×

Vi använder kakor för att göra LingQ bättre. Genom att besöka sajten, godkänner du vår cookie-policy.


image

Tomek na wojennej ścieżce - Alfred Szklarski, W drodze do Veracruz

W drodze do Veracruz

Apacze sprowadzili konie pod mury puebla. Tomek właśnie ujął cugle Nil'chi, gdy naraz zza pobliskiego zakrętu wypadła gromada jeźdźców na mustangach. Ujrzawszy Apaczów, wrzasnęli przeraźliwie i runęli na nich jak burza.

W mgnieniu oka rozgorzała straszliwa walka. Byli to vaquerzy[60] zatrudnieni na ranczu Don Pedra oraz pomoc pospiesznie ściągnięta od sąsiadów. Pogoń prowadzili uwolnieni kilka dni temu na interwencję Tomka dwaj Metysi. Wiedzieli przecież, o co chodziło Apaczom, więc też z łatwością domyślili się, gdzie należało ich szukać. Pragnęli pomścić śmierć Meksykanina i zniszczenie rancza.

[60] Vaquero (hiszp.) – pastuch bydła.

Zaskoczeni Apacze i Nawahowie w pierwszej chwili poszli w rozsypkę; kiedy jednak spostrzegli, z kim mają do czynienia, mimo przewagi liczebnej wroga rzucili się w wir walki.

Czarna Błyskawica pierwszy dojrzał obydwu niedawnych jeńców. Ogarnęła go wściekłość. Wskoczył na swego mustanga. Z tomahawkiem w dłoni rzucił się na Metysów. Zaraz też jeden z nich runął śmiertelnie ugodzony. Czarna Błyskawica dopadł drugiego. Błyszczący topór śmignął w powietrzu. Wtem jego mustang potknął się i razem z jeźdźcem potoczył się na ziemię. Apacze z okropnym wyciem skoczyli na pomoc. Kłębowisko ludzi i mustangów przewaliło się pod mury puebla.

Bosman walczył z najwyższą pasją. Teraz zorientował się, że walka przybiera dla nich coraz bardziej niepomyślny obrót, pobiegł więc do Tomka osłaniającego Sally i zawołał:

– Skacz na Nil'chi i umykaj z dziewczyną! Tomek zrozumiał, że nie ma chwili do stracenia. Mieszkańcy puebla mogli uderzyć z drugiej strony i z łatwością przyczynić się do pogromu. Ponadto stronnicy Don Pedra byli znacznie liczniejsi.

– Prędzej, do licha! Nie widzisz, co się dzieje? – wrzasnął bosman. – Prędzej! Zgubisz dziewczynę!

Nowa grupa jeźdźców gnała prosto na nich. Tomek przygryzł wargi. Wskoczył na Nil'chi. Szybko pochylił się, ogarnął Sally ramieniem, posadził ją przed sobą i krzyknął:

– Nil'chi! Klacz z miejsca ruszyła galopem. Kilku vaquerów odłączyło się od bandy i pognało za nimi. Tomek dobył rewolweru. Odwrócił się i dwukrotnie nacisnął spust. Jeden jeździec chwycił się za ramię, zaraz też wstrzymał konia. Inni popędzili dalej za Tomkiem, lecz Nil'chi dopiero nabierała rozpędu. Pościg zostawał coraz dalej za nimi.

W pierwszej chwili Tomek nie zastanawiał się, dokąd mają uciekać. Teraz, dopiero gdy ucichł gwar bitewny, uważnie rozejrzał się po okolicy. Zaraz też skierował Nil'chi ku północy, w kierunku granicy. – Tommy, tak bardzo się boję o pana bosmana, Czarną Błyskawicę i wszystkich Apaczów – rzekła Sally i rozpłakała się.

– Ja też się o nich boję.

– To dlaczego sami się ratujemy, a ich zostawiamy?

– Nigdy bym w potrzebie nie opuścił przyjaciół, gdyby nie chodziło o ciebie – odparł Tomek.

Nagle w niewielkiej odległości przed nimi wyłoniła się kawalkada jeźdźców. Tomek przyhamował Nil'chi. Czyżby to byli Meksykanie? Na szczęście Sally, odwrócona twarzą do niego i cała zapłakana, nie mogła spostrzec nowego niebezpieczeństwa.

– To wszystko przeze mnie… – żaliła się. – Tylu dzielnych ludzi naraża dla mnie życie, a ja… nic nie mogę… pomóc.

– Teraz musimy myśleć o czym innym. Twoja matka umarłaby z żałości, gdybyś zginęła – pocieszał ją Tomek, starając się przebić wzrokiem tumany pyłu. Już miał zawrócić klacz na wschód, gdy lekki wiatr rozwiał kurzawę. Tomek ujrzał wyraźnie duże, popielate kapelusze pilśniowe, granatowe mundury i połyskującą w słońcu broń. To byli żołnierze. Jechali trójkami. Środkowy jeździec w pierwszym szeregu trzymał proporzec.

– Gwiaździsty sztandar! To amerykańska kawaleria! – wrzasnął Tomek.

Zanim Sally zorientowała się w sytuacji, już kawalerzyści otaczali ich kołem.

– Hallo, young man! [61] – wołano zewsząd.

[61] Witaj, młodzieńcze!

– Tommy, cóż to za panienka? – żywo zapytał kapitan Morton, podjeżdżając do Tomka. Właśnie na rozkaz gubernatora Nowego Meksyku urządził wypad wywiadowczy i nieoczekiwanie napotkał Tomka z Sally, już niemal uznaną za zaginioną.

– Opatrzność chyba was zesłała! – pospiesznie krzyknął Tomek. – Odnaleźliśmy Sally Allan. Porwali ją Zuni namówieni przez Don Pedra. Na nieszczęście podczas rozprawy Don Pedro został zabity. Później wszystko wytłumaczę, lecz teraz musimy spieszyć na pomoc, ponieważ mój przyjaciel, bosman Nowicki, i nasi sojusznicy, Indianie, którzy pomogli nam odbić Sally, toczą walkę z przeważającą bandą vaquerów Don Pedra. Polegną wszyscy, jeśli nie przybędziemy im z pomocą. Mnie bosman kazał ratować Sally…

– Panie kapitanie, kochani, kochani, ratujcie bosmana, Czarną Błyskawicę i dzielnych Apaczów… – zawołała Sally, na nowo wybuchając głośnym, żałosnym płaczem.

– Cóż ty mówisz, śliczna panienko? Czarna Błyskawica? – zdumiał się Morton.

– Ratujcie, ratujcie ich! – szlochała Sally.

Morton szeroko otwierał zdumione oczy, lecz jako wytrawny żołnierz pogranicza nie tracił czasu na wyjaśnienia.

– Gdzie toczy się bitwa? – zapytał krótko.

– Przy pueblu Zuni – wyjaśnił Tomek. – Wskażę drogę!

– Naprzód, co koń wyskoczy! – krzyknął Morton, uderzając wierzchowca ostrogami.

Oddział kawalerzystów pomknął z szybkością wiatru. W pełnym biegu rozwinęli się w szereg. Na przedzie, tuż obok Mortona i Tomka, gnał kawalerzysta z proporcem Stanów Zjednoczonych. Wkrótce usłyszeli odgłosy walki.

Morton wydał rozkaz. Odezwał się głos trąbki wzywający do ataku.

Tomek się przeraził, gdy ujrzał swych towarzyszy w opłakanym stanie. Dzielni Apacze i Nawahowie bronili się na pagórku przy pueblu. Vaquerzy zasypywali ich gradem kul. Gdyby nie odsiecz, wyginęliby co do jednego.

Kawalerzyści jak huragan przetoczyli się po vaquerach. Teraz z okrzykiem trwogi Meksykanie uciekali w kaktusowe chaszcze.

Kapitan Morton pognał za nimi ze swymi żołnierzami, podczas gdy Tomek i Sally pozostali przy przyjaciołach. Bosman i sprzymierzeni Indianie, będąc u kresu sił, jeszcze nie mogli uwierzyć, że to Nah'tah ni yez'zi w ostatniej chwili sprowadził pomoc. Pierwszy ochłonął bosman. Wyglądał jak demon zniszczenia. Twarz, pierś i całe ciało osmalone miał ogniem, od stóp do głów zbryzgany był krwią. W prawej dłoni trzymał ciężki tomahawk. Wolno zbliżył się do Tomka i Sally przerażonych jego wyglądem.

– A to nas przyparli do muru! – odezwał się, ciężko dysząc. – W sam czas przybyliście z pomocą, nie ma co mówić…

Zaczęto znosić rannych i zabitych. Kilku dzielnych wojowników nie dawało już znaku życia. Zaraz na początku bitwy poległ mężny wódz Długie Oczy, ratując Czarną Błyskawicę. Obok niego leżał na ziemi Przecięta Twarz i inni. Czerwony Orzeł i Palący Promień w milczeniu pochylali się nad ciężko rannym Czarną Błyskawicą. Sally i Tomek przypadli doń, do głębi przejęci. Chociaż nie stracił jeszcze przytomności, od razu widać było, że to jego ostatnie chwile.

Kawalerzyści całą gromadą wracali z pościgu. Kapitan Morton zeskoczył z konia. Przystanął przy konającym wodzu obok Tomka i klęczącej zapłakanej Sally.

Czarna Błyskawica długo spoglądał na swego białego przyjaciela Nah'tah ni yez'zi. Na zawsze pozostanie tajemnicą, o czym wówczas rozmyślał ten groźny wódz rewolucjonistów, który poprzysiągł śmierć wszystkim najeźdźcom, a teraz oddawał życie w obronie białego przyjaciela i białej dziewczyny – Białej Róży. Tak oto kończył się jego sen o wolności Indian…

Tomek przyklęknął przy wodzu. Bardzo ostrożnie ujął jego stygnącą już dłoń. Czarna Błyskawica lekko się uśmiechnął.

– Topór… dla wrogów, serce dla… przyjaciół – wyszeptał.

Tomek nawet nie usiłował ukryć łez płynących po twarzy.

– Wybacz mi, jeśli możesz, Czarna Błyskawico. Przyjaźń nasza nie przyniosła ci szczęścia…

– Nie mów tak, Nah'tah ni yez'zi… – szepnął Indianin zamierającym głosem. – Prawdziwa… przyjaźń… to skarb…

Głowa jego bezwładnie opadła na kolana Czerwonego Orła. Duch wielkiego, szlachetnego Indianina rozpoczął wędrówkę do Krainy Wiecznych Łowów. Teraz dopiero naprawdę odzyskał utraconą wolność.

Kapitan Morton zdjął kapelusz. Stał z opuszczoną na piersi głową. Nikt nie dowiedział się, o czym rozmyślał ten nieprzejednany wróg czerwonoskórych. Musiały to być niewesołe myśli. Twarz jego zasępiła się ponuro. Kawalerzyści odkryli głowy.

Palący Promień zaczął nucić wojenną pieśń Apaczów…

Po pamiętnej bitwie w pobliżu puebla Zuni w domu szeryfa Allana odbyła się ważna narada. Napad i zniszczenie rancza Don Pedra poruszyły umysły przeciwników Indian.

Dzięki wpływom ogólnie szanowanego szeryfa śledztwo zawisło na jakiś czas w próżni, lecz niektórzy ranczerzy domagali się zwołania specjalnej komisji w celu rozpatrzenia całej sprawy.

W takiej sytuacji dalszy pobyt krewkich Polaków w Stanach Zjednoczonych był jak najmniej pożądany. Rozsądny szeryf doradzał im drogę powrotną przez Meksyk. Pani Allan natychmiast zgodziła się na ten projekt, a obydwaj przyjaciele uznali to również za najlepsze wyjście z kłopotliwej sytuacji.

Nie tylko oni dwaj byli zagrożeni. Główne ostrze ataku kierowało się przeciwko Indianom ukrywającym się na terytorium Meksyku. Mieszkańcy tajemniczego kanionu byli teraz zmuszeni pomyśleć o swym bezpieczeństwie, toteż na naradę zaproszono wodza Chytrego Lisa i Palącego Promienia.

Chytry Lis okazał dużo dobrej woli i rozsądku. Gdy szeryf głowił się, w jaki sposób mógłby pomóc czerwonoskórym przyjaciołom, wódz zapytał Tomka, czy w dalszym ciągu ma zamiar zwerbować grupę Indian na wyjazd do Europy. Gdy otrzymał potwierdzającą odpowiedź, rzekł:

– Wobec tego wojownicy, którzy brali udział w bitwie, pojadą z Nah'tah ni yez'zi i Grzmiącą Pięścią do Europy. Ugh!

W ten sposób ostatnia trudność została rozwiązana. Nah'tah ni yez'zi zapewnił Apaczów, że nie będą musieli nosić ubrań białych ludzi. Nakłaniał ich nawet do zabrania całego dobytku ze starymi tipi włącznie. Szeryf ofiarował Indianom doskonałe mustangi – mieli się przecież popisywać w Europie brawurową jazdą oraz tresurą koni.

Tylko jeden Palący Promień był milczący i smutny. Śmierć nie była dla niego tak łaskawa jak dla Czarnej Błyskawicy. Teraz miał cichą nadzieję, że wyzwany swego czasu na pojedynek Grzmiąca Pięść skróci jego nędzny żywot. Bosman, jakby wyczuł nastrój małego wodza, zbliżył się doń i rzekł:

– Radzę ci jechać z nami, brachu. Czemu zwieszasz nos na kwintę?

– Czy Grzmiąca Pięść zapomniał już, że wyzwałem go do walki na śmierć i życie? – zapytał Palący Promień.

– Iii, kto by tam takie drobiazgi pamiętał – wesoło odparł bosman. – Ramię przy ramieniu walczyliśmy z Pueblosami, a teraz miałbym szlachtować cię jak… – W ostatniej chwili zorientował się, iż byłby palnął głupstwo, więc szukał właściwego słowa. W końcu dodał: – Niedźwiedzia?

Odwaga bosmana podczas bitwy zjednała mu wielki szacunek wśród Indian. Palący Promień wiedział, że nie może sprostać mu siłą. Wolał jednak odważnie zginąć, niż żegnać Skalny Kwiat jako narzeczoną białego człowieka.

Tymczasem marynarz daleki był od krwiożerczych myśli. Klepnął Indianina poufale w ramię i rzekł:

– Na wieczną między nami zgodę chcę ci uczynić pewną propozycję. Zaproś mnie na drużbę na swoje wesele ze Skalnym Kwiatem. No co, zgoda?

– Przecież ona ciebie wybrała…

– Kiep jesteś, Palący Promieniu! To jej szlachetny tatuś w ten sposób ocalił moją czuprynę. Ona kocha tylko ciebie!

W zagubionym wśród kaktusowej głuszy kanionie, na rusztowaniu wzniesionym ze ściętych drzew spoczywał w napowietrznej mogile wódz Apaczów i Nawahów – Czarna Błyskawica. W pobliżu niego pochowani byli również wódz Długie Oczy i wszyscy wojownicy polegli w walce pod pueblem Zuni.

Nieopodal mogiły wodza stała trójka białych przyjaciół. Byli to: Sally, Tomek i bosman. Po raz ostatni przyszli go pożegnać.

Tomkowi wydawało się, że bohaterska śmierć na polu walki była dla tego dumnego Indianina jedynym wybawieniem przed niesprawiedliwością na ziemi. Przecież marzenia Czarnej Błyskawicy nie mogły się urzeczywistnić. Jego dzieje i jego epoka należały już do przeszłości. Rezerwaty były zbyt ciasne dla wodza łaknącego prawdziwej wolności, o którą walka skazana była z góry, na niepowodzenie.

– No, czas już na nas – odezwał się bosman, spoglądając na Sally i Tomka.

– Czas już na nas – jak echo powtórzył Tomek.

Jeszcze raz obrzucił smutnym spojrzeniem mogiłę Czarnej Błyskawicy i sąsiednie groby Apaczów.

Sally delikatnym ruchem ujęła go pod ramię. Podeszli ku wierzchowcom. Bosman pomógł Sally dosiąść konia, po czym udali się w dół kanionu. Wkrótce znaleźli się w gromadce Indian, przygotowanych już do drogi.

Dążyli wprost ku najbliższej stacji kolejowej, skąd razem z panią Allan mieli udać się pociągiem do portu Veracruz.

Bosman przynaglił konia. Niebawem zbliżył się do Sally i Tomka. Przysłuchiwał się ich rozmowie.

– Jeżeli tylko czas pozwoli, to zwiedzimy Meksyk, stolicę tego kraju – mówił Tomek. – Chciałbym obejrzeć sławne muzeum starożytności. Nie masz Sally, pojęcia, ile tam ciekawych zabytków. Ponadto stolica Meksyku jest położona najwyżej z wielkich miast i stolic na całym świecie…

– Chłopak znów zaczął po swojemu – mruknął bosman. – Hm, ale ta mała mimo to wpatruje się w niego jak sroka w gnat! Ładna z nich parka, nie ma co mówić!

Learn languages from TV shows, movies, news, articles and more! Try LingQ for FREE

W drodze do Veracruz |||Веракрус On the way to Veracruz

Apacze sprowadzili konie pod mury puebla. |привели|||| Tomek właśnie ujął cugle Nil'chi, gdy naraz zza pobliskiego zakrętu wypadła gromada jeźdźców na mustangach. ||взяв|поводи коней|||||близького||вибігла|||| Ujrzawszy Apaczów, wrzasnęli przeraźliwie i runęli na nich jak burza. побачивши||закричали|жахливо||помчалися||||

W mgnieniu oka rozgorzała straszliwa walka. |миттєво||спалахнула|жахлива| Byli to vaquerzy[60] zatrudnieni na ranczu Don Pedra oraz pomoc pospiesznie ściągnięta od sąsiadów. ||ковбої|найняті|||||||швидко виклик|допомога швид|| Pogoń prowadzili uwolnieni kilka dni temu na interwencję Tomka dwaj Metysi. Погоня||звільнені|||||втручання||| Wiedzieli przecież, o co chodziło Apaczom, więc też z łatwością domyślili się, gdzie należało ich szukać. ||||||||||додумалися||||| Pragnęli pomścić śmierć Meksykanina i zniszczenie rancza. |помститися|||||

[60] Vaquero (hiszp.) ковбой| – pastuch bydła. пастух|

Zaskoczeni Apacze i Nawahowie w pierwszej chwili poszli w rozsypkę; kiedy jednak spostrzegli, z kim mają do czynienia, mimo przewagi liczebnej wroga rzucili się w wir walki. Здивовані|||||||пішли в роз||розсипку||||||||справи|||чисельній|||||wir|

Czarna Błyskawica pierwszy dojrzał obydwu niedawnych jeńców. |||дозрів||недавніх| Ogarnęła go wściekłość. Охопила||гнів Wskoczył na swego mustanga. Z tomahawkiem w dłoni rzucił się na Metysów. Zaraz też jeden z nich runął śmiertelnie ugodzony. |||||||поранений Czarna Błyskawica dopadł drugiego. ||зловив| Błyszczący topór śmignął w powietrzu. блискучий|сокира|пронісся|| Wtem jego mustang potknął się i razem z jeźdźcem potoczył się na ziemię. |||спіткнувся|||||вершником|покатився||| Apacze z okropnym wyciem skoczyli na pomoc. ||жахливим|||| Kłębowisko ludzi i mustangów przewaliło się pod mury puebla. скупчення||||перекотилося||||

Bosman walczył z najwyższą pasją. ||||пристрастю Teraz zorientował się, że walka przybiera dla nich coraz bardziej niepomyślny obrót, pobiegł więc do Tomka osłaniającego Sally i zawołał: ||||||||||||||||який прикрива|||

– Skacz na Nil'chi i umykaj z dziewczyną! ||||втікай|| Tomek zrozumiał, że nie ma chwili do stracenia. Том понимал, что нельзя терять ни минуты. Mieszkańcy puebla mogli uderzyć z drugiej strony i z łatwością przyczynić się do pogromu. |||ударити|||||||сприяти погр|||погрому Ponadto stronnicy Don Pedra byli znacznie liczniejsi. |прихильники|||||численнішими

– Prędzej, do licha! швидше ж|| Nie widzisz, co się dzieje? – wrzasnął bosman. закричав| – Prędzej! швидше Zgubisz dziewczynę! втратиш|

Nowa grupa jeźdźców gnała prosto na nich. Tomek przygryzł wargi. |прикусив|губи Wskoczył na Nil'chi. Szybko pochylił się, ogarnął Sally ramieniem, posadził ją przed sobą i krzyknął: |||обняв||плечем|посадив|||||

– Nil'chi! Klacz z miejsca ruszyła galopem. Kilku vaquerów odłączyło się od bandy i pognało za nimi. |вакерів|відокремилося|||||помчалися|| Tomek dobył rewolweru. Odwrócił się i dwukrotnie nacisnął spust. |||||спусковий г Jeden jeździec chwycił się za ramię, zaraz też wstrzymał konia. ||вхопився|||плече|||зупинив| Inni popędzili dalej za Tomkiem, lecz Nil'chi dopiero nabierała rozpędu. |поспішали||||||||розгону Pościg zostawał coraz dalej za nimi. |залишався||||

W pierwszej chwili Tomek nie zastanawiał się, dokąd mają uciekać. |||||думав||куди|| Teraz, dopiero gdy ucichł gwar bitewny, uważnie rozejrzał się po okolicy. ||||гомін|бійки||оглядівся||| Zaraz też skierował Nil'chi ku północy, w kierunku granicy. – Tommy, tak bardzo się boję o pana bosmana, Czarną Błyskawicę i wszystkich Apaczów – rzekła Sally i rozpłakała się.

– Ja też się o nich boję.

– To dlaczego sami się ratujemy, a ich zostawiamy?

– Nigdy bym w potrzebie nie opuścił przyjaciół, gdyby nie chodziło o ciebie – odparł Tomek. |||||покинув||||||||

Nagle w niewielkiej odległości przed nimi wyłoniła się kawalkada jeźdźców. |||відстані|||виникла||каравана| Tomek przyhamował Nil'chi. |зупинив Н| Czyżby to byli Meksykanie? Na szczęście Sally, odwrócona twarzą do niego i cała zapłakana, nie mogła spostrzec nowego niebezpieczeństwa. |||обернена||||||вся в сль|||помітити||

– To wszystko przeze mnie… – żaliła się. ||||скаржилася| – Tylu dzielnych ludzi naraża dla mnie życie, a ja… nic nie mogę… pomóc. стільки|сміливих||піддає|||||||||

– Teraz musimy myśleć o czym innym. Twoja matka umarłaby z żałości, gdybyś zginęła – pocieszał ją Tomek, starając się przebić wzrokiem tumany pyłu. |||||||втішав|||намагаючись||пробити||| Już miał zawrócić klacz na wschód, gdy lekki wiatr rozwiał kurzawę. ||повернути|||||легкий|||пилу пилу Tomek ujrzał wyraźnie duże, popielate kapelusze pilśniowe, granatowe mundury i połyskującą w słońcu broń. ||чітко||попелясті||фетрові|темно-сині|мундири||блискучу||| To byli żołnierze. ||солдати Jechali trójkami. |тройками Środkowy jeździec w pierwszym szeregu trzymał proporzec. ||||ряді||прапор

– Gwiaździsty sztandar! Зоряний|прапор To amerykańska kawaleria! – wrzasnął Tomek. закричав|

Zanim Sally zorientowała się w sytuacji, już kawalerzyści otaczali ich kołem. |||||||кавалеристи|оточували||

– Hallo, young man! Привіт|молодий| [61] – wołano zewsząd. кликали звід|з усіх боків

[61] Witaj, młodzieńcze! |юначе

– Tommy, cóż to za panienka? – żywo zapytał kapitan Morton, podjeżdżając do Tomka. Właśnie na rozkaz gubernatora Nowego Meksyku urządził wypad wywiadowczy i nieoczekiwanie napotkał Tomka z Sally, już niemal uznaną za zaginioną. |||губернатора|||влаштував|вилаз|розвідувальний|||зустрів||||||вже майже в||зниклою

– Opatrzność chyba was zesłała! Провидіння|||послала - Должно быть, вас послало провидение! – pospiesznie krzyknął Tomek. поспішно|| – Odnaleźliśmy Sally Allan. Ми знайшли|| Porwali ją Zuni namówieni przez Don Pedra. |||підбурені||| Na nieszczęście podczas rozprawy Don Pedro został zabity. |||суді|||| Później wszystko wytłumaczę, lecz teraz musimy spieszyć na pomoc, ponieważ mój przyjaciel, bosman Nowicki, i nasi sojusznicy, Indianie, którzy pomogli nam odbić Sally, toczą walkę z przeważającą bandą vaquerów Don Pedra. ||||||||||||||||союзники|||допомогли||||ведуть|||переважаючою|||| Polegną wszyscy, jeśli nie przybędziemy im z pomocą. загинуть||||прийдемо||| Mnie bosman kazał ratować Sally…

– Panie kapitanie, kochani, kochani, ratujcie bosmana, Czarną Błyskawicę i dzielnych Apaczów… – zawołała Sally, na nowo wybuchając głośnym, żałosnym płaczem. ||дорогі||рятуйте|||||сміливих||||||вибухаючи||жалобним|

– Cóż ty mówisz, śliczna panienko? |||гарна|панянко Czarna Błyskawica? – zdumiał się Morton. здивувався||

– Ratujcie, ratujcie ich! – szlochała Sally. плакала|

Morton szeroko otwierał zdumione oczy, lecz jako wytrawny żołnierz pogranicza nie tracił czasu na wyjaśnienia. |||здивовані||||досвідчений|||||||

– Gdzie toczy się bitwa? |відбувається|| – zapytał krótko.

– Przy pueblu Zuni – wyjaśnił Tomek. – Wskażę drogę! Я вкажу|

– Naprzód, co koń wyskoczy! Вперед|||вистрибне - Вперед, чтобы лошадь прыгнула! – krzyknął Morton, uderzając wierzchowca ostrogami. ||ударяючи||шпорами

Oddział kawalerzystów pomknął z szybkością wiatru. ||помчався||| W pełnym biegu rozwinęli się w szereg. |||розвинулися|||ряд Na przedzie, tuż obok Mortona i Tomka, gnał kawalerzysta z proporcem Stanów Zjednoczonych. ||поруч||||||кавалерист||прапором|| Wkrótce usłyszeli odgłosy walki. ||звуки|

Morton wydał rozkaz. Odezwał się głos trąbki wzywający do ataku. |||трубки|закликавший||

Tomek się przeraził, gdy ujrzał swych towarzyszy w opłakanym stanie. ||перелякався||||||жалюгідному| Dzielni Apacze i Nawahowie bronili się na pagórku przy pueblu. хоробрі|||||||на пагорбі|| Vaquerzy zasypywali ich gradem kul. вакері|засипали||| Gdyby nie odsiecz, wyginęliby co do jednego. ||підмога|вимерли б б|||

Kawalerzyści jak huragan przetoczyli się po vaquerach. |||прокотилися|||вакерах Словно ураган, кавалеристы пронеслись над вакерами. Teraz z okrzykiem trwogi Meksykanie uciekali w kaktusowe chaszcze. ||||||||чагарники

Kapitan Morton pognał za nimi ze swymi żołnierzami, podczas gdy Tomek i Sally pozostali przy przyjaciołach. |||||||солдатами||||||залишилися||друзями Bosman i sprzymierzeni Indianie, będąc u kresu sił, jeszcze nie mogli uwierzyć, że to Nah'tah ni yez'zi w ostatniej chwili sprowadził pomoc. ||союзники||будучи||краю||||||||||||||привів| Pierwszy ochłonął bosman. |першим охолов| Wyglądał jak demon zniszczenia. |||руйнування Twarz, pierś i całe ciało osmalone miał ogniem, od stóp do głów zbryzgany był krwią. |грудь||||обгоріле|||||||вкритий кров|| W prawej dłoni trzymał ciężki tomahawk. Wolno zbliżył się do Tomka i Sally przerażonych jego wyglądem. |||||||переляканих||

– A to nas przyparli do muru! |||приперли|| – odezwał się, ciężko dysząc. |||важко дихаю – W sam czas przybyliście z pomocą, nie ma co mówić… |||ви приїхали||||||

Zaczęto znosić rannych i zabitych. |вивозити||| Kilku dzielnych wojowników nie dawało już znaku życia. |хоробрих|||||| Zaraz na początku bitwy poległ mężny wódz Długie Oczy, ratując Czarną Błyskawicę. ||||пав||||||| Obok niego leżał na ziemi Przecięta Twarz i inni. Czerwony Orzeł i Palący Promień w milczeniu pochylali się nad ciężko rannym Czarną Błyskawicą. |||||||схилилися|||||| Sally i Tomek przypadli doń, do głębi przejęci. |||прибули до нь|нього|||глибоко враж Салли и Том шли в ногу, глубоко обеспокоенные. Chociaż nie stracił jeszcze przytomności, od razu widać było, że to jego ostatnie chwile. |||||||||||||моменти

Kawalerzyści całą gromadą wracali z pościgu. |||||переслідування Kapitan Morton zeskoczył z konia. Przystanął przy konającym wodzu obok Tomka i klęczącej zapłakanej Sally. зупинився||помираючому||||||плачущею|

Czarna Błyskawica długo spoglądał na swego białego przyjaciela Nah'tah ni yez'zi. Na zawsze pozostanie tajemnicą, o czym wówczas rozmyślał ten groźny wódz rewolucjonistów, który poprzysiągł śmierć wszystkim najeźdźcom, a teraz oddawał życie w obronie białego przyjaciela i białej dziewczyny – Białej Róży. ||залишиться||||тоді|||страшний||||присягнув|||загарбникам||||||||||||| Tak oto kończył się jego sen o wolności Indian… ||закінчувався||||||

Tomek przyklęknął przy wodzu. |на коліна|| Bardzo ostrożnie ujął jego stygnącą już dłoń. ||взяв||що охолоджується|| Она очень осторожно взяла его уже остывающую руку. Czarna Błyskawica lekko się uśmiechnął.

– Topór… dla wrogów, serce dla… przyjaciół – wyszeptał. Топір||||||

Tomek nawet nie usiłował ukryć łez płynących po twarzy. |||||сліз|що течуть||

– Wybacz mi, jeśli możesz, Czarna Błyskawico. Przyjaźń nasza nie przyniosła ci szczęścia… |||принесла||

– Nie mów tak, Nah'tah ni yez'zi… – szepnął Indianin zamierającym głosem. ||||||||задумливим| – Prawdziwa… przyjaźń… to skarb…

Głowa jego bezwładnie opadła na kolana Czerwonego Orła. ||безсило|опустилася|||| Duch wielkiego, szlachetnego Indianina rozpoczął wędrówkę do Krainy Wiecznych Łowów. |||||подорож|||| Teraz dopiero naprawdę odzyskał utraconą wolność. |||відновив|втрачену| Только теперь он по-настоящему обрел утраченную свободу.

Kapitan Morton zdjął kapelusz. ||took off| Stał z opuszczoną na piersi głową. ||||грудях| Nikt nie dowiedział się, o czym rozmyślał ten nieprzejednany wróg czerwonoskórych. Musiały to być niewesołe myśli. |||неприємні| Twarz jego zasępiła się ponuro. ||похмурні||похмуро Kawalerzyści odkryli głowy. Кавалеры открыли для себя головы.

Palący Promień zaczął nucić wojenną pieśń Apaczów… |||підспівувати|||

Po pamiętnej bitwie w pobliżu puebla Zuni w domu szeryfa Allana odbyła się ważna narada. |пам'ятній||||||||||відбулася|||нарада Napad i zniszczenie rancza Don Pedra poruszyły umysły przeciwników Indian. ||||||збурили|||

Dzięki wpływom ogólnie szanowanego szeryfa śledztwo zawisło na jakiś czas w próżni, lecz niektórzy ranczerzy domagali się zwołania specjalnej komisji w celu rozpatrzenia całej sprawy. ||взагалі||||зависло|||||вакуумі||||||скликання|||||розгляду справи||

W takiej sytuacji dalszy pobyt krewkich Polaków w Stanach Zjednoczonych był jak najmniej pożądany. ||||перебування|гарячих||||||||бажаний В такой ситуации дальнейшее пребывание кровожадных поляков в Соединенных Штатах было наименее желательным. Rozsądny szeryf doradzał im drogę powrotną przez Meksyk. Розумний||радив||||| Pani Allan natychmiast zgodziła się na ten projekt, a obydwaj przyjaciele uznali to również za najlepsze wyjście z kłopotliwej sytuacji. |||||||||||визнали|||||||незручної|

Nie tylko oni dwaj byli zagrożeni. |||||в небезпеці Główne ostrze ataku kierowało się przeciwko Indianom ukrywającym się na terytorium Meksyku. |атаки||направлялося||||які ховалися|||| Mieszkańcy tajemniczego kanionu byli teraz zmuszeni pomyśleć o swym bezpieczeństwie, toteż na naradę zaproszono wodza Chytrego Lisa i Palącego Promienia. |||||||||безпеці|тому на|||||||||

Chytry Lis okazał dużo dobrej woli i rozsądku. Gdy szeryf głowił się, w jaki sposób mógłby pomóc czerwonoskórym przyjaciołom, wódz zapytał Tomka, czy w dalszym ciągu ma zamiar zwerbować grupę Indian na wyjazd do Europy. ||міркував||||||||||||||||||вербувати|||||| Gdy otrzymał potwierdzającą odpowiedź, rzekł: ||підтвердж||

– Wobec tego wojownicy, którzy brali udział w bitwie, pojadą z Nah'tah ni yez'zi i Grzmiącą Pięścią do Europy. ||||||||поїдуть||||||Громовою|Грімучий|| Ugh!

W ten sposób ostatnia trudność została rozwiązana. ||||||вирішена Nah'tah ni yez'zi zapewnił Apaczów, że nie będą musieli nosić ubrań białych ludzi. |||забезпечив||||||||| Nakłaniał ich nawet do zabrania całego dobytku ze starymi tipi włącznie. змушував||||забрати||майна||старими||включно з Он даже призвал их забрать все свое имущество, включая старые типи. Szeryf ofiarował Indianom doskonałe mustangi – mieli się przecież popisywać w Europie brawurową jazdą oraz tresurą koni. ||||||||показати себе|||бравурною|їзда||дресурою|

Tylko jeden Palący Promień był milczący i smutny. |||||мовчазний|| Śmierć nie była dla niego tak łaskawa jak dla Czarnej Błyskawicy. ||||||милосердна|||| Teraz miał cichą nadzieję, że wyzwany swego czasu na pojedynek Grzmiąca Pięść skróci jego nędzny żywot. ||тиху|||||||||Громова Дол|скоротить||жалюгідний|життя Теперь он молча надеялся, что Кулак Грома, вызванный когда-то на дуэль, сократит его жалкую жизнь. Bosman, jakby wyczuł nastrój małego wodza, zbliżył się doń i rzekł: ||відчув||||||нього||

– Radzę ci jechać z nami, brachu. Czemu zwieszasz nos na kwintę? |висиш|||п'яту Почему ты вешаешь нос?

– Czy Grzmiąca Pięść zapomniał już, że wyzwałem go do walki na śmierć i życie? ||Громова Дол||||викликав||||||| – zapytał Palący Promień.

– Iii, kto by tam takie drobiazgi pamiętał – wesoło odparł bosman. |||||дрібниці|||| – Ramię przy ramieniu walczyliśmy z Pueblosami, a teraz miałbym szlachtować cię jak… – W ostatniej chwili zorientował się, iż byłby palnął głupstwo, więc szukał właściwego słowa. плече||плече|ми боролися||побратимами||||вбивати||||||||||сказав||||правильного| - Плечом к плечу мы сражались с пуэблос, а теперь мне придется нахамить тебе, как... - В последний момент он понял, что нахамил бы дураку, и стал подыскивать подходящее слово. W końcu dodał: – Niedźwiedzia? |||ведмедя

Odwaga bosmana podczas bitwy zjednała mu wielki szacunek wśród Indian. |||||||повагу|| Palący Promień wiedział, że nie może sprostać mu siłą. ||||||протистояти|| Жгучий Луч знал, что не сможет ответить ему силой. Wolał jednak odważnie zginąć, niż żegnać Skalny Kwiat jako narzeczoną białego człowieka. вибрав|||||прощатися||||нареченою||

Tymczasem marynarz daleki był od krwiożerczych myśli. |||||кровожерлив| Klepnął Indianina poufale w ramię i rzekł: потиснув||потайки||плече|| Он доверительно похлопал индийца по плечу и сказал:

– Na wieczną między nami zgodę chcę ci uczynić pewną propozycję. |вічну|||||||| Zaproś mnie na drużbę na swoje wesele ze Skalnym Kwiatem. Запроси|||дружбу|||||| No co, zgoda?

– Przecież ona ciebie wybrała…

– Kiep jesteś, Palący Promieniu! Кіп||| To jej szlachetny tatuś w ten sposób ocalił moją czuprynę. |||||||||чуприну Ona kocha tylko ciebie!

W zagubionym wśród kaktusowej głuszy kanionie, na rusztowaniu wzniesionym ze ściętych drzew spoczywał w napowietrznej mogile wódz Apaczów i Nawahów – Czarna Błyskawica. |||||||на риштуван|піднятому||зрубаних||лежав||повітряній|повітряній мог|||||| W pobliżu niego pochowani byli również wódz Długie Oczy i wszyscy wojownicy polegli w walce pod pueblem Zuni.

Nieopodal mogiły wodza stała trójka białych przyjaciół. поруч|||||| Byli to: Sally, Tomek i bosman. Po raz ostatni przyszli go pożegnać. |||||попрощатися

Tomkowi wydawało się, że bohaterska śmierć na polu walki była dla tego dumnego Indianina jedynym wybawieniem przed niesprawiedliwością na ziemi. ||||||||||||гордого|||визволенням|||| Przecież marzenia Czarnej Błyskawicy nie mogły się urzeczywistnić. |||||||реалізуватися Jego dzieje i jego epoka należały już do przeszłości. Rezerwaty były zbyt ciasne dla wodza łaknącego prawdziwej wolności, o którą walka skazana była z góry, na niepowodzenie. |||тісні|||який прагне||||||засуджена|||||невдачу

– No, czas już na nas – odezwał się bosman, spoglądając na Sally i Tomka.

– Czas już na nas – jak echo powtórzył Tomek.

Jeszcze raz obrzucił smutnym spojrzeniem mogiłę Czarnej Błyskawicy i sąsiednie groby Apaczów. ||кинув|||могилу||||||

Sally delikatnym ruchem ujęła go pod ramię. |||взяла|||під руку Podeszli ku wierzchowcom. ||коням Bosman pomógł Sally dosiąść konia, po czym udali się w dół kanionu. |||осідлати||||вони вирушили|||вниз| Wkrótce znaleźli się w gromadce Indian, przygotowanych już do drogi. ||||групі|||||

Dążyli wprost ku najbliższej stacji kolejowej, skąd razem z panią Allan mieli udać się pociągiem do portu Veracruz. прямували||||станції|||||||||||||

Bosman przynaglił konia. |підштовх| Niebawem zbliżył się do Sally i Tomka. Przysłuchiwał się ich rozmowie.

– Jeżeli tylko czas pozwoli, to zwiedzimy Meksyk, stolicę tego kraju – mówił Tomek. |||||we will visit||столицю|||| - Если позволит время, мы посетим Мехико, столицу страны, - говорит Том. – Chciałbym obejrzeć sławne muzeum starożytności. ||відомий||античності Nie masz Sally, pojęcia, ile tam ciekawych zabytków. |||поняття||||пам'яток Вы даже не представляете, Салли, сколько здесь интересных достопримечательностей. Ponadto stolica Meksyku jest położona najwyżej z wielkich miast i stolic na całym świecie… Крім того||||розташована|найвищому рів|||||||| Кроме того, мексиканская столица занимает первое место среди крупных городов и столиц всего мира.....

– Chłopak znów zaczął po swojemu – mruknął bosman. ||||своєму способ|| - Мальчишка снова начал действовать по-своему, - пробормотал старшина. – Hm, ale ta mała mimo to wpatruje się w niego jak sroka w gnat! ||||||пильно дивиться|||||сова||гадюка на - Но малышка, тем не менее, смотрит на него, как сорока на комара! Ładna z nich parka, nie ma co mówić! |||пара|||| Отличная пара, нечего сказать!