RANY
– To boli! Puść! – zawołał, ale Kamila nie puściła.
Wbiła paznokcie w przeguby jego rąk i patrzyła mu prosto w oczy takim wzrokiem, że choć warknął, by puściła, to coś w środku w głowie krzyczało, by ta chwila trwała jak najdłużej.
„Co się ze mną dzieje?” – powtarzał sobie pytanie, bo oto nagle sam przestawał siebie rozumieć.
* * *
– Nie pojadę z wami na żaden kemping ani na żadne wczasy i w ogóle nigdzie! – powiedziała Kamila, wstając od obiadu, a wychodząc z salonu, z całej siły trzasnęła drzwiami.
Gdy po chwili mama zajrzała do jej pokoju, Kamila rzuciła w jej kierunku:
– Jestem dorosła i mam prawo do własnego życia. Nie muszę jeździć wszędzie z rodzicami, a już na pewno na wakacje.
– Olek jedzie – podsunęła mama, jakby myślała, że Kamila nie zauważyła tego, że w rozmowie o wyjeździe była mowa o całej piątce Majewskich, a potem dodała słowa, których Kamila nienawidziła z całego serca: – Dorosła to ty będziesz, kiedy zaczniesz na siebie zarabiać. – Jednak widząc spojrzenie córki, wycofała się do przedpokoju. – Porozmawiamy jutro! – dodała już zza drzwi.
Ale temat powrócił szybciej. Oto wieczorem Kamila usłyszała rozmowę rodziców. Wynikało z niej jasno, że ich zdaniem jej się przewraca w głowie, ojciec jej na zbyt wiele pozwalał, a tak w ogóle to powinna albo się słuchać rodziców, skoro jest na ich utrzymaniu, albo sama na siebie zarabiać.
– Zachowujecie się jak rodzice Małgosi! – krzyknęła, wparowując do ich sypialni. – Uczę się, więc powinniście… – zaczęła, ale urwała. W końcu wiele koleżanek i kolegów z roku pracowało. Dlatego zaatakowała z innej strony: – Nie pamiętacie, jak to się u Małgosi skończyło? – spytała. Odpowiedziała jej cisza. Dopiero po chwili milczenie przerwała mama.
– Może i jej rodzice są temu winni, ale ty chyba też nie byłaś dobrą przyjaciółką, skoro Małgosia z tobą również zerwała kontakty – rzuciła sarkastycznie.
– Wiesz co… – zaczęła, zaciskając pięści w bezsilnej złości, ale natychmiast przerwał ojciec.
– Dajcie spokój! Do jutra wszyscy sobie przemyślimy tę sprawę.
– I pomyśl o tym, że ranisz Olka! Nie uważasz, że powinnaś z nim porozmawiać?
Kamila wróciła do siebie. Rozmowa zraniła również ją. Czuła, że w słowach matki mogło być coś z prawdy. Małgosia się nie odzywała. Zupełnie jakby nie były przyjaciółkami. Ale sama Kamila? Czy próbowała szukać Małgosi? Przecież gdy w wakacje pojechali we trójkę do Lublina, to oni poszli na grób Wojtka, na spacer… a Maciek z poszukiwaniami został sam. Dopiero po wielu tygodniach opowiedział o tym, co się wydarzyło. Jednak Kamila nie słuchała uważnie. McDonald? Czy to możliwe? Dopiero teraz pomyślała, że może gdyby wsparła Maćka w poszukiwaniach, przyjaciółka odezwałaby się do niej.
Przyjaciółka? Tak w ogóle to czy to aby na pewno była przyjaźń? Kamila nagle uświadomiła sobie, że przecież nie próbowała odkryć, co właściwie się stało. Ani razu tak porządnie nie zastanowiła się, czemu Małgosia podjęła decyzję o zniknięciu z życia wszystkich. Zarówno swoich rodziców, Maćka, a także jej – Kamili.
Przez te miesiące bywały momenty, kiedy brakowało jej Małgosi, która zawsze stawała po jej stronie, zawsze broniła i zawsze wysłuchała. Ale czy ona sama wysłuchiwała Małgosi? Musiała przyznać przed sobą, że nie bardzo i nie zawsze, ale przekonywała samą siebie, że w sumie to ona miała większe problemy niż Małgosia. Jej mama była gorsza niż mama Małgosi, której zachowanie można tłumaczyć chorobą. Mama Kamili była zupełnie zdrowa, a zachowywała się jak potwór. Nie akceptowała jej chłopaka, przez co spotkało ją nieszczęście, bo ukochany zginął w wypadku. Nawet teraz nie mogła jej powiedzieć, że nie chce na te wakacje jechać między innymi z powodu Olka.
Z kim o tym pogadać? Koleżanki i koledzy na studiach byli fajni, ale… czegoś w tych relacjach jej brakowało. Kamila zaczęła myśleć, czy przypadkiem podświadomie nie drażnił jej fakt, że większość z nich była spoza Warszawy… Na weekendy często jeździli do domów. Wielu z nich dodatkowo pracowało. Nie mieli czasu na spotkania. Kamila często zastanawiała się, co robią po zajęciach. Czy się uczą? Raz tylko Weronika Oleńska powiedziała, że gdy po zajęciach leci na dyżur do kawiarni, to po powrocie pada po prostu na ryj. Dosłownie tak się wyraziła. „Ryj”. A gdy Kamila zwróciła jej uwagę, że chyba „twarz”, Weronika popatrzyła z politowaniem i rzuciła:
– Po tylu godzinach na nogach to ja już nie mam twarzy. Tylko ryj.
Kamila uważała, że Weronika jest fajna. Właściwie ze wszystkich koleżanek z roku jej towarzystwo najbardziej Kamili pasowało. Trudno powiedzieć, czy nadawały na tych samych falach, ale pochodziły z podobnych, w miarę zamożnych, domów, a to zdaniem Kamili niwelowało wszelkie możliwe konflikty dotyczące spraw finansowych. Różnice były tylko takie, że Weroniki rodzice byli lekarzami w Białymstoku. W Warszawie kupili córce na czas studiów kawalerkę. Ona sama z siebie postanowiła zarabiać.
– Robienie kawy to praca legalna i konkretna – wyjaśniła kiedyś Kamili.
– Nie lepiej znaleźć pracę związaną z językami? – spytała Kamila, przypominając, że studiują przecież lingwistykę.
– Tu też ćwiczę języki – odparła Weronika, a widząc zdumioną minę Kamili, dodała: – W końcu masa klientów to obcokrajowcy.
Ale jednak rozmawiać z Weroniką o Olku nie chciała. Właśnie! Olek! Powinna mu powiedzieć, że to koniec, ale jak? Im dłużej trwał ten stan, tym było trudniej.
Z rozmyślań o Małgosi, Weronice, pracy oraz Olku wyrwał Kamilę telefon. Spojrzała na ekran wyświetlacza. Marcin. Zdziwiła się, bo zegar wskazywał dwudziestą trzecią.
– Pomyślałem, że skoro w swoim czasie dzwoniłaś do mnie po nocy, to i ja mogę – zaczął bez żadnego wstępu.
– Tak? – spytała mile zaskoczona, choć gdyby ktoś spytał, dlaczego „mile”, nie umiałaby odpowiedzieć.
– Czy ty wtedy spotkałaś się ze mną dlatego, że wiedziałaś, że w parku będzie Olek i chciałaś mu zrobić na złość?
– Co takiego? – Kamilę aż zatkało. Nie wiedziała, że jej spotkanie z Marcinem widział Olek. – Sam wybrałeś miejsce spotkania! Może to ty chciałeś się Olkowi pokazać ze mną?
Marcin jednak zachował spokój. Jakby wrzaski Kamili w ogóle nie robiły na nim wrażenia.
– Po pierwsze, Olek to nie mój znajomy, tylko Maćka. Nie mam do niego telefonu. Do ciebie też bym nie miał, gdybyś po nocy do mnie nie zadzwoniła. A spytałem o to, bo Maciek mi powiedział, że był na spacerze z Olkiem i jego rodzeństwem, gdy zobaczył nas.
– Olek nas zobaczył? – spytała Kamila z nadzieją, że może jej problem z Olkiem sam się rozwiąże.
– Nie Olek, a Maciek. Olek podobno nie widział, bo zajęty był karmieniem brata…
– Aha… – Kamila była rozczarowana.
– Więc jednak…
– Co?
– Zamiast porozmawiać szczerze z Olkiem, chcesz zagrać mu na nerwach, pokazując się z jakimś innym facetem?
– No wiesz…
– Ja się nie dam w to wkręcić. Więcej się z tobą nie spotkam.
– Spotkasz.
– Słucham? Co ty mówisz?
– Że się spotkasz.
– A niby kiedy?
– A choćby jutro – odparła Kamila.
– Ciekawe gdzie?
– U mnie w domu!
Marcin ryknął śmiechem. Dopiero po chwili, gdy już się uspokoił, powiedział do Kamili:
– Przedni dowcip.
– Nie dowcip.
– Nigdy do ciebie nie przyjadę i możesz to sobie wybić z głowy.
– To w takim razie czekam jutro o jedenastej w Amatorskiej na Nowym Świecie – powiedziała Kamila i rzuciła słuchawką.
Dopiero potem zorientowała się, że w sumie nie wie, czy dobrze podała nazwę knajpy, którą wzięła tak naprawdę z… jakiegoś artykułu. Dopiero co przeczytała w internecie tekst o warszawskich knajpach, w których czas się zatrzymał. Amatorska była wymieniona jako ta, którą mimo peerelowskiego klimatu kochają studenci. Jutro sprawdzi, czy rzeczywiście.
A Olek? To też trzeba załatwić. Kamila długo zastanawiała się jak. Wreszcie… podjęła decyzję. Wyśle esemesa. Ale może niekoniecznie dzisiaj.
* * *
„A jeśli nie przyjdzie?” – pomyślała Kamila, parkując na wprost Muzeum Narodowego.
Do spotkania było jeszcze pół godziny, więc… postanowiła teraz wysłać esemesa do Olka. Już wcześniej go przygotowała. „I tak się domyślasz, ale chciałam Ci to napisać, żebyś wiedział na 100%. Jesteś wolnym człowiekiem” – brzmiała treść. Kamila wysłała i… odetchnęła z ulgą. Też poczuła się wolna.
„Można wysiadać” – pomyślała i przejrzała się w lusterku. Poprawiła włosy. Nacisnęła pilota na kluczykach i wrzuciła je do torebki. Idąc w kierunku Nowego Światu, przejrzała się jeszcze w szybach Domu Kultury Śródmieście. Wyglądała świetnie. Kwiecista sukienka, sandały na niewysokim koturnie, niewielka torebka… „Zaraz pokażę temu idiocie…” − myślała i nagle przyłapała się na tym, że nie wie, co właściwie ma pokazać Marcinowi. Nie wie, po co to spotkanie. „Jestem wariatką” – doszła po chwili do wniosku, wchodząc do knajpy. Rozejrzała się po stolikach. Marcina jeszcze nie było. Spojrzała na zegarek. Dochodziła jedenasta. Zamówiła colę przy bufecie i siadła w ogródku.
* * *
„Po co ja właściwie idę?” – pytał sam siebie i nie potrafił na to pytanie odpowiedzieć. Gdyby chciał być sam ze sobą szczery, musiałby przyznać, że po prostu coś go w niej pociągało, ale co? Może chciał utrzeć je nosa? Odpędzał od siebie tę natrętną myśl, ale powracała. Do tej pory dziewczyny średnio go interesowały. Owszem, wiele mu się podobało, ale przy bliższym poznaniu nie wydawały się już interesujące. Ta była wręcz irytująca, a jednak jakaś siła kazała mu teraz w sobotnie przedpołudnie biec do knajpy na Nowy Świat na wyznaczone spotkanie. Z daleka widział, jak wchodziła do środka. Po chwili zobaczył, jak wyszła i siadła w ogródku.
Nie zdążyła nalać napoju do szklanki, gdy stanął obok stolika.
– To ja też wezmę colę – powiedział i zniknął na chwilę w środku.
Kamila dyskretnie wyjęła lusterko. Przeczesała włosy i przejechała usta bladoróżowym błyszczykiem o smaku moreli. Chowała go w torebce, gdy Marcin wrócił z colą.
– No? Jaki masz interes?
– Ja? – Kamila była zdumiona.
– A co? Ja? – spytał Marcin z uśmiechem.
– No ty wczoraj zadzwoniłeś…
– By ci powiedzieć, że więcej się z tobą nie spotkam…
– Ale spotkałeś się…
– Bo myślałem, że masz coś ważnego do powiedzenia… A ty… – Marcin wyciągnął palec w kierunku jej ust pociągniętych błyszczykiem.
Kamila błyskawicznie złapała go za obie ręce. Zrobiła to niezwykle mocno, wpijając się w przeguby ostrymi pomalowanymi na różowo paznokciami.
– To boli! Puść! – zawołał, ale Kamila nie puściła.
Patrzyła mu prosto w oczy takim wzrokiem, że choć warknął, by puściła, to coś w środku w głowie krzyczało, by ta chwila trwała jak najdłużej.
„Co się ze mną dzieje?” – powtarzał sobie pytanie, bo oto nagle sam przestawał siebie rozumieć.
– Pogrywasz sobie… – powiedział i spuścił wzrok.
Nie miał żadnego doświadczenia z dziewczynami. Chyba raz w gimnazjum całował się z koleżanką, ale to wszystko. Choroba matki, kłopoty domowe, rodzeństwo, to wszystko sprawiło, że jego życie towarzyskie w liceum nie przypominało tego większości rówieśników. Nie wiedział, jak ma się teraz zachować. To, co robiła Kamila, wyglądało na jakąś zabawę. Ale chyba nie kosztem Olka, którego tu nie było. Czyżby to jego kosztem się bawiła?
Tymczasem Kamila głośno powiedziała:
– Nieprawda!
– A po co malowałaś usta? – spytał, patrząc jej uważnie w oczy.
– Normalne… kobiety zazwyczaj…
– Jak tu przyszedłem, nie miałaś pomalowanych, więc nie mów mi, co zazwyczaj…
Marcin nie dokończył, bo nagle poczuł na ustach smak moreli. To błyszczyk Kamili. Zrobiło mu się gorąco. Nie patrząc na to, gdzie się znajdują i że wzdłuż ogródka chodnikiem idą ludzie, objął ją za szyję i przyciągnął jej twarz jeszcze mocniej do swojej. Oddał pocałunek.
– Ranisz brodą – szepnęła Kamila.
– A ty słowami – odparł i pocałował ją drugi raz. W tym czasie w torebce Kamili dał się słyszeć odgłos nadchodzącego esemesa. – Nie sprawdzisz co to? – spytał.
– Na pewno nic ważnego – odparła i oddała pocałunek.
Esemes, który brzmiał „Przyjąłem do wiadomości”, a którego nadawcą był Olek, i tak nic by już w jej życiu nie zmienił.