×

Vi använder kakor för att göra LingQ bättre. Genom att besöka sajten, godkänner du vår cookie-policy.


image

Opowieść o Dwóch Szlakach, 22 września: Cz 4

22 września: Cz 4

Kilka mil dalej dane mi było podziwiać hipnotyczny taniec liści na wietrze. Liście wirowały i opadały na powierzchnię wartko płynącej wody. Nieopodal zauważyłem platformę, część skomplikowanego systemu, czegoś w rodzaju kolejki linowej dla piechurów, która miała im umożliwić bezpieczne przedostanie się na drugi brzeg Klanowa River. Wspiąłem się po drabinie na platformę i wystawiłem twarz na słońce, by nacieszyć się ciepłem jego promieni, podziwiając rozpościerające się dookoła widoki. Promienie słoneczne migotały w przejrzystej wodzie i odbijały się świetlnymi wzorami na podwodnych skałach.

Przyjrzałem się konstrukcji kolejki linowej. Długa, gruba lina była zawieszona pomiędzy dwoma brzegami rzeki. Przypominało to trochę kabel łączący dwa słupy telegraficzne. Na linie zawieszony był wagonik, który teraz znajdował się ponad środkiem rzeki. Druga lina – mocna, ale nie tak gruba jak ta główna, łączyła wagonik z platformą, przechodziła przez kółko i biegła z powrotem przez wagonik, aż do platformy po drugiej stronie rzeki. Tam najprawdopodobniej przechodziła przez drugie kółko, zanim ponownie wróciła do wagonika.

Chwyciłem cieńszą z lin tuż poniżej kółka – ten koniec, który był połączony bezpośrednio z wagonikiem – i zacząłem za nią ciągnąć, ręka za ręką, chwyt za chwytem, przyciągając wagonik w swoją stronę. Z początku przyciąganie wagonika nie wymagało dużego wysiłku. Przypominało to trochę ciągnięcie wózka z kilkorgiem dzieci. W miarę, jak wagonik się przybliżał, praca stawała się coraz cięższa, niczym ciągnięcie wózka z dziećmi pod górę. Kiedy wreszcie udało mi się przyciągnąć wagonik do platformy, moje dłonie i palce piekły i bolały z wysiłku.

Wagonik mógłby pomieścić dwoje ludzi, jeśli by się do siebie przytulili. Ja przeprawiałem się przez rzekę w pojedynkę – miałem więc sporo miejsca tylko dla siebie. Ten luksus miał jednak jeden minus. Nie miałem nikogo do pomocy przy załadunku i rozładunku bagażu. Cały ten skonstruowany system nie miał wbudowanego żadnego hamulca czy blokady, które utrzymałyby wagonik w jednym miejscu, przeciwdziałając grawitacji, która nieustannie ściągała go na środek liny, znajdujący się w połowie drogi pomiędzy brzegami rzeki. By zatrzymać wagonik przy platformie, użyłem jednej ze swoich nóg. Przewiesiłem ją przez krawędź wagonika. Wolną ręką załadowałem plecaki do środka. Następnie sam wskoczyłem do wagonika. Usiadłem przodem w kierunku drugiego brzegu rzeki, upewniłem się, że niczego nie zostawiłem na platformie i puściłem linę.

Siła grawitacji zaczęła ściągać wagonik nad środek rzeki. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Mknąłem ponad powierzchną wody, a wiatr rozwiewał mi włosy. W miarę jak zbliżałem się do najniższego punktu zawieszenia liny, tuż nad samym środkiem rzeki, wagonik wytracał prędkość, aż wreszcie zupełnie się zatrzymał. Ekscytująca jazda trwała zaledwie kilka sekund, ale zastrzyk adrenaliny nie przestawał działać.

Wisiałem tak przez dłuższą chwilę, w wagoniku, ponad samym środkiem rzeki Klanawa River. Dawałem odpocząć swoim dłoniom i ramionom, podziwiając przy tym przepiękny widok. Podobało mi się wygrzewanie w ciepłych promieniach słońca i poddawanie kołysaniu wagonika na boki przez wiatr. Cieszyłem się, mogąc spoglądać w dół, na wodę, tak przejrzystą, że byłem w stanie dostrzec najmniejsze kamienie leżące na dnie rzeki i to jak rozświetlały je tańczące błyski słonecznego światła załamanego w wodnej toni. Mógłbym tak siedzieć godzinami.

Z niechęcią ponownie chwyciłem za linę i zacząłem ciągnąć wagonik, mój bagaż i siebie samego w kierunku drugiej platformy. Mój własny ciężar oraz dodatkowe pięćdziesiąt funtów bagażu czyniły przeciąganie wagonika trudniejszym, niż poprzednio, kiedy był pusty. Moje ręce były już zmęczone poprzednim wysiłkiem, a teraz musiały się dodatkowo napinać. Po kilku minutach dotarłem do drugiej platformy, w niezręczny sposób wydostałem siebie i swój bagaż z wagonika, po czym puściłem go wolno, obserwując jego podróż powrotną nad środek rzeki.

22 września: Cz 4 September 22: Ch 4

Kilka mil dalej dane mi było podziwiać hipnotyczny taniec liści na wietrze. Liście wirowały i opadały na powierzchnię wartko płynącej wody. Nieopodal zauważyłem platformę, część skomplikowanego systemu, czegoś w rodzaju kolejki linowej dla piechurów, która miała im umożliwić bezpieczne przedostanie się na drugi brzeg Klanowa River. Wspiąłem się po drabinie na platformę i wystawiłem twarz na słońce, by nacieszyć się ciepłem jego promieni, podziwiając rozpościerające się dookoła widoki. Promienie słoneczne migotały w przejrzystej wodzie i odbijały się świetlnymi wzorami na podwodnych skałach.

Przyjrzałem się konstrukcji kolejki linowej. Długa, gruba lina była zawieszona pomiędzy dwoma brzegami rzeki. Przypominało to trochę kabel łączący dwa słupy telegraficzne. Na linie zawieszony był wagonik, który teraz znajdował się ponad środkiem rzeki. Druga lina – mocna, ale nie tak gruba jak ta główna, łączyła wagonik z platformą, przechodziła przez kółko i biegła z powrotem przez wagonik, aż do platformy po drugiej stronie rzeki. Tam najprawdopodobniej przechodziła przez drugie kółko, zanim ponownie wróciła do wagonika.

Chwyciłem cieńszą z lin tuż poniżej kółka – ten koniec, który był połączony bezpośrednio z wagonikiem – i zacząłem za nią ciągnąć, ręka za ręką, chwyt za chwytem, przyciągając wagonik w swoją stronę. Z początku przyciąganie wagonika nie wymagało dużego wysiłku. Przypominało to trochę ciągnięcie wózka z kilkorgiem dzieci. W miarę, jak wagonik się przybliżał, praca stawała się coraz cięższa, niczym ciągnięcie wózka z dziećmi pod górę. Kiedy wreszcie udało mi się przyciągnąć wagonik do platformy, moje dłonie i palce piekły i bolały z wysiłku.

Wagonik mógłby pomieścić dwoje ludzi, jeśli by się do siebie przytulili. Ja przeprawiałem się przez rzekę w pojedynkę – miałem więc sporo miejsca tylko dla siebie. Ten luksus miał jednak jeden minus. Nie miałem nikogo do pomocy przy załadunku i rozładunku bagażu. Cały ten skonstruowany system nie miał wbudowanego żadnego hamulca czy blokady, które utrzymałyby wagonik w jednym miejscu, przeciwdziałając grawitacji, która nieustannie ściągała go na środek liny, znajdujący się w połowie drogi pomiędzy brzegami rzeki. By zatrzymać wagonik przy platformie, użyłem jednej ze swoich nóg. Przewiesiłem ją przez krawędź wagonika. Wolną ręką załadowałem plecaki do środka. Następnie sam wskoczyłem do wagonika. Usiadłem przodem w kierunku drugiego brzegu rzeki, upewniłem się, że niczego nie zostawiłem na platformie i puściłem linę.

Siła grawitacji zaczęła ściągać wagonik nad środek rzeki. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Mknąłem ponad powierzchną wody, a wiatr rozwiewał mi włosy. W miarę jak zbliżałem się do najniższego punktu zawieszenia liny, tuż nad samym środkiem rzeki, wagonik wytracał prędkość, aż wreszcie zupełnie się zatrzymał. Ekscytująca jazda trwała zaledwie kilka sekund, ale zastrzyk adrenaliny nie przestawał działać.

Wisiałem tak przez dłuższą chwilę, w wagoniku, ponad samym środkiem rzeki Klanawa River. Dawałem odpocząć swoim dłoniom i ramionom, podziwiając przy tym przepiękny widok. Podobało mi się wygrzewanie w ciepłych promieniach słońca i poddawanie kołysaniu wagonika na boki przez wiatr. Cieszyłem się, mogąc spoglądać w dół, na wodę, tak przejrzystą, że byłem w stanie dostrzec najmniejsze kamienie leżące na dnie rzeki i to jak rozświetlały je tańczące błyski słonecznego światła załamanego w wodnej toni. Mógłbym tak siedzieć godzinami.

Z niechęcią ponownie chwyciłem za linę i zacząłem ciągnąć wagonik, mój bagaż i siebie samego w kierunku drugiej platformy. Mój własny ciężar oraz dodatkowe pięćdziesiąt funtów bagażu czyniły przeciąganie wagonika trudniejszym, niż poprzednio, kiedy był pusty. Moje ręce były już zmęczone poprzednim wysiłkiem, a teraz musiały się dodatkowo napinać. Po kilku minutach dotarłem do drugiej platformy, w niezręczny sposób wydostałem siebie i swój bagaż z wagonika, po czym puściłem go wolno, obserwując jego podróż powrotną nad środek rzeki.