem zarażony.
Wtedy faktycznie troszeczkę ustały pytania,
dlaczego wyszedłem świadomie.
No ale post dosłownie w pół godziny miał 200 udostępnień,
bałem się, że to też pociągnie za sobą gdzieś dalej idące konsekwencje
w postaci fali hejtu
i skasowałem post.
Jednak skasowałeś go.
Tak, jednak go skasowałem, aczkolwiek do tych osób, do których
powinien dotrzeć, dotarł.
I w tym momencie myślę, że też
warto wspomnieć o tym, że dotarł
również ten post do takiej mojej osiedlowej
grupy Pomoc Sąsiedzka.
Mamy taką grupę, na której to grupie pojawiły się
kolejne plotki, że ja rzekomo już zarażony pojawiłem się
na poczcie czy też w sklepie
z objawami, czyli z temperaturą, kaszlem, katarem.
I być może zaraziłem tam
bardzo wiele osób i wszyscy proszeni są o ostrożność.
Co oczywiście, jak rozumiem, nie było prawdą.
Absolutnie nie, absolutnie nie.
Ja...
No pamiętam, co robiłem ostatnie dwa dni, tak?
Michał, twój przykład pokazywałby nawet,
że właściwie większą szkodę wyrządziła
ci ta cała panika niż sam COVID-19.
Tak. Ja sobie oczywiście z tym jakoś poradziłem, ale
są moi znajomi, którzy naprawdę...
Bardzo ich to dotknęło osobiście i bardzo...
No przez kilka dni powiedzmy gdzieś
odbijało się to na ich zdrowiu. Nie wiadomo, czy nie do dzisiaj.
Wspomniałeś chwilę temu o tym, że
tych telefonów była cała masa, że było wiele
wiadomości. A powiedz, proszę,
co dokładnie ludzie ci pisali?
Że...
Wymowa wiadomości wskazywałaby
w wielu przypadkach
tak jakby ludzie mieli pretensję do mnie, że to...
Jakby to była moja wina, że ja jestem zarażony, że się zaraziłem.
Były też fale jakiegoś takiego
hejtu, że jeżeli już wiem, że jestem...
O, to była taka bardzo częsta uwaga. Że jeżeli
wiem już, że jestem zarażony i mam potwierdzony
przypadek, to powinienem wszystkim wszem i wobec publicznie
o tym natychmiast powiedzieć, podczas gdy
pani z sanepidu
uczuliła mnie na to, że jeżeli wszystkim wszem i wobec
to powiem, to nawet jeżeli będę chciał dobrze,
to zrobię źle, bo wszyscy zaczną panikować
i sanepid nie będzie w tym momencie mógł spokojnie pracować.
Mhm. Czyli nie wynikało
to z twojej obojętności, tylko stosowałeś się do zaleceń sanepidu?
Tak. Poinformowałem tylko tych najbliższych, z którymi wiedziałem,
że naprawdę miałem sporo kontaktu, przez dłuższy czas,
dłużej rozmawiałem czy domowników.
Okej. Wracając do samego leczenia, wspomniałeś o tym, że
po otrzymaniu wyniku zaproszono cię
do szpitala.
Mhm.
Siedziałeś w izolatce.
Tak.
Jak to wygląda? Jak wyglądał ten pobyt?
No jak już dostałem się do szpitala,
zostałem pokierowany
do izolatki w sposób taki, żebym
nie miał z nikim kontaktu
bliższego niż 10-15 metrów.
Lekarze tłumaczyli mi na odległość, jak mam wejść do izolatki,
kluczyk już był naszykowany.
Natomiast sam pobyt w izolatce...
No nic szczególnego, tak? Cztery ściany, własna toaleta.
Ciekawostką jest fakt, że byłem...
Później dostałem współlokatora - kolegę, którego zresztą znałem.
Też zarażonego.
A pobyt w izolatce no...
Jedzenie dostaję pod drzwi, tak? Muszę
poczekać aż pielęgniarka odejdzie od tych drzwi, dopiero wtedy mogę
to jedzenie odebrać. Obchód odbywa się
przez telefon. Badanie lekarskie
to wyjątek, kiedy faktycznie lekarz
wchodzi zabezpieczony w strój ochronny specjalny.
Mówiliśmy na nich "panowie w foliach".
W jaki sposób zabijałeś czas?
Czytałem książkę, oglądałem film.
Zabrałem ze sobą laptopa oczywiście, bo
przewidziałem to, że nie będzie, co robić.
Ale byłem tylko trzy dni, później zostałem wypuszczony do domu
pod warunkiem kwarantanny
przymusowej. Oczywiście musiałem podpisać
stosowny dokument, że zobowiązuję się do absolutnej izolacji
domowej, w swoim pokoju.
Oczywiście został zrobiony wywiad ze mną,
czy taka izolacja jest możliwa, no bo
nie każdy miał taką możliwość. No i zostałem...
Jakie warunki trzeba było spełnić? Czy to wynikało z tego, że
przebieg twojej choroby był dosyć łagodny czy z zupełnie innych rzeczy?
Właśnie z powodu łagodnego przebiegu choroby.
A warunki, jakie trzeba było spełnić... Nie było
konkretnych wytycznych, natomiast lekarz sam oceniał, czy faktycznie
jest realna możliwość odizolowania czy nie. Jeżeli
ktoś wynajmuje ze współlokatorem jeden pokój w mieszkaniu,
to umówmy się, że wtedy nie ma takiej możliwości.
Ale w takiej sytuacji wtedy pacjenci zostali
przewożeni ze szpitala Biegańskiego
do Ośrodka Rekolekcyjno-Wypoczynkowego
w Porszwicach, gdzie tam sobie spokojnie leżeli
i przebywali chorobę.
Czyli ty pozostały czas spędziłeś we własnym mieszkaniu?
Tak, w domu. W domku jednorodzinnym.
W domku jednorodzinnym. Kto ci pomagał, Michał?
Co z zakupami? Co z jedzeniem? Jak to wszystko funkcjonowało?
Mama. To był jeszcze wtedy czas, kiedy
potwierdzenie przypadku u jednego
z domowników nie powodowało przymusowej
kwarantanny dla reszty,
więc moja mama mogła normalnie się poruszać, przemieszczać.
Nie było z tym...
Nie było przeszkód do tego. Natomiast izolacja z mamą była.
Ja mam na górze pokój, ona na dole.
I też jedzenie właśnie zostawiała mi pod drzwiami,
korzystałem z łazienki na górze tylko ja. Tak to wyglądało.
Czyli zachowywaliście cały czas ten dystans?
Tak.
Tak, jak najbardziej tak. A ciekawostkę powiem jeszcze,
że wcześniej będąc od poniedziałku
do czwartku, mieszkając w domu pod jednym
dachem z mamą nieświadomy choroby, nie zaraziłem
jej, bo w sobotę, jak u mnie potwierdzili przypadek, mamie
również zrobili badania.
Michał, a powiedz proszę, czy policja, czy wojskowi
zaglądali do ciebie? Jak sprawdzali, czy
faktycznie przebywasz na kwarantannie?
Na ile często i na ile skrupulatnie?
Tak, jak najbardziej, kontrolowali mnie.
Był tam troszeczkę chaos
i było to nie do uniknięcia, ponieważ w sanepidzie pracuje
na co dzień kilka osób, a tutaj nagle kilkaset przypadków
czy tam kilka tysięcy chyba nawet,
jeżeli chodzi o kwarantannę do ogarnięcia.
Więc policjanci nie do końca czasem byli zorientowani,
czy ja dopiero zaczynam czy kończę tą kwarantannę.
Natomiast gdzieś po jednym-dwóch dnach od powrotu do domu się to
ustabilizowało i faktycznie codziennie
o różnych porach, ale raczej do południa, kontrowali mnie.
Dzwonili, trzeba było pomachać przez okienko
i tak wyglądała kontrola.
Kiedy minęły dwa tygodnie twojej kwarantanny,
przeprowadzono ci ponownie test
na koronawirusa. Jak to się odbywało?
Czy ty musiałeś przyjechać do szpitala?
Czy szpital może przyjechał do ciebie?
Szpital przyjechał do mnie. Przez te dwa tygodnie
pojawiło się tyle przypadków koronawirusa w Łodzi, że
medycy
znaleźli sposób, żeby odnaleźć się w tej całej sytuacji
i przyjechali do mnie. Przyjechał...
Pierwszego dnia w poniedziałek kończyła się kwarantanna.
To było...
dwa tygodnie po 9-tym marca.
Pierwszy dzień przyjechali i pobrali wymaz.
Później drugi dzień we wtorek przyjechali i pobrali wymaz.
I w momencie, jak miałem dwa wyniki ujemne pod rząd,
to w tym momencie kwarantanna była zdejmowana i...
I byłem uznany za wyleczonego.
I od tego czasu funkcjonujesz
dokładnie tak samo jak wszyscy pozostali?
Tak.
Dokładnie tak.
Z tym, że zalecenie jest od sanepidu
dostałem takie, żeby jeżeli trzeba iść do sklepu albo wyjść ogólnie, to żebym to był właśnie ja,
ponieważ organizm wytworzył przeciwciała.
No właśnie, tak. Twój organizm
ma przeciwciała, co też daje ci taką możliwość, aby oddać osocze,
które może być cenne dla osób,
które dzisiaj z koronawirusem walczą. Masz
taki plan? Czy rozważasz taką opcje, aby
oddać swoje osocze?
O możliwości oddania osocza dowiedziałem się
dosłownie wczoraj chyba czy przedwczoraj
i nie zdążyłem jeszcze zagłębić dobrze tematu.
Natomiast jeżeli faktycznie
oddanie, jeżeli moja krew
mogłaby komuś uratować życie, no to jak najbardziej tak.
Jak najbardziej oddam krew, nie widzę przeszkód.
Okej. Michał, wielkie dzięki za rozmowę.
Dziękuję za twoją historię.